To przedstawienie pełne trafnych spostrzeżeń o kobiecych i męskich pragnieniach i ich spełnianiu. 13 lat temu po raz pierwszy na deskach Teatru Współczesnego poznaliśmy przygody Henry'ego i Alice, a już w sobotę (13 grudnia) „Seks dla opornych” zostanie zagrany po raz dwusetny! „Na tym polega całe mistrzostwo tekstu, że on tak celnie opisuje to, co się dzieje między dwojgiem ludzi”, podkreśla aktor Konrad Pawicki.

„Nie przypuszczałem, że osiągniemy taki wynik”

Małżeństwo z 25-letnim stażem wyjeżdża na weekend do luksusowego hotelu. Zabierają ze sobą poradnik, który ma pomóc na nowo rozpalić ich życie intymne i uratować związek. „Seks dla opornych” z Beatą Zygarlicką i Konradem Pawickim w reżyserii Justyny Celedy swoją premierę miał w listopadzie 2012 roku. Wtedy nikt nie myślał o tym, że ponad dekadę później sztuka wciąż będzie gościć w repertuarze teatru. Aktualnie to najdłużej grany spektakl Teatru Współczesnego.

– Wiedziałem, że to przedstawienie, które jest w nurcie komercyjnym, więc będzie popularne i publiczność będzie chciała na nie przychodzić, ale nie przypuszczałem, że osiągniemy taki wynik – mówi Konrad Pawicki, odtwórca roli Henry'ego.

Z perspektywy czasu na historię patrzymy inaczej

Wraz z upływem lat „Seks dla opornych” zmieniał się nie tylko ze względu na liczbę zagranych spektakli.

– Dzisiaj gramy to zdecydowanie inaczej – zaznacza Pawicki. – Jeżeli traktuje się pracę poważnie, to nieuniknione jest, że spektakl ewoluuje. Nie pamiętam, kto powiedział, że praca nad spektaklem nie kończy się wraz z jego premierą, a dopiero zaczyna, ale to prawda. Każdy następny spektakl, jak nie chce się go odtwarzać, tylko tworzyć, będzie inny. My się też zmieniamy jako ludzie. Jak patrzę oczami dzisiejszego siebie na to, jak grałem pierwsze spektakle, to uśmiecham się do siebie, myśląc, jak mało wtedy wiedziałem o Henrym i o ile mniej doświadczonym byłem człowiekiem. Nasza aktorska relacja na scenie także dojrzewa. Najważniejsze jest, żeby między mną a Beatą była prawda. I nie da się tego osiągnąć, jeśli zareaguję w wyuczony sposób na zachowanie koleżanki, która z inną intencją podała tekst. Ostatnim razem, jak odwiedziła nas reżyserka, to powiedziała, że już nie będzie się w nic wtrącać, bo widzi, że to jest już nasz spektakl.

Rekordzistka na spektaklu była ponad 70 razy

Tak jak lubimy po kilka razy oglądać te same filmy, które przypadły nam do gustu, i wracamy do nich po jakimś czasie, tak samo jest ze spektaklem, który przez tyle lat jest na afiszu. „Seks dla opornych” ma swoją wierną fankę, która przedstawienie widziała już kilkadziesiąt razy.

– Wiem, że Małgosia Stoltman, szefowa grupy teatromaniaków Czesław, była na sztuce ponad 70 razy – mówi Pawicki. – W zasadzie gdyby trzeba było zrobić jakieś nagłe zastępstwo za Beatę, to Małgosia zna tekst na pamięć. Gdyby trzeba było mnie zastąpić, też pewnie dałaby radę, musiałaby tylko zostać poddana charakteryzacji.

– To mój absolutnie ukochany spektakl. Wracam na widownię jak do ukochanej książki, historii, którą znam na pamięć, ale która wciąż wzbudza we mnie wiele emocji – tłumaczy Stoltman. – Tak wiele rzeczy sprawia, że jest to zjawisko teatralne wręcz przecudowne. Kocham „Seks dla opornych” za klimat opowiadania z niezwykłą delikatnością i humorem o sprawach ważnych. Za to, że każdy pewnie znajdzie tam kawałek, w którym pomyśli „to o mnie...”. Za cudowną grę aktorską Beaty i Konrada. Do tego świetna muzyka, niezwykłe dialogi. Oczywiście, że mnóstwo tekstów weszło do języka Czesławowego – od sławnego „Ave Cezar” przez „kupię sobie skuter…” po „tylko ja i mewy!”. 

