„Morze Otwarte” to spektakl, który w repertuarze Teatru Współczesnego jest obecny od listopada ubiegłego roku. Pokazywany jest na scenie Teatru Małego, ale na dwa pokazy w ramach tegorocznego Kontrapunktu (21 kwietnia) został przeniesiony do Malarnii.
Inscenizacja wyreżyserowana przez Marka Pasiecznego na podstawie dramatu Jakuba Roszkowskiego to opowieść o dość niezwykłej rodzinie. Małżeństwo, które mieszka nad morzem toczy nie za bardzo spełnione życie do momentu, kiedy niespodziewanie na ich drodze pojawia się obiekt –lokata, idealna wręcz dla ich błądzących uczuć. To jednocześnie dziecko i kochanek. Mąż (Arkadiusz Buszko) znajduje w nim syna i nazywa imieniem Tomasz , a Żona (Krystyna Maksymowicz) woła na niego - Dawid. Oboje mają trochę inne oczekiwania od tego chłopca (Maciej Litkowski). To marzenia i pragnienia, które się dotychczas nie spełniły. Żona jest dla Tomasza-Dawida matką, a zaraz potem kochanką. Mąż traktuje go jak syna, ale także jak zabawkę, której łatwo się pozbyć, kiedy się nią znudzimy („dałem mu na lody, żeby sobie poszedł, i tak by musiał pójść, a tak przynajmniej ma pieniądze na lody”). Chłopiec znajduje w nich rodziców, których tak potrzebował, których chciałby obdarzyć miłością. Kiedy jednak postanawia wziąć więcej – wyjechać z matką-kochanką w góry - jego plany natrafiają na opór. Rozczarowany tym zanurza się w morzu i znika. Gra jak się wydaje dobiega końca, Brak jednego elementu tej psychologicznej układanki dekonstruuje całą „zabawę”. Jednak „rodzice” nie wypadli jeszcze ze swych, tak wygodnych, ról i znajdują sposób na kontynuację...
Scenografia autorstwa Jagny Janickiej jest dość ascetyczna, niemniej jednak sugestywna. Składają się na nią przede wszystkim wielkie litery (tworzące napis MORZE), które są przestawiane i odwracane przez aktorów. Symbolizują kolejne zmiany nastroju bohaterów. Ważnym elementem jest też kwiatek podlewany przez poszczególne postacie w różnych fazach spektaklu. Obdarzają go mikroskopijną porcją wody noszoną na małej łyżeczce jakby chcieli w ten sposób pokazać jak mało są zdolni dać innym. Właściwie tylko tyle ile potrzeba do przetrwania. Ważne jest bowiem to ile oni sami potrzebują, ile sami mogą wziąć...
Zdecydowanie lepsza jest pierwsza część tego spektaklu, bardziej dynamiczna, naładowana ciekawymi spostrzeżeniami. W drugiej jest już mniej emocji, więcej obojętności i chłodu. mimo wszystko to bardzo ciekawy, dość niekonwencjonalny tekst, który w konkursie Kontrapunktu może powalczyć o nagrody.
Komentarze
0