To było na pewno jedno z najciekawszych wydarzeń tego miesiąca. 20 lutego w Akademickim Centrum Kultury odbyła się premiera "Fumisterii" - inscenizacji (wyreżyserowanej przez Daniela Źródlewskiego, na podstawie jednego z najsłynniejszych dramatów Eugene Ionesco "Król umiera, czyli ceremonie".
To dzieło to klasyka współczesnej dramaturgii, bardzo wiele razy prezentowane na teatralnych scenach. Zinterpretować ów tekst  raz jeszcze, bez wchodzenia na wydeptane już ścieżki, bez powielania sprawdzonych schematów, to  było zadanie, którego podjeli się twórcy tej szczecińskiej realizacji, będącej kooperacją Teatru Karton i Teatru Nie Ma... Efekt  jest na pewno godny uwagi.   
 
Król Berenger I (w tej roli Tomasz Ostach), nie jest przyzwyczajony do nieposłuszeństwa. Dotychczas ten, kto się sprzeciwiał jego rozkazom,  był po prostu eliminowany. Władca bezwzględnie traktuje swych poddanych, rzadząc despotycznie i nie dopuszczając myśli o tym, że jego strategia może być dla Królestwa nieodpowiednia. Kiedy zatem dowiaduje się, że także on podlega prawom natury i  jak każdy człowiek, musi odejść z tego świata, reaguje na tę wiadomość ironią i niedowierzanem. Odziany w barwny kostium, Berenger, to showman, który uważa, że "państwo to ja". Nie wyobraża sobie, że show mógłby  trwać bez jego udziału...
 
Małgorzata, czyli jego była, ale wciąż  przy nim obecna,  żona (Marta Jesswein), subtelnie, ale stanowczo uświadamia królowi, że proces umierania już się zaczął. Jego koniec to tylko kwestia czasu. Służąca Julia  (w tej roli aktorka Teatru Lalek Pleciuga, Paulina Lenart) jest bardziej  wymowna. Pokazuje swemu pryncypałowi czym jest prawdziwe życie. Podczas rozmowy przy stole, przy obieraniu marchewki, ukazuje mu iluzoryczność jego  świetności, dewastując,  wciąż jeszcze dobre, sampoczucie Berengera.  To praktycznie najważniejsza scena spektaklu, w którym  obok precyzyjnie przemyślanej scenografii (autorstwa Moniki Szpener) istotne znaczenie ma także ilustracyjna muzyka Olka Różanka z zespołu Chorzy (kojarząca mi się z Osjanem)  oraz stylizacje fryzur poszczególnych postaci (to praca Jacka Karolczyka).
 
"Fumisteria" to inscenizacja bardzo współczesna, przesycona młodą energią aktorów,ale wsparli ją swoim udziałem także artyści z innego pokolenia. Swoim głosem zagrała  Bolesława Fafińska, którą słyszymy w  finale spektaklu. Ten zabieg skutecznie "podbija" siłę przekazu, wprowadzając odbiorcę w inny, "bardziej doświadczony", a przez to, bardziej wiarygodny, wymiar...
 
Chociaż nie wszyscy aktorzy zagrali równie przekonywająco (wymieniłem wyżej nazwiska tych, których kreacje moim zdaniem można zapisać po stronie aktywów "Fumisterii"), to mam nadzieję, że te "usterki" można jeszcze w trakcie prób usunąć. Nie chcę sugerować jakichś zmian w  obsadzie, ale na pewno szkoda by było, żeby ciekawa koncepcja została osłabiona z powodu niedociągnięć w aktorskich interpretacjach.
 
Jeżeli ktoś jeszcze "Fumisterii" nie widział, to  będzie miał taką  możliwość  21 marca, również na scenie ACK.