Temat wsparcia przedsiębiorców przy budowach obiektów kultury został zapoczątkowany, a w sumie wznowiony, przez prezesa firmy Calbud Edwarda Osinę. Podczas XXIII Gali Biznesu zaapelował do kolegów po fachu, aby wesprzeć budowę nowej siedziby Teatru Współczesnego. „My, jako przedsiębiorstwo, wykładamy milion złotych” – zadeklarował.
Ze strony przedsiębiorców zapadła cisza. Tylko nieliczni powiedzieli, co o tym sądzą. Gdyby jednak pomysł ten padł w XIX wieku, to najprawdopodobniej zostałby zrealizowany.
Hugenoci i pierwsze salony towarzyskie
– To specyficzny czas w Szczecinie. Wcześniej był miastem garnizonowym o dość prostych, niewyszukanych potrzebach. Po przyjeździe hugenotów, którzy mieli jednak bardziej wysublimowane potrzeby, powstały pierwsze salony towarzyskie. Pojawili się Sophia Tilebein i Carl Loewe, który organizuje pierwsze koncerty – przypomina architekt Aleksandra Kopińska-Szykuć.
Wraz z miejskim konserwatorem zabytków Michałem Dębowskim oraz dyrektorem Klasztoru Dominikanów w Prenzlau Stephanem Dillerem wzięli udział w dyskusji „Od Konzerthausu do Filharmonii”. To część projektu #1884, którego celem jest przybliżenie polsko-niemieckiej przeszłości.
„Potrzebowali miejsca, w którym można się pokazać”
W 1866 roku kompozytor Carl Loewe założył Stettiner Musikverein (Szczeciński Związek Muzyczny). I choć od kilkunastu lat w mieście funkcjonował już Teatr Miejski (sfinansowany przez przedsiębiorców, wzniesiony na terenie „Białego Placu Parad”), to wciąż brakowało miejsca dla orkiestr, koncertów, muzyków.
Przełomowym momentem okazała się likwidacja twierdzy, a co za tym idzie – uwolnienie przestrzeni pod nową zabudowę. Sytuację wykorzystali i muzycy, i przedsiębiorcy.
– Potrzebowali miejsca, w którym można się pokazać. Co z tego, że mam piękne futro, skoro nie mam się w nim gdzie zaprezentować? – mówi Aleksandra Kopińska-Szykuć.
– To było już kolejne pokolenie, które budowało pewien kapitał. Nie tylko finansowy, oparty na maszynach parowych i cementowniach. Budowali kapitał społeczny. Nikt nie oglądał się na władze miasta. Ludzie brali sprawy w swoje ręce – dodaje Michał Dębowski.
„Kosztował niebagatelną sumę”
Budowa Konzerthaus trwała półtora roku. Projekt zamówiono u berlińskiego architekta Franza Schwechtena. Kamień węgielny został wmurowany w maju 1883 roku, a już w październiku 1884 roku miało miejsce oficjalne otwarcie, które szeroko opisywała szczecińska prasa. Instytucja stanęła przy Augustastraße 48 (dzisiejsza ul. Małopolska).
– Niebagatelny, utrzymany w stylistyce włoskiego neorenesansu, skrojony na miarę. Jego budowę sfinansowało 450 szczecińskich przedsiębiorców. Kosztował niebagatelną sumę. Gmachu o podobnej randzie i klasie artystycznej nie było w mieście. Niedaleko stąd był Teatr Miejski. Również piękny, ale tam prowadzono głównie życie teatralne. A tutaj było miejsce dla muzycznego świata – opowiada miejski konserwator zabytków.
Na parterze znajdowały się restauracja i kawiarnia wiedeńska, z której poprowadzono wyjście na ogród i werandę dla 500 osób. Dwie sale – mniejsza i większa – zostały ulokowane na piętrze. Drugą część budynku zajęły pomieszczenia, w których organizowane były wystawy, wykłady, imprezy okolicznościowe.

