Zyskałam tydzień. W moim stanie to było dużo, bardzo dużo.

Byłam pacjentką szpitala w Zdrojach. Przechodziłam tam operację. Raczej poważną. Rozcięli mnie, wyjęli ze mnie złe, które czaiło się we wnętrzu, zaszyli z powrotem. Złe wysłali do analizy, gdzie mądrzy ludzie powiedzieli, że było łagodne i że nie powróci. Póki co, bo złe, w tej czy w innej formie, ma to do siebie – a także do człowieka – że transformuje się, kształt nowy przyobleka, przyczaja się, przycicha, cofa lub usypia by – w najmniej odpowiednim czasie (a który czas jest odpowiedni?) ponownie się zbudzić i znienacka zaatakować.

Złe odbierało mi krew a dokładniej czerwony jej składnik, ten, który – jak tu i ówdzie wiadomo – odpowiada za transport tlenu do organizmu. Pozbawiana tlenu i żelaza, byłam wiecznie i bardziej coraz śpiąca, z lada powodu zmęczona.

Do szpitala w Zdrojach (Samodzielny Publiczny Specjalistyczny Zakład Opieki Zdrowotnej „Zdroje”) dotarłam po pobycie w szpitalu na Pomorzanach, gdzie spędziłam trzy dni w warunkach „normalnych”, do których zaliczyć można toalety na korytarzach, brak szafek na rzeczy osobiste, które trzyma się pod łóżkiem w foliowym worku, pięcioosobowe sale dla chorych, hałas i pośpiech na korytarzach.  Na Pomorzanach uratowano mi życie oraz wyznaczono termin operacji. Fatalne samopoczucie zmusiło mnie jednak do szukania ratunku w innej placówce, gdzie mogłabym być prędzej zoperowana. Udało się w Zdrojach, gdzie termin operacji wyznaczono już na drugi dzień po pierwszym badaniu.

Zyskałam tydzień. W moim stanie to było dużo, bardzo dużo.

Obolała, pełna lęku o powodzenie leczenia, zostałam przyjęta na oddział ginekologiczny. Dostałam osobny pokój, bo miejsce, w którym się znalazłam trudno nazwać izolatką. Pokój czysty, cichy, kolorowy, z dużą łazienką z prysznicem…Już podczas przyjmowania mnie na oddział zauważyłam kwiaty w korytarzach, kwiaty w poczekalni, kwiaty na oddziałowej dyżurce… Byłam szczerze zaskoczona otoczeniem, konsekwentnie dobranymi barwami ścian, mnogością roślin, obrazów... Ciszą, spokojem. Bo przecież to szpital, bo za ścianami cierpią ludzie, bo w kątach czaić się musi lęk i niepewność. Wiedziałam, że szpital nie koniecznie winien być miejscem odartym z walorów estetycznych, że nie musi kojarzyć się z pośpiechem, szarością odrapanym tynkiem, ale to, co zobaczyłam było - jak na nasze szczecińskie, czy też polskie warunki – niemalże nierealne.

A nie wiedziałam wtedy jeszcze, że w centrum oddziału znajduje się duże atrium, gdzie ma miejsce Galeria Nowa i że wiszące na korytarzu liczne prace plastyczne to część tejże galerii.

 

Magister Grażyna Kędzierska - Pielęgniarka Oddziałowa Oddziału Ginekologii, specjalista ds. pielęgniarstwa rodzinnego:
Oddział Położnictwa oferuje kompleksową opiekę nad przebiegiem ciąży oraz odbycie porodu rodzinnego w towarzystwie najbliższej osoby. Jest pierwszą w Szczecinie jednostką, która wprowadziła tego typu porody. Każda rodząca ma do swojej dyspozycji jednoosobową salę gwarantującą pełne zachowanie poczucia intymności podczas porodu. Po porodzie, jeśli nie ma przeciwwskazań medycznych, noworodek jeszcze na sali porodowej jest przystawiany do piersi mamy i przebywa razem z nią przez cały czas pobytu w szpitalu, dzięki obowiązującemu w oddziale systemowi rooming-in.

Katia Salak: Słyszałam, że w stosuje się u was tak zwaną technikę rodzenia w kole. Na czym ona polega?

Grażyna Kędzierska: To prawda. Byliśmy drugim szpitalem w kraju, który wprowadził tę metodę. Koło porodowe to rodzaj fotela, który niczym nosidełko podpięty jest do stalowych obręczy. Kobieta sama wybiera pozycję, w jakiej chce rodzić; może leżeć, siedzieć lub nawet prawie stać.  Poza tym stosuje się u nas także porody w wodzie. Oddziały położnictwa, noworodków i ginekologii wybudowano kosztem 40 mln zł. Wymagało to całkowitej modernizacji istniejącego wcześniej pawilonu.

