Przeciętny Rosjanin nie ma przemyśleń na temat wojny w Ukrainie lub ją popiera. Choć ma dostęp do zachodnich źródeł informacji, woli swojską infosferę z imperialną narracją. 3 lata po rozpoczęciu “trzydniowej operacji specjalnej” o rosyjską mentalność, kulturę oraz postrzeganie państwa i wojny pytamy doktora Macieja Pieczyńskiego, publicystę, literaturoznawcę i rusycystę związanego z Uniwersytetem Szczecińskim.

Wywiad zapowiada międzynarodową konferencję „Rosja po inwazji na Ukrainę. Perspektywy badawcze” (27-28.10 na US).

Andrzej Kochański: Minęły 3 lata od rozpoczęcia pełnoskalowej rosyjskiej inwazji w Ukrainie. Jakie są obecnie największe problemy Rosji?

Dr Maciej Pieczyński: Wydawać by się mogło, że jej największym problemem jest fakt, iż wciąż trwa „trzydniowa specjalna operacja wojskowa”. Putin planował błyskawiczny podbój Ukrainy, tymczasem ponad trzy i pół roku później wciąż nie jest w stanie podbić nawet całego Donbasu. W rzeczywistości jednak trzeba pamiętać, że Rosja jest bardzo wytrzymała – gospodarczo, mentalnie, politycznie. 

Większe problemy ma Ukraina mimo poparcia całego świata zachodniego. To głównie na jej terenie toczy się wojna. To jej gospodarka jest zrujnowana. Donald Trump również jest bardziej problemem Ukrainy niż Rosji. Amerykański prezydent jest koncertowo wodzony za nos przez Putina. Jego spojrzenie na Rosję to mieszanka naiwności, podziwu dla silnego lidera oraz kompletnego braku wiedzy i zrozumienia, jakie zagrożenie niesie za sobą polityka Kremla.

Co myśli przeciętny Rosjanin o wojnie w Ukrainie? 

Przeciętny Rosjanin albo nie myśli na ten temat nic, albo wojnę popiera, albo po prostu uważa, że najlepiej się nie wychylać. Dostępne sondaże pokazują, że Putin cieszy się poparciem większości i wygrałby wybory nawet bez fałszerstw. Wiadomo, że na sondaże przeprowadzane w państwie autorytarnym należy patrzeć z pewnym dystansem. Wydaje się jednak, że pokazują one tendencje nastrojów społecznych dość wiarygodnie. Tym bardziej, że rzeczywistość w pewnym sensie potwierdza ich wyniki. 

Można oczywiście się łudzić, że Rosjanie w większości potępiają wojnę. Problem w tym, że nie ma na to żadnych dowodów. Nie widać tłumów na ulicach, masowej emigracji, buntów w armii czy jakichkolwiek innych symptomów, wskazujących na nastroje rewolucyjne. Większość Rosjan albo popiera wojnę, albo, niezależnie od poglądów, przeciwko niej aktywnie nie występuje. Nie ma większej różnicy, jaka jest ich motywacja. Ważne, że nie zamierzają się Putinowi sprzeciwiać. 

Skąd Rosjanie czerpią informacje o bieżących wydarzeniach?

Internet pozostaje jedną z najbardziej swobodnych i demokratycznych przestrzeni w Rosji, choć teoretycznie Moskwa próbuje ograniczać lub wręcz blokować dostęp do zachodnich stron czy portali społecznościowych. W rosyjskiej sieci można znaleźć dosłownie wszystko. Rosjanie sobie akurat tę wolność bardzo cenią. Nauczyli się w swej masie korzystać z VPN, dzięki któremu mogą obchodzić blokady. Jeśli więc chcą, to mają dostęp również do zachodnich źródeł informacji. Bez większego problemu mogą się zapoznać z zachodnim punktem widzenia na obecną sytuację. 

A jednak często świadomie wybierają oglądanie prowojennej propagandy w państwowej telewizji czy śledzenie prowojennych blogów na Telegramie. Dlaczego? Bo, mając świadomość, w jakim kraju żyją, wolą nie psuć sobie dobrego nastroju zagłębiając się w argumentację „wroga”. To strach i konformizm zarazem. 

Co kształtuje myślenie przeciętnych Rosjan w dużej skali? Czy plany imperialistyczne wyznaczane w narracji władz jeszcze przed pełnoskalową wojną na Ukrainie trafiają na podatny grunt?

W dużej mierze trafiają. Rosjanie lubią być rządzeni silną ręką. Lubią też czuć dumę z imperialnej potęgi swojego kraju. Jednym z wydarzeń, które na przestrzeni całej prezydentury Putina dały mu najwyższe poparcie, była aneksja Krymu. Co jednak istotne, Rosjanie chcą oglądać wojnę w telewizji i kibicować z oddali. Niekoniecznie mają ochotę osobiście ryzykować własnym życiem. Dość powiedzieć, że największe protesty po rozpoczęciu inwazji wybuchły w Rosji po ogłoszeniu częściowej mobilizacji…

Jak reaguje kultura rosyjska na obecną sytuację w kraju? 

To zależy która. W samej Rosji odgórnie promowana jest tzw. Z-literatura, czyli proza dokumentalna na temat „specoperacji”. Jej autorami są żołnierze i korespondenci wojenni. W swoich książkach opisują przeżycia z frontu, rzecz jasna z perspektywy zgodnej z prowojenną propagandą Kremla. Powstają też propagandowe, dość słabo nakręcone, wojenne seriale o „specoperacji”, przedstawiające Rosjan jako wyzwolicieli narodu ukraińskiego spod okupacji kijowskich faszystów. 

