Sztuka i kultura, zarządzanie miastem i dobra rozrywka. O tym wszystkim opowiada Piotr Huegel, wokalista Pilotów Nocy, znany również z głośnego musicalu Rent.

Karolina Woźniak - Piloci Nocy. Skąd pomysł na nazwę, co ona oznacza?

Piotr Huegel:

Pomysł na nazwę przyjechał z Częstochowy wraz z pierwszym gitarzystą zespołu, Robertem Madziarzem. Przywiózł ze sobą wówczas piosenkę „Piloci Nocy”. Uznaliśmy, że ta piosenka będzie fajnym początkiem nowego projektu. Później nasze drogi się rozeszły i sam zostałem z tym ciężarem. Po jakimś roku udało mi się stworzyć idealny skład i zaczęliśmy grać. Nazwa została, bowiem jest tak samo szurnięta jak muzyka, którą robimy.

Skład Pilotów złożony jest z muzyków, którzy w swojej dotychczasowej karierze brali udział w bardzo różnych projektach. Jak to jest, że ludzie o różnorodnych fascynacjach muzycznych dochodzą do muzycznego consensusu? Na czym polega sekret?

Piotr Huegel:

Skład Pilotów Nocy ewoluował wielokrotnie, jest wypadkową stosunków interpersonalnych, miłości do muzyki i doświadczenia scenicznego. W chwili obecnej to ja, gitarzysta Adam Herbowski, który bardzo długo ze mną współpracuje, którego niezmiernie cenię, Szymon Orłowski - basista jazzowy twórca formacji CLOCKWORK, na perkusji gra wyjątkowa osobowość, niepowtarzalna, nie z tej planety - Maciek Kazimieski, znany z formacji Moonlight i Firebirds. Gościnnie na instrumentach klawiszowych gra Wiktor Szostak, szczecińska młoda wiosna. Konfliktów nie ma, bo ja nie mam koncepcji na muzyczne wypełnienie przestrzeni swoimi pomysłami. Odpowiadam za warstwę tekstową, ewentualnie melodyczną, za resztę odpowiada zespół. Pracuję z wyjątkowymi ludźmi, uzdolnionymi, fajnymi prywatnie. Daje mi to komfort przebywania w niezwykłej atmosferze dźwięków, które sami tworzymy.   

Na scenę wychodzicie w pomarańczowych kombinezonach. Czujecie jakąś specjalną więź ze służbami sprzątającymi? A może chcecie w ten sposób wyrazić jakąś głębszą myśl? Jak to jest?

Piotr Huegel:

Dokładnie, sprzątamy. Jesteśmy zespołem, który ma posprzątać, czyli nie pozostawić nic tylko spaloną ziemie. Po to gramy. Ma być lekko, wesoło, jak jeszcze nigdy nie było w życiu. Po to są kombinezony, po to jest muzyka, po to są dźwięki, nie dorabiamy do tego żadnej filozofii.

Jak powstają Twoje teksty? Masz jakieś rytuały, które pomagają w odnalezieniu weny?

Piotr Huegel:

Teksty? Nie wiem jak powstają, coś się wydarza i to się zapisuje. Słuchać tekstów, rozumieć. Namawiam wszystkich do słuchania tekstów, bo gdy się tego nie robi, przebojem radiowym staje się jakaś idiotyczna piosenka o nie wiadomo, czym. Najpiękniejsze teksty zawarte są w starych polskich numerach, pisanych przez zawodowych tekściarzy.

Jesteś osobą mocno zaangażowaną w życie kulturalne Szczecina. Opowiedz coś więcej na ten temat.

Piotr Huegel:

Codziennie rano odpalam Facebook’a, to jest śniadanie. Następnie jest obiad - wchodzę na stronę wszczecinie.pl patrzę, co będzie się działo w mieście. Na podwieczorek zapraszam jakąś koleżankę, ponieważ jestem samotny. Na ogół żadna nie przychodzi. Wówczas znów odpalam Facebook’a i rozmawiam z nimi poprzez ten wspaniały serwis. A tak serio - jest Loft Art., to wirtualna przestrzeń, chęć przebywania, odczuwania, bycia, czucia się nawzajem. To grupa cudownych ludzi, którzy mają pomysły jak sprzedać Szczecin poza Szczecinem. Jak wypromować to, co jest fajne szczecińskie, którzy doskonale się rozumieją, bawiąc się w różnych konfiguracjach. To promocja projektów muzycznych, malarskich, fotograficznych, tanecznych.

Żyjemy w Szczecinie i jesteśmy zależni od osób zarządzających tym miastem, natomiast te osoby nie robią nic, żeby to co fajne, szczecińskie, pojawiło się w Poznaniu, Warszawie, Krakowie. My chcemy te inicjatywy promować. W jaki sposób? Szanowny Panie Prezydencie Krzystku, bardzo Pana szanuję, nie da się jednak zarządzać tym miastem z fotela prezydenckiego, po to są takie inicjatywy jak Loft Art. Aby pieniądze, którymi miasto dysponuje, zasilały nie tylko domowe budżety pracowników, ale także trafiły do szczecińskich twórców, którzy wiedzą jak te pieniądze spożytkować, nie koniecznie kupując sobie nowe samochody.

Jak rozpoczynałeś swoją karierę wokalisty? Chciałeś by wielbił Cię tłum?

Piotr Huegel:

Nie wyobrażam sobie jak tłum mógłby mnie wielbić. Nie robiłem tego dla poklasku, tylko dla własnych potrzeb, głównie uzewnętrznienia swoich myśli, albo dla pieniędzy.

Ktoś, kiedyś zaproponował mi udział w projekcie i tak się zaczęło. Stare czasy, jestem w takim wieku, że mam początki sklerozy. Później były różne projekty rockowe, później odpoczywałem od muzyki a później wróciłem. Współpracowałem z Elą Zapendowską, trochę z moimi przyjaciółmi z Muzycznej Owczarni, z którymi spotykam się od 7-8 lat na warsztatach muzycznych w Jaworkach. Muzyczną Owczarnię tworzą takie osobowości jak Wojtek Pilichowski, Marek Raduli, Wojtek Olszak. Dzięki muzyce poznałem grupę przesympatycznych, przecudownych, wyjątkowych ludzi, którzy są również muzykami. To jest dla mnie największa wartość, nie to, czy ktoś mnie rozpoznaje, czy rozumie moje teksty. Gdyby nie muzyka, nigdy nie poznałabym tych ludzi.

Co sądzisz o aktualnej kondycji rodzimego rynku muzycznego?

Piotr Huegel:

Szczecińskiego? Jest w wyjątkowo wysokiej formie, mamy fajne przedsięwzięcia muzyczne, niestety niewiele o nich wiemy, lub wiedzą nieliczni. Albo jeszcze gorzej - którymi się nie chwalimy, co jest totalną porażką. Jest zespół Chorzy na Odrę z Olkiem Różankiem na wokalu, mega skręcony projekt, ogólnokrajowy. Big Fat Mama czołówka Polska, jeśli chodzi o muzykę funkową. Mamy Łonę, wyjątkowego człowieka, który nieczęsto występuję z zespołem The Pimps, a jest to wydarzenie w skali ogólnogalaktycznej. Wydaje mi się jednak, że jesteśmy mocni, tylko nie potrafimy tego sprzedać marketingowo.