Zaprezentowali świeżutki teledysk do „Nie tak bardzo nad morzem”, dali świetny koncert, przygotowali teatralne widowisko, a do tego pięknie wyglądali. Sobotnia premiera szczecińskiego kwartetu w radiowej sali koncertowej była rezultatem pracy wielu osób, ale jak to brzmiało, jak to wyglądało! Profesjonalnie i artystycznie w każdym calu - szczera uciecha dla zmysłów.

Atmosfera tego wieczoru była bardzo rodzinna i dało się wyczuć tę przyjemną harmonię współpracy w powietrzu. Zespół zdaje się lepszy z koncertu na koncert. Dziewczyny dumniej stoją na scenie, uśmiechają się szczerze, a te odrobinę zadziorne pewność i radość służą im bardzo, Julii szczególnie. Prócz koncertu, było też kilka ujmujących przemówień i szczerych podziękowań. Publiczność miała okazję poznać każdego, kto szczególnie zaangażował się w projekt i kilka z tych osób powiedziało nawet kilka słów. Mówiono miło i dobrymi słowy, z wielkim przywiązaniem i może nawet odrobiną żalu, że cała ta artystyczna przygoda jednak dobiegła końca.

Multi-art-live act

Klipowe czy muzyczne premiery kojarzą mi się ze sceną dzieloną z innymi muzykami i zwyczajnie wspólnym koncertowaniem. Kępisty Quartet rozegrał swój debiut inaczej – dał publiczności szansę liznąć tego, co doświadczało zespół przez ostatnie miesiące intensywnej pracy. Oni nie tylko pokazali swój teledysk, ale odegrali go zręcznie na żywo. Sobotniego występu nie można nazwać tylko koncertem czy projekcją video, bo była tam odrobina każdej ze sztuk: teatralnej, muzycznej, lirycznej, sztuki wizażu czy inscenizacji. W salce koncertowej przygotowano pięć małych scen – każdy muzyk miał swoją. Wszyscy ładnie ubrani, wycackani, mili dla oka. Od czasu do czasu tajemniczy bohaterowie w czerni odgrywali swoje partie z pleciugowymi lalkami. A do tego wszystkiego, za tło służyły animacje – wariacje - zgaduję, że szczecińskie kadry, wyimki z pracy. Sztuka premiery, proszę Państwa. I jeszcze teksty do pozazdroszczenia – łączyć tak inteligencję z wrażliwością to umiejętność. Ja zazdroszczę. Najbardziej podobały mi się trzy utwory: klipowe „Nie tak bardzo nad morzem”, „Łotr” trochę kojarzący mi się z „Szują” w wykonaniu prześwietnej Kwiatkowskiej oraz subtelne „Pobujaj mnie”. A jeśli o gwiazdę wieczoru chodzi – mowa tu o teledysku w reżyserii Szymona Nygarda – w głowie kołacze mi się jeden wyraz szczególnie: Brawo!

Autor: Diana Marczewska