Natomiast kultura opozycyjna kwitnie na emigracji. Za granicę przeniósł się chociażby bardzo prestiżowy festiwal dramaturgii niezależnej „Lubimowka”. Zorganizował przy tym nabór sztuk teatralnych o wymowie antywojennej. Takich tekstów powstało mnóstwo. Są prezentowane w całym świecie zachodnim, również w Polsce. Można powiedzieć, że jest to – bardzo ciekawy zresztą – artystyczny głos „dobrych Rosjan” przeciwko agresji Putina na Ukrainę. 

Ponadto, za granicą funkcjonują też wybitni twórcy kultury, tacy jak Dmitry Glukhovsky, Iwan Wyrypajew czy Borys Akunin, którzy potępiają inwazję Rosji na Ukrainę, przez co są zaocznie skazywani na karę więzienia. Pod ich nieobecność w kraju najbardziej poczytnym pisarzem stał się Zachar Prilepin – twórca wybitny, ale wyznający poglądy bardzo imperialne, antyukraińskie i antyzachodnie, jednoznacznie popierający agresywną politykę Kremla. Prilepin zresztą cudem uniknął śmierci w zamachu, najprawdopodobniej zorganizowanym przez Służbę Bezpieczeństwa Ukrainy. Jako propagandysta wojny znalazł się na celowniku.  

Po rozpoczęciu pełnoskalowej wojny w Ukrainie z programów wydarzeń kulturalnych usuwano rosyjskich artystów. Jak to wygląda teraz i jaka postawa wydaje się racjonalna, gdy spojrzeć na to z naukowego dystansu?

Są dwie skrajności. Albo uważamy, że wszystko, co rosyjskie, jest złe, że każdy Rosjanin ma krew na rękach, a każda rosyjska książka – na okładce. Albo – to druga skrajność – łudzimy się, że rosyjska polityka i rosyjska kultura to dwie różne rzeczy, które można oddzielić od siebie, jednoznacznie potępiając pierwsze i bezkrytycznie popierając drugie. Nie, nie i jeszcze raz nie. 

Nie powinniśmy palić rosyjskich książek i każdego Rosjanina z osobna oskarżać o zbrodnie na Ukrainie. Ale też nie powinniśmy naiwnie mówić, że to „wojna Putina”. Większość Rosjan popiera wojnę (lub nic nie robi, by jej się sprzeciwić, co na jedno wychodzi), ale jednak nie wszyscy. O dobrych Rosjanach trzeba pamiętać. 

Natomiast co do samej kultury… Po pierwsze, w Rosji wielka kultura i wielka zbrodnia wzajemnie się nie wykluczają. Wielu wybitnych twórców rosyjskich popierało i popiera czy to despotyzm, czy to imperializm. Od tego, że są trubadurami imperium i sługusami cara, nie przestają być geniuszami. Po drugie, „wroga trzeba znać”. Skoro uważamy Rosję za zagrożenie, to tym bardziej powinniśmy studiować jej kulturę. Bo bez znajomości kultury danego kraju nie zrozumiemy też jego polityki, sposobu myślenia przywódców. A zatem nie będziemy wiedzieć, jak się przed tym krajem bronić. Po trzecie, po II Wojnie Światowej dalej czytano Goethego. Dlaczego więc teraz mielibyśmy przestać czytać Dostojewskiego? 

Nie ma dnia, żeby w nagłówkach głównych mediów nie pojawiały się spekulacje o końcu wojny czy słabym zdrowiu Putina. A jak realnie należy spojrzeć na ewentualne najbliższe scenariusze dotyczące sytuacji w Ukrainie?

Putin nie chce pokoju, więc nadal będzie trwać wojna. Jego celem jest podbój (lub polityczne podporządkowanie sobie) całej Ukrainy, a nie jakieś drobne ustępstwa terytorialne ze strony Ukrainy. A o rzekomo fatalnym stanie zdrowia Putina pojawiało się już tyle niesprawdzonych, nadmiernie optymistycznych informacji, że gdy w końcu Putin umrze, to nikt w to nie uwierzy.

***

Konferencja „Rosja po inwazji na Ukrainę. Perspektywy badawcze”

Przez dwa dni (27-28 października) w Sali konferencyjnej Biblioteki Międzywydziałowej US przy al. Piastów 40b swoją wiedzą o Rosji będą się dzielić literaturoznawcy, językoznawcy, historycy i politolodzy. 

Ponadto, w ramach konferencji odbędą się dwa okrągłe stoły nt. Rosji (z udziałem m.in. Arlety Bojke, prof. Hieronima Grali czy byłego ambasadora RP na Ukrainie Bartosza Cichockiego), czytanie performatywne sztuki antywojennej „Wania żyje”, pokaz filmu dokumentalnego o Putinie w reżyserii Konrada Szołajskiego, wreszcie: spotkanie ze znanym opozycyjnym pisarzem rosyjskim – Dmitry Glukhovsky wystąpi w poniedziałek o godz. 18.45. 

Szczegółowy program: https://wszczecinie.pl/wydarzenie/miedzynarodowa-konferencja-naukowa-rosja-po-inwazji-na-ukraine-perspektywy-badawcze/44132? data=2025-10-27%2016:10