W linii prostej to niewiele ponad 1,5 kilometra od Bramy Portowej, ale zaczyna się tutaj nieco inny świat. Na Wyspie Puckiej nie ma zwartej zabudowy z blokami czy kamienicami, samochody przejeżdżają tylko raz na jakiś czas, a sklep jest tylko jeden (i wcale nie jest to Żabka). Można za to spotkać leniwie pasące się krowy albo zajrzeć na pola uprawne. Ten wiejski klimat kryje jdnak od lat te same problemy mieszkańców. – Ciężko nam się mieszka, ale dobrowolnie się stąd nie usuniemy. Czujemy się tutaj jak Aborygeni – mówi Elżbieta Flis.

Aborygeni to nazwa ludów rdzennych z różnych regionów świata, przede wszystkim kojarzona z Australią i Oceanią. W dosłownym tłumaczeniu są to „ci, którzy byli tutaj od początku”. W przypadku mieszkańców Wyspy Puckiej można raczej mówić o drugim, ewentualnie trzecim pokoleniu wychowującym się w tym miejscu.

– Mieszkam tutaj od 40 lat. Pochodzę z wioski i podoba mi się, że na wyspie mogę poczuć się podobnie. Mamy z mężem gospodarstwo, praca w polu jest ciężka, ale jednocześnie daje psychiczny odpoczynek i szansę przemyślenia wielu spraw. Tak jak większość sąsiadów, chciałabym tutaj mieszkać do końca swoich dni – podkreśla Elżbieta Flis, która jest jednocześnie przewodniczącą Rady Osiedla Międzyodrze-Wyspa Pucka.

Dużo więcej działkowców niż zameldowanych mieszkańców

Rozmawiamy w niewielkim pawilonie, w którym mieści się siedziba rady osiedla. Obok jest duże boisko, właściwie jedyne publiczne miejsce rekreacji na wyspie. Osiedlowcy, mimo uszczuplonego ostatnio przez miasto budżetu, starają się tam organizować sąsiedzkie imprezy. Niedawno odbyła się „Sobótka na wyspie”. Była okazja do zabawy i integracji mieszkańców z okolicznymi działkowcami.

Tych pierwszych jest zameldowanych na Wyspie Puckiej tylko 234 (stan na marzec). Użytkowników działek jest dużo więcej. Od Polskiego Związku Działkowców nie otrzymaliśmy dokładnej liczby, ale mowa o nawet kilku tysiącach osób. Zresztą wystarczy spojrzeć na mapę, by zobaczyć jak rozległy teren zajmują tutaj ogródki działkowe. Przede wszystkim w środkowej części wyspy, gdzie znajdziemy ROD „Stoczniowiec”, ROD „Wyspa Pucka” i ROD „Jutrzenka”.

Zamiast krzywej wieży był krzywy sklep

– Zawsze czekamy aż zrobi się ciepło, bo wtedy obroty zdecydowanie rosną. Przyjeżdżają działkowcy, kupują kiełbaski, piwo. Tak naprawdę zimą przychodzi tylko garstka okolicznych mieszkańców – opowiada pan Artur, właściciel jedynego sklepu na Wyspie Puckiej, mieszczącego się przy ul. Marynarskiej.

Kiedyś wspomniany sklep stanowił swego rodzaju ciekawostką, bo był... krzywy. A mówiąc precyzyjne, mocno pochylony ze względu na osiadający z jednej strony grunt.

– To prawda, że byliśmy z tego znani, ale stawało się to już uciążliwe. Zdarzało się, że rzeczy zsuwały nam się po podłodze. Trzeba było rozebrać stary budynek i postawić w jego miejscu nowy sklep – tłumaczy nam właściciel, pokazując szyld z nazwą ArKa, czyli połączeniem inicjałów imion pary prowadzącej sklep: Artura i Karoliny. – To właśnie dla niej przeprowadziłem się na Wyspę Pucką – podkreśla pan Artur.

Bez kanalizacji, ale z rozbudowanymi ogródkami działkowymi

Gdy odwiedzamy sklep, sezon działkowy dopiero się rozpoczyna, półki nie są wypełnione towarami. Są natomiast kartki z informacjami, których w sklepach w śródmieściu Szczecina nie zobaczymy. Choćby o skupie zużytych butli gazowych albo o firmie zajmującej się usługami asenizacyjnymi, czyli opróżnianiem szamb. Na Wyspie Puckiej nie ma bowiem kanalizacji.

– Można u nas zrobić kanalizację podciśnieniową, która na takim niestabilnym gruncie byłaby najlepsza. Pan prezydent znalazł jednak przepis, że na taką inwestycję zameldowanych jest u nas zbyt mało osób. Ale przecież powinno się liczyć osoby zamieszkujące dany teren, a u nas bardzo dużo osób mieszka nie do końca legalnie na działkach – mówi Elżbieta Fis.

Wystarczy zresztą przespacerować się w głąb wyspy, by zobaczyć, że niektóre „altanki” przypominają raczej małe wille i są zamieszkiwane przez cały rok. Osiedlowcy z Wyspy Puckiej narzekają, że rozbudowa ogródków działkowych przyczynia się do nadmiernego obciążania gruntu i w konsekwencji osiadania wyspy. Czy znajduje się to pod kontrolą odpowiednich organów?