K.S.: Skąd fundusze na te przedsięwzięcia?

Grażyna Kędzierska: Pieniądze przyznano z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego a projekt zatytułowano Kompleksowa poprawa dostępności i jakości usług medycznych dla matki i dziecka. Pierwotnie w pawilonie planowano urządzić oddział rehabilitacji dla prawobrzeżnej części Szczecina, jednak ostatecznie postanowiono ówczesny budynek (wtedy w stanie surowym) przeznaczyć na potrzeby kobiet i dzieci. Adaptacja zakończyła się w przeddzień Dnia Kobiet 2011 roku i trzeba było „starą” ginekologię przenieść w nowe miejsce. Oddział przenoszony był w pełnym ruchu – nie można bowiem wyobrazić sobie, że moglibyśmy zawiesić pomoc/działalność na choćby jeden dzień.  Tylko dwa dni robiliśmy wyłącznie planowe operacje i zabiegi, potem ruszyliśmy już pełną parą. Na bloku operacyjnym jak również podczas badań usg czy rtg korzystamy z całkowicie nowego sprzętu medycznego.

K.S.: Czyim pomysłem była dość odważna jak na polskie standardy kolorystyka oddziału ginekologii?

G.K.: Kolorystykę wymyśliłam ja wraz z szefem oddziału, oczywiście w ścisłej współpracy z panią architekt. Chcieliśmy pobawić się kolorem, uciec od tradycyjnej szarości szpitalnych sal. Trzy, cztery odcienie fioletu, które wystarczyło konsekwentnie powielić w różnych elementach wyposażenia sal, łazienek, korytarzy sprawiły, że całość jest harmonijna, ale nie nudna. Wierzymy, że ma to wpływ na samopoczucie pacjentek, które łatwiej dochodzą do zdrowia w przestrzeni pełnej barw i żywych kwiatów.

K.S.: Pomiędzy oddziałami znajduje się spora przestrzeń - atrium z przeszklonym sufitem - w której prezentują prace studenci Akademii Sztuki. Szpital to raczej nietypowe miejsce na wystawę?

G.K.: Dysponując tak dużą przestrzenią pomyśleliśmy, że warto nawiązać stałą współpracę z młodymi artystami. Szpitalne korytarze, w którym również umieszczono prace (tu głównie fotografie)
z pewnością zyskują na urodzie a studenci AS pierwszych odbiorców swych prac. Wystawa zatytułowana „Światło –przestrzeń” próbuje ukazać jak istotne są nastrój, barwa, kontrast, harmonia. Studenci wystawili prace malarskie, rysunkowe i fotografie, które niewątpliwie współtworzą dobry nastrój w naszym pawilonie.  Z początkiem lata otrzymamy kolejne prace szczecińskich studentów.

K.S.:  W jaki sposób dzisiaj pacjentki zwracają się do pani i pracujących w szpitalu pielęgniarek? Czy za siostrę można się obruszyć? Słyszałam, że w jednym ze szpitali panie nosiły plakietki z napisem „Siostro mówi do mnie tylko brat”.

G.K.: We mnie słowo siostra nie rodzi buntu – myślę, że tak jak i mnie, również pacjentkom kojarzy się z rodzinnością, pewną dozą zaufania, nie z dyshonorem. Na oddziale ginekologii pielęgniarką jestem ja i siostra zabiegowa. Na naszych oddziałach pracują w zasadzie już same położne. Każda musi mieć ukończone przynajmniej zawodowe studia wyższe. Kiedyś nosiłyśmy czepki – czarny pasek oznaczał pielęgniarkę, czerwony położną. Ten podział pielęgniarka - położna nadal istnieje a przejawia się w odmiennym programie kształcenia i zakresie obowiązków. Zadaniem położnej jest opieka nad kobietą w każdym okresie jej życia, włączając w to diagnostykę, leczenie czy rehabilitację, choć przeciętnemu człowiekowi kojarzy się głównie z pomocą podczas porodu.

K.S.: Czy poleca pani szpital w Zdrojach również własnej rodzinie?

G.K.: Oczywiście. Rodziła tu moja córka a także synowa – już na nowym oddziale. Przyszło tu na świat czworo moich wnucząt. Oczywiście musiałam być w pobliżu. Jeżeli chodzi o położnictwo - rzec można - jest to nasz szpital rodzinny.

K.S.: Dziękuję za rozmowę. A także za opiekę. No i do zobaczenia w szpitalnym atrium podczas kolejnej wystawy.