„W nocy z 16 na 17 sierpnia 1944 roku zatrzymały się wskazówki zegara na wieży zamkowej w Stettinie. Brytyjskie bomby spowodowały na zamku szczecińskim ogromne zniszczenia, a ogień strawił niemal wszystko poza murami zewnętrznymi i niektórymi sklepieniami”.

Tymi słowami Leszek Adamczewski rozpoczyna „szczeciński” rozdział w swojej książce „Śmierć z nieba”. To już druga pozycja tego autora, która trafiła w moje ręce. Mając w pamięci wrażenia z lektury „Burzy nad Provinz Pommern”, zdecydowałam się sięgnąć po kolejną książkę, która opisuje wydarzenia z okresu II wojny światowej. I chociaż „śmierć z nieba” to nie tylko Szczecin, ale szeroko opisane alianckie naloty (a fragmentami także działania nazistów), to właśnie rozdział szczeciński mnie „przyciągnął”. Szybko jednak się okazało, że lokalny, nieco osobisty (bo dziś to przecież moje miasto, miasto, nad którym niegdyś latały bombowce RAF-u) wątek jest jedną z wielu zalet tej książki.

Ujęte w najdrobniejszym szczególe

Już przy pierwszej (czytanej przeze mnie) książce Adamczewskiego zostałam „zdobyta” prowadzoną przez autora narracją. Książce, chociaż jest opisem faktów, daleko do zbioru suchych wydarzeń i dat. Autor sięga do różnych źródeł, wspomnień, prezentuje archiwalne fragmenty gazet, filmów, cytuje wspomnienia zwykłych obywateli, ale także prominentnych działaczy partii Hitlera. „Tej nocy był najcięższy jak dotychczas atak lotniczy na Hamburg. Anglicy pojawili się nad miastem od ośmiuset do tysiąca samolotów.[…] Kaufmann przekazuje mi pierwszy raport na temat skutków brytyjskiego ataku powietrznego. Mówi o katastrofie na niewyobrażalną skalę” – pisał w swych dziennikach w 1943 roku Joseph Goebbels.

Obok wojskowych (zarówno aliantów, jak i nazistów), obok działaczy politycznych, dziennikarzy są wspomnienia ludzi, którzy w czasie wojny przechodzili piekło. „Szybko spadły pierwsze bomby. Trzęśliśmy się ze strachu. Wielu omal nie zemdlało. Pacjenci płakali. Ryk samolotów i huk bomb stawały się coraz bliższe. Wydawało się, że znaleźliśmy się w piekle” – wspominała w latach 70. XX wieku Lore Thran, pielęgniarka z Kolonii.

Słowo i obraz

To wszystko – uporządkowane wydarzenia, daty, kolejne zniszczone miasta, strategiczne cele – jest udokumentowane fotografiami. Tak jak w przypadku słowa pisanego i tutaj Adamczewski sięga po pełen wachlarz obrazów. Od zdjęć lotniczych, które przedstawiają efekt nalotów, poprzez archiwalne fotografie prezentujące miasta chwilę po bombardowaniach. Płonące budynki, ciała ofiar, gruzy. Aż po zdjęcia współczesne, ukazujące odbudowane obiekty. Na dłużej zatrzymuję się przy kilkustronicowej „wkładce” kolorowych zdjęć, na których przedstawione są zarówno historyczne, jak i współczesne fotografie.

Ta „dokumentacja” słów w postaci obrazów jest zresztą pewnym potwierdzeniem mojej opinii o autorze. Bo także tutaj widać jego zaangażowanie w temat, część zdjęć pochodzi z jego prywatnych zbiorów, część z nich jest jego autorstwa. Miejsca, o których pisze, są mu znane, był tam, widział. Jednocześnie zdjęcia są łyżką dziegciu w beczce miodu, bo nie mogę zrozumieć, dlaczego pod częścią fotografii widnieje podpis „Fot. Internet”. Adamczewski nawiązuje także do filmów i w książce znajdziemy kadry z nich, a pod każdym adnotację z jakiego dokładnie filmu pochodzą. Nic na wzór „źródło: Internet”. Razi mnie to, szczególnie, gdy na koniec przeglądam bibliografię. Ponad 70 pozycji.

Historia, o której nie możemy zapomnieć

W aktualnej sytuacji w Europie, w świetle rosyjskiej agresji na Ukrainę, w natłoku informacji zza wschodniej granicy, książka może być zbędnym przeciążeniem. Potrzeba oderwania się od wojennych sprawozdań może być silniejsza niż chęć sięgnięcia po wydarzenia z lat 40. XX wieku. Albo wręcz przeciwnie, może to ten typ książki, po którą powinniśmy sięgać, bo przecież już to – jako Europa, jako świat – przerabialiśmy. Historia lubi się powtarzać. Szczególnie ta, o której się nie pamięta. Więc czytajmy Adamczewskiego, który opisuje naloty (między innymi) na obiekty cywilne. A potem spacerujmy, Szczecinem, Hamburgiem, Żarami, Świnoujściem i myślmy o tych ulicach, w których dziś nie ma lejów po bombach.

Cena z okładki: 49,90 zł, cena w księgarniach: od 26,60 zł.