„Sztuka nie potrzebuje ofiar. Nie jest potrzebne całkowite podporządkowanie się wizji reżysera czy dyrektora” – podkreśla dyrektor Teatru Współczesnego w Szczecinie Michał Buszewicz. „Sztuka musi być wolna, entuzjastyczna, emocjonalna. Musi wynikać z miłości, wcale nie z jakiejś złości” – dodaje dyrektor Teatru Polskiego w Szczecinie Adam Opatowicz.

Konferencja „Kultura pod presją” zebrała pełną widownię sali symfonicznej Filharmonii im. Mieczysława Karłowicza w Szczecinie. Obecni byli pracownicy instytucji kultury, artyści i mieszkańcy, którzy przez kilka godzin wysłuchiwali najpierw solowych wystąpień prelegentów, a potem dyskusji przedstawicieli środowisk twórczych. 

Mowa była o mobbingu, wypaleniu zawodowym, stresie, zagrożeniach psychospołecznych w świecie kultury.

„Komu powinienem wierzyć i komu powinienem ufać?”

Niedawno premierę miały reportaże Igi Dzieciuchowicz zebrane w publikację „Teatr. Rodzina Patologiczna”. To historie o przemocy w teatrze, cenie, jaką płaci się za sztukę, mechanizmach władzy i „ideach”, które często pozwalają chronić sprawców.

W 2019 roku głośno było o pracy zaliczeniowej Michała Telegi pt. „Aktorki, czyli przepraszam, że dotykam”. Młody reżyser poruszył temat fizycznych i emocjonalnych nadużyć obecnych w instytucjach i kolektywach artystycznych.

– Jako najmłodszemu w tym gronie, brakuje mi kompasu. Komu powinienem wierzyć i komu powinienem ufać? Z jednej strony mamy w teatrze bardzo mocną stronę antyprzemocową, która wyciąga te wszystkie sprawy zamiatane przez lata pod dywan. Z drugiej strony mamy Krystiana Lupę, który dla mnie jest papieżem polskiego teatru. On mówi, że musimy nauczyć się żyć z przemocowcami, a nawet czerpać od nich. I jak ja mam się w tym wszystkim odnaleźć? To pytanie, które musi też zadać sztuka – mówi Michał Telega, który był gościem szczecińskiej konferencji.

„To wszystko bulgocze w jednym kociołku”

Zgodnie z systemem reżysera Konstantina Stanisławskiego (1863-1938), aktor jest narzędziem w rękach reżysera, musi całkowicie podporządkować się autorytetowi dyrektora teatru.

Zdaniem dyrektora Teatru Współczesnego w Szczecinie Michała Buszewicza, wcale tak nie musi być, a sztuka nie potrzebuje ofiar.

– Wcale tak nie musi być, a sztuka nie potrzebuje ofiar – podkreśla dyrektor Teatru Współczesnego w Szczecinie Michał Buszewicz. – Nie jest potrzebne absolutne podporządkowanie się wizji reżysera czy wizji dyrektora. Potrzebne jest zbalansowanie tych sił i nieczynienie z aktora podwładnego, wykonawcy naszych zadań. Wejście w twórczy dialog, podczas którego każdy i każda z nas jest w stanie włożyć w to dzieło sztuki wysiłek i wartości, którym hołduje.

Jak jednak przyznaje, w procesie przygotowania spektaklu biorą udział różne siły.

– Ambicje, pozycja zajmowana w teatrze, pozycja w środowisku, pozycja artystyczna, nadzieja na sukces lub po prostu chęć odklikania pracy. Do tego dochodzą inne piony, nie tylko artystyczne, które też mają swoje ambicje lub potrzebę odpoczynku, być może niezapewnioną od miesięcy. To wszystko bulgocze w jednym kociołku i jeśli zostanie zbyt szczelnie zakryte, to mamy duże szanse na wybuch. Spory i kłótnie, nawet te radykalne, są elementem powstawania sztuki. Ale są też różne strategie rozbrajania tych konfliktów, zmniejszania impaktu – zaznacza.

„Czy cena jest tego warta?”

