George Clooney niedawno zagrał rolę chodzącego własnymi ścieżkami indywidualisty (w filmie „W chmurach”) Tam jednak był osobą raczej nieszkodliwą dla otoczenia. W „Amerykaninie”Antona Corbijna kreuje kogoś znacznie bardziej niebezpiecznego …Film ten od 5 listopada można zobaczyć m.in. w szczecińskim „Multikinie”

Obraz powstał na podstawie powieści Martina Bootha „A Very Private Gentelman”, opublikowanej w 1990 roku (niedawno została także przetłumaczona na język polski). Tytułowy bohater odbiera i realizuje zlecenia, które otrzymuje od Pavla. Jest wykwalifikowanym mordercą, który doskonale spełnia swoje zadania do czasu, kiedy gdzieś w szwedzkiej głuszy zostaje namierzony przez nieznanego przeciwnika. Udaje mu się wyjść cało z tej opresji, ale musi się teraz ukryć. Pavel wskazuje mu małe miasteczko na wschód od Rzymu jednocześnie przekazując Jackowi kolejne zlecenie. Tym razem ma stać się rusznikarzem i zmontować broń (oraz amunicję do niej), dla pięknej Mathildy. W otoczeniu górskiej przyrody, w towarzystwie atrakcyjnej Clary (Violante Placido) główny bohater poznaje lepiej włoskie obyczaje i mentalność miejscowych ludzi. Często rozmawia z księdzem Benedetto (w tej roli Paolo Bonacello), który stara się  namówić Amerykanina na przeprowadzenie rachunku sumienia. Zdaje sobie sprawę, że nie jest on fotografem celującym w piękne pejzaże (za którego się podaje), ale kimś, kto wykonuje znacznie brudniejszą robotę...

Atmosfera osaczenia, podkreślona przez muzykę skomponowaną przez Herberta Grõnemeyera, w połączeniu z urokliwymi abruzyjskimi plenerami (zdjęcia powstawały także w Calascio, Anversa, Castelvecchio i Pacentro oraz w zakolu rzeki Aterno – miejscu bardzo znaczącym dla przebiegu akcji) są głównymi walorami estetycznymi tej produkcji. Jest to bowiem bezsprzecznie film sensacyjny, ale skrojony według europejskich wzorców. Obok sekwencji bardzo dynamicznych (wymiany ognia i pościgów) mamy do czynienia ze statycznymi, spowolnionymi scenami, które być może znudzą zwolenników typowego kina akcji. Twórcom „Amerykanina” zależało jednak na tym, by zrealizować film odbiegający od przyjętych standardów, nawet jeśli nie uniknęli podobieństw do kilku innych obrazów mówiących o ostatnim zleceniu zabójcy, który zamierza skończyć ze swoją profesją. To kolejne dobre dzieło Corbijna (po „Control”), który zapewne stanie się reżyserem jeszcze częściej zapraszanym do podobnych projektów.Chętnie obejrzę kolejny kryminał obyczajowy w takim  wydaniu.