Nie zawsze zgodnie z planem

Ciężar odpowiedzialności za spektakl „Seks dla opornych” spoczywa na barkach dwójki aktorów na scenie, którzy niemalże z niej nie schodzą.

– Mi w ogóle to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie – przyznaje Pawicki. – Wolę takie przedstawienia, niż te, kiedy schodzę do garderoby. I to nie dlatego, że tak bardzo lubię być w centrum uwagi, ale bycie non stop na scenie daje inną energię, kompletnie wchodzi się w daną rzeczywistość. Pojawiając się i znikając trochę się to traci.

Mimo tak wielu zagranych spektakli, czasem zdarza się lekko potknąć.

– Są momenty, kiedy ucieka słowo – przyznaje Pawicki – ale jesteśmy na tyle zżyci z tą rzeczywistością i bohaterami, że jak to, co napisane w tekście ucieknie, to powiemy coś innego, co będzie znaczyło to samo, bo świetnie znamy sens i intencje.

Pytany o zabawne wpadki na scenie, mówi, że nie przywiązuje wagi do takich anegdot. Po chwili dodaje:

– Może jak zawiązuję Beacie oczy, właściwie całą twarz, swetrem z angory. Na niejednym przedstawieniu ma problem z powiedzeniem potem kwestii, bo musi wypluwać te kłaki – dzieli się Pawicki.

– Moja recydywa na tym spektaklu sprawia, że czekam wręcz na zmiany i odstępstwa od oryginału – mówi Stoltman. – Dwa najpiękniejsze to akcja zbierania przez Konrada szczątków wazonu, który poległ w czasie spektaklu. A aktorzy tam przecież grają na bosaka, więc nie było łatwo. I mój ukochany – gdy magicznym zrządzeniem losu łóżko zostało postawione odwrotnie....ale dlaczego wzbudziło to radość aktorów i publiczności nie zdradzę – zobaczcie sobie sami. 

Nie tylko komediowe elementy

W „Seksie dla opornych” nie brak scen, które wywołują salwy śmiechu.

– Ale nie po to, by którąś postać czy sytuację wyśmiać, ale by widz się uśmiechnął do siebie, że i on taki jest – zauważa Pawicki. – Że ktoś jest jak Henry, nie umie tańczyć i absolutnie nie da się do tego namówić, ale nagle coś go poniosło i daje się porwać muzyce. Albo śmiały pomysł z lateksową bielizną. To spojrzenie ciepłym okiem na to, co robi kobieta, która próbuje rozbudzić pożądanie u męża.

Jednak jak podkreśla Pawicki, choć spektakl swoim tytułem może sugerować „pikantną komedyję”, która rozbawi po pachy, w rzeczywistości jest o czymś innym.

– To trochę taka terapia. Sprawdzone źródła donoszą, że było kilka par, które dzięki temu spektaklowi się nie rozpadły, że zadział na nich terapeutycznie. I dla nas to był znak, że warto taki teatr robić – przyznaje Pawicki. – Jak graliśmy pierwsze spektakle, cieszyliśmy się, że to tak pięknie działa na publiczność. Że zarówno te elementy śmieszne rozbawiają, jak i wzruszają chwile, w których ludzie prawie że sięgają po chusteczki. Na tym polega całe mistrzostwo tekstu, że on tak celnie opisuje to, co się dzieje między dwojgiem ludzi, którzy spędzają ze sobą życie, że to jest słodko-gorzka przygoda.

Czego życzyć na kolejne 200 spektakli?

– Żeby przedstawienie żyło, żeby się zmieniało, dawało publiczności radość, wzruszenie i taką okazję do refleksji nad związkiem i życiem – mówi Pawicki. – No i jeżeli mamy uratować jeszcze jakiś związek przed rozpadem, to oby się to udało.