– Nie wiem, czy Stanisławski miał rację. Poniekąd tak. Ale czy do końca? Też nie. Wielcy przywódcy sztuki ciągną za sobą całe gromady wielbicieli i przeciwników. W tych twórczych sporach i działaniach powstają różnego rodzaju przedsięwzięcia, które wiążą się z silnymi emocjami. Uważam, że istnieją też inne drogi dochodzenia do pewnych rzeczy, ale pewnie dlatego nigdy nie będę Stanisławskim, ani Kantorem, ani Grotowskim. Oni w swoich oczekiwaniach byli bezwzględni, ale może dzięki temu osiągali swoje cele. Czy cena jest tego warta? Nie znam na to odpowiedzi – mówi dyrektor Teatru Polskiego w Szczecinie Adam Opatowicz.

Jak zaznacza, wszystko sprowadza się „do jednej istotnej rzeczy”.

– To szacunek do człowieka. Z jednej strony dopuszczamy jakiś rodzaj kłótni artystycznej, ale nie znamy granic. Każdy sam musi być sędzią w tej kwestii. We własnym sercu, sumieniu, głowie. Sztuka musi być wolna, entuzjastyczna, emocjonalna. Musi wynikać z miłości, wcale nie z jakiejś złości. Nie jestem zwolennikiem złego traktowania ludzi. To coś obrzydliwego – podkreśla.

„Mamy kompletny brak zaufania do polityki antymobbingowej”

W ubiegłym roku do Państwowej Inspekcji Pracy trafiło około 2 tysiące skarg dotyczących mobbingu.

– Tylko co 20. sprawa wniesiona do sądu kończy się pozytywnie dla pracownika. To oznacza, że szanse na dochodzenie roszczeń są nikłe. Nawet jeśli pracownik odniesie zwycięstwo przed sądem, to tylko pyrrusowe. Cena, jaką trzeba zapłacić za wygraną, jest tak wielka. Na nowo odżywa trauma – mówi Marcin Stanecki, Główny Inspektor Pracy. – Samych skarg nie jest dużo, ale nawet jeśli mamy w firmie procedury i polityki antymobbingowe, to w 2023 roku tylko 19 procent skarżących z nich skorzystało, a w 2024 roku – tylko 16 procent. Mamy kompletny brak zaufania do polityki, którą prowadzą pracodawcy. To przerażające – dodaje.

Według definicji to „uporczywe i długotrwałe nękanie lub zastraszanie pracownika, które ma na celu poniżenie, ośmieszenie lub wywołanie u niego zaniżonej oceny przydatności zawodowej”.

– Zdaniem praktyków, gdyby zwrócił się do nich klient, który doświadczyłby mobbingu, ci dochodziliby roszczeń z tytułu dyskryminacji. W przypadku mobbingu, ciężar dowodu spoczywa na osobie, która go doświadczyła. Pozyskanie świadków wśród pracowników prawie graniczy z cudem. Wiele osób nie chce zeznawać, najczęściej mówią, że nie pamiętają lub nie widziały – mówi Marcin Stanecki.

Ministerstwo Rodziny Pracy i Polityki Społecznej pracuje nad nową definicję mobbingu, który ma oznaczać zachowania polegające na uporczywym nękaniu pracownika. (powtarzane, nawracające lub stałe zachowanie), upokarzanie, uwłaczanie, zastraszanie, zaniżanie oceny przydatności zawodowej pracownika.

Po raz pierwszy w Szczecinie

„Kultura pod presją” to pierwsze tego typu wydarzenie w Szczecinie organizowane przez Państwową Inspekcję Pracy.

– Kultura to jeden z fundamentów naszej tożsamości, który wciąż stoi w obliczu wyzwań. Kultura, którą tworzymy i współtworzymy powinna być przestrzenią otwartą, wspierającą, twórczą i wolną od wszelkich form przemocy. Dlatego tak ważne jest, aby podejmować tematy, które z jednej strony nie są wygodne, ale z drugiej konieczne do budowania kultury opartej na wzajemnym szacunku i wsparciu – podkreśla Magdalena Wilento, zastępczyni dyrektora filharmonii im. Mieczysława Karłowicza w Szczecinie.