– Istniejące ogrody działkowe znajdują się w zarządzie ROD i to zarząd ma wpływ na zainwestowanie i sposób użytkowania działek ogrodniczych i ich kontrolę. Rodzinne ogrody działkowe zarządzają swoim zasobem na podstawie ustawy o rodzinnych ogrodach działkowych, gdzie wskazano zasady, w tym zakazy w zabudowie i zagospodarowaniu – tłumaczy Sylwia Cyza-Słomska z urzędu miasta.

Przedstawiciele Polskiego Związku Działkowców nie odpowiedzieli na nasze pytania.

„Egzystujemy tu od lat na walizkach, bo nie wiemy co z nami będzie”

Mieszkańcy Wyspy Puckiej mają też do miasta żal, że w kwestiach własnościowych działkowcy mogą często czuć się od nich pewniej. Od lat zablokowana jest bowiem możliwość wykupienia komunalnych nieruchomości. Nie ma też zgody na nowe inwestycje mieszkaniowe. Nawet takie planowane w odpowiedniej odległości od innych zabudowań i w konstrukcji nie obciążającej nadmiernie gruntu.

– W związku  z rekomendacją Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie,  które wskazało, że z uwagi na charakterystyczny dla tych obszarów wysoki poziom wód gruntowych oraz stagnację wód opadowych i roztopowych, co oznacza wzrost ryzyka powodziowego, niewskazane jest wprowadzanie nowej zabudowy na tereny dotychczas niezurbanizowane, które może generować zagrożenie dla życia i zdrowia przebywających tam ludzi oraz ich mienia – tłumaczy Sylwia Cyza-Słomska z urzędu miasta.

– Jesteśmy pewni, że polityka miasta prowadzi do tego, żeby nas stąd wyrzucić. Chodzi o to, żeby poczekać aż Wyspa Pucka się wyludni, będzie otwarty teren dla deweloperów i wtedy okaże się, że nie ma problemu z wysokim poziomem wód – odpowiada Elżbieta Flis. – Wszyscy „niesprywatyzowani” mieszkańcy egzystujemy tu od lat na walizkach, bo nie wiemy co z nami będzie.

Jak bardzo Wyspie Puckiej grozi powódź?

Mowa tu o mieszkańcach poniemieckich budynków zlokalizowanych w północnej części wyspy. Kiedyś była tam nawet szkoła i kaplica. Dziś zabudowań jest coraz mniej. Co roku na listę miejskich nieruchomości do wyburzenia trafiają kolejne obiekty z tej okolicy. Najczęściej te, które nie były dzierżawione, stały puste i niszczały.

– Taka jest polityka miasta, związana z zagrożeniami na które powołują się urzędnicy, choć nigdy nie mieliśmy tutaj powodzi. Nawet w czasie powodzi stulecia w 1997 roku obroniliśmy wyspę i woda się do nas nie wlała. Jesteśmy zresztą teraz otoczeni wysokim wałem niczym Biskupin – mówi przewodnicząca rady osiedla.

Jak jednak informują Wody Polskie, Wyspa Pucka nie jest w pełni bezpieczna przed powodzią. – Jest to teren specyficzny, o bardzo niskich rzędnych terenu, znaczna część obszaru wyspy to depresja. Jej teren wymaga odwadniania poprzez melioracyjną stację pomp. Są tam niekorzystne warunki geotechniczne, przeważającą część wyspy stanowią grunty organiczne – torfy – informuje Agnieszka Jędrych z Wód Polskich.

Jeśli nawet przyjąć, że fale powodziowe do tej pory nie zagroziły poważniej Wyspie Puckiej, to już kilkukrotnie zniszczenia przynosiły deszcze nawalne. Tak było chociażby w 2017 i 2021 roku, gdy obie stacje pomp nie nadążały z pracą, a rowy melioracyjne z odprowadzaniem wody (zdaniem mieszkańców są one zaniedbane i zbyt rzadko koszone). Zniszczone zostały wówczas niemal wszystkie uprawy.

Tajemnicą smaku szczecińskiej marchwi jest torf

Na Wyspie Puckiej jest bowiem 9 gospodarstw rolnych. Było ich więcej, ale część rolników zrezygnowała, a ich potencjalnych następców trudno zachęcić krótką umową dzierżawy na 3 lata, jaką obecnie proponuje miasto. Wszystkie tereny rolne są teraz skumulowane w jednym miejscu wyspy.

– Mam tam 4,90 ha ziemi, na której uprawiamy przede wszystkim marchew, podobnie zresztą jak większość sąsiadów. Wszystko robimy przy nich ręcznie, nie używając żadnych nawozów. To ciężka praca, ale daje dużą satysfakcję. Oferujemy zdrową marchew pobawioną azotynów i azotanów, co każdego roku potwierdza nam sanepid. No i ważny jest smak, który zawdzięczamy naszym torfowym gruntom. Zaopatrujemy głównie hurtownie, ale po nasze marchewki przyjeżdżają też specjalnie indywidualni klienci – opowiada Elżbieta Flis.

Szczecinianie z innych osiedli rzadko jednak wybierają się na Wyspę Pucką. Najczęściej, jeśli nie mają tam znajomych z domem czy działką, ta okolica pozostaje dla nich ziemią nieznaną. Mimo że przecież znajduje się tak blisko śródmieścia 400-tysięcznego miasta.