„Był dumą Szczecina, oczkiem w głowie”
– Otwarcie Konzerthaus było ogromnym wydarzeniem. Był dumą Szczecina, oczkiem w głowie. Taki kombinat kulturalno-gastronomiczny. Mieszkańcy domagali się, aby nazwać go „Musenheim”, czyli „Przybytkiem Muz”. Władze miasta ostudziły jednak te zapędy i wskazały, że nazwa musi być pragmatyczna – przypomina Michał Dębowski.
W latach 20. ubiegłego wieku gmach został rozbudowany o półokrągłe skrzydło z nową sceną i proscenium, które powiększało możliwości repertuarowe. Zainstalowano nowe, 60-głosowe organy z wytwórni Grunenberga. Zmieniono również wnętrza, a w cały proces zaangażowano najlepsze pracownie rzemieślnicze z całych Niemiec.
– Na zasadzie puryzmu modernistycznego wnętrza zostały oczyszczone z detali. Pod kierownictwem ówczesnego architekta miasta Karla Weishaupta zaproponowano wystrój w stylu art deco. Dawna sztukateria została zachowana jedynie w głównej sali koncertowej – dodaje Michał Dębowski.

Mogliśmy mieć unikatowy na skalę Europy projekt
Konzerthaus został uszkodzony podczas nalotów alianckich. Zachowały się mury oraz niemal nieuszkodzona fasada. Były nawet plany, aby go odbudować.
– W 1948 roku powstał Wojewódzki Komitet Odbudowy Filharmonii, na którego czele stanął Piotr Zaremba. Były nawet zabezpieczone pieniądze z ministerstwa, aby zabezpieczyć ruiny. Te ściany stały mocno, pomimo spalonych wnętrz. W 1956 roku wykonano pierwszą inwentaryzację i kilka projektów – przypomina Michał Dębowski.
W 1958 roku, gdy filharmonicy przenieśli się do urzędu miasta, w Miastoprojekcie opracowano projekt przebudowy dawnego Konzerthaus na funkcje Teatru Dramatyczno-Muzycznego.
– Fasady miały być zachowane, a wewnątrz miał zostać wbudowany nowoczesny obiekt. Gdyby coś takiego wtedy zrealizowano, to mielibyśmy unikatowy, nawet na skalę europejską, projekt – uważa miejski konserwator zabytków.
Koniec końców wszystkie projekty poszły do szuflady i 5 lutego 1962 roku rozpisano przetarg na rozbiórkę.
Dziś to „lodowy pałac” z nagrodą im. Miesa van der Rohe
Idea odbudowy powróciła w 2004 roku, kiedy to zawiązał się Społeczny Komitet na rzecz Budowy Nowej Filharmonii Szczecińskiej. W 2007 roku, wspólnie ze szczecińskim oddziałem SARP, zorganizowano konkurs architektoniczny, w ramach którego wpłynęło 20 prac.
W skład 14-osobowego jury pod przewodnictwem Marka Dunikowskiego weszli m.in. architekt Miljenko Dumencic (autor Pazimu), ówczesny dyrektor Filharmonii Szczecińskiej Andrzej Oryl, architekt Stefan Kuryłowicz, reprezentujący społeczny komitet Jan Tarczyński, architekt Stefan Scholz z Izby Zawodowej Architektów Niemiec.
Nagrodę główną otrzymało hiszpańskie Estudio Barozzi Veiga. Budowa trwała trzy lata (2011 – 2014). Koszt inwestycji wyniósł 120 mln zł. Część pochodziła z budżetu Miasta Szczecina, pozostałe ze środków Unii Europejskiej.
W 2015 roku Filharmonia im. Mieczysława Karłowicza otrzymała nagrodę im. Miesa van der Rohe dla współczesnej architektury.
„Ludzie chcieli zagospodarować wolny czas”
Dlaczego w tamtych latach przedsiębiorcy tak chętnie finansowali instytucje kultury, a współcześnie rolę tę przejęło miasto?
– Szczecin z tamtych lat czuł potrzebę zaznaczenia siebie przez kulturę i sztukę. Ludzie chcieli zagospodarować wolny czas, a podróże nie były tak powszechne – mówi Aleksandra Kopińska-Szykuć.
W 2012 roku architekt zorganizowała „Rok Carla Loewego”. W ramach projektu, w Szczecinie miały miejsce wydarzenia o łącznym budżecie miliona złotych.
– Udało się tylko dzięki temu, że zdobyłam Patronat Prezydenta Polski. W inny sposób nie udałoby się tego zrobić. Widzę, jak ta gotowość do bycia partnerami wydarzeń kulturalnych spada. Przez to, że była pandemia, trwa wojna. Jesteśmy w lęku, mamy obawy i nie chcemy wydawać pieniędzy – podejrzewa.
Jak jednak podkreśla: „Inicjatywa pana Edwarda Osiny jest bardzo cenna”.

Komentarze
11