„Smutek i żal, lecz zdrowie tylko jedno. Niestety ubywa go szybciej niż myśleliśmy. Na chwilę obecną planujemy dotrwać z produkcją do 23 grudnia. Czy damy radę, nie wiem. Chęci i marzenia są, życie jednak przewrotne i potrafi zgasić każdy zapał. Człowieka nie maszyna, trudniej naprawić” – informuje Andrzej Reczyński.
Jak relacjonuje, niektórzy z klientów już robią zapasy, które mrożą. „Uprzedzamy jednak, że jest jakiś limit ilościowy, jaki można wypiec (nie tracąc na jakości)” – zaznacza.
Decyzja o zamknięciu piekarni wywołała smutek wśród szczecinian. Jak podkreślają, będą tęsknić za zapachem świeżego chleba, który o każdej porze dnia roztacza się po Rayskiego. Za „żółwikami i pierwiastkami”, którymi pan Andrzej zagadywał każdego klienta. Za każdym bochenkiem, bułką i uśmiechami małżeństwa.
Do lokalu przy Rayskiego przychodził pomagać już za małolata i to za czasów poprzedniego właściciela, Bronisława Rucińskiego. Ten przyjechał do Szczecina w maju 1945 roku i bardzo chciał przejąć lokal przy ówczesnej Kronprinzenstraße, do którego przydzielone było również mieszkanie.
W sierpniu 1979 roku piekarnię zaczęła prowadzić rodzina Reczyńskich. Niewiele zmienili w samej hali, jak i w sklepie - dokupili jedną maszynę, dorobili dwa kotły. W latach 80. pan Andrzej położył nowe kafle w przedsionku. To jeszcze zdobycze peweksowe. Prowadzenie piekarni przejął po ojcu w 2002 roku.
Chleb z piekarni Reczyńskich zawędrował do Australii, Kanady, Meksyku a nawet dopłynął na Spitsbergen.
Komentarze