Debiutancki film, uznawanego obecnie za mistrza horroru, Wesa Cravena nazywał się „Ostatni dom po lewej”. Powstał w 1972 roku i z uwagi na brutalność wielu scen jego emisja w wielu krajach została zakazana. Remake tego klasycznego już obrazu stworzył niedawno Dennis Iliadis (Wes tym razem zajął się produkcją) i od dwóch dni możemy go zobaczyć na ekranach naszych kin, w tym także szczecińskiego „Heliosa”


Dwie młode dziewczyny przyjeżdżają do położonego na odludziu domu nad jeziorem i jeszcze tego samego wieczoru zostają porwane przez zbiegłego więźnia i jego kompanów. Znęcają się oni nad swymi ofiarami na różne sposoby. Kiedy Johna i Emmy (Tony Goldwyn i Monica Potter) – rodzice jednej z dziewcząt dowiadują się, że sprawcy trafiają przypadkowo do ich domku letniskowym, postanawiają to wykorzystać, by wywrzeć zemstę na mężczyznach. Choć nie posiadali samochodu ani sprawnego telefonu następny zamieszkany dom jest oddalony o 10 km, a warunki pogodowe były co najmniej trudne, zdecydowali się działać wychodząc z założenia, że najlepszą obroną jest atak . W największym skrócie tak przedstawia się fabuła tego obrazu, który powstawał w Kapsztadzie , w Republice Południowej Afryki. Tematem głównym jest tu zemsta i odpowiedź na pytanie czego może dokonać para przeciętnych, spokojnych ludzi biorących odwet za skrzywdzenie ich dziecka.Oczywiście rodzice to taka grupa społeczna, która potrafi walczyć o swoje dzieci z w każdej, nawet, błahej sytuacji. Zatem odpowiedź na pytanie do czego są zdolni rodzice, którym zgwałcono i prawie zamordowano córkę, nie nastręcza większych problemów. Nie raz mieliśmy z tym do czynienia, także w kinie... „Czas zabijania” na podstawie powieści Grishama również traktuje o samosądzie W filmie Iliadisa zostało to przedstawione w o wiele bardziej drastyczny sposób. Na forach internetowych najczęściej omawianą kwestią jest definicja gatunku, do którego należy „Ostatni dom ...” Część internautów opowiada się za zaliczeniem go do horrorów, inni natomiast uznają ową produkcję za thriller, powołując się na naturalizm scen w nim zawartych (często omawiana jest na przykład sekwencja podgrzewania ludzkiej głowy w mikrofalówce). Niewątpliwie jest to film, który może przypaść do gustu zwolennikom takich tytułów jak „Piła” czy „Teksańska masakra piłą mechaniczną” , choć na pewno ci bardziej wnikliwi dostrzegą pewne niedociągnięcia i nielogiczności scenariusza. Ogólnie jednak, na tle podobnych produkcji, jest to dzieło na dobrym poziomie. Pod względem technicznym może konkurować z innymi tytułami w tym gatunku i fani „strasznych filmów” będą zapewne chcieli je zaliczyć choćby by to by porównać tę nową wersję z pierwowzorem Cravena.

Cała fabuła filmu, jest skonstruowana dosyć zgrabnie Na pewno wielkim plusem filmu, paradoksalnie, w opozycji do scen agresji , są piękne zdjęcia i muzyka, a ujęcia w których Mari pływa, są wręcz genialne.