Szczecin był jednym z nielicznych miast dawnego bloku wschodniego, którego mieszkańcy mieli odwagę sprzeciwić się władzy komunistycznej. Wydarzenia grudniowe miały tak szeroki wydźwięk, że władze PRL zaczęły się bać występujących przeciw niej robotników. O wszystkich zajściach oraz o mitach w swojej najnowszej książce „Grudzień 70 w Szczecinie” pisze Michał Paziewski.
17 grudnia 2013 roku w szczecińskim Magistracie miała miejsce prezentacja książki Michała Paziewskiego „Grudzień 70 w Szczecinie”. Jest to praca naukowa, która opisuje wydarzenia grudniowe nie tylko w Szczecinie, ale też w całym regionie. Autor szuka przyczyn buntów szczecinian przeciwko władzy już od roku 1945, kiedy to do miasta przybywali osiedleńcy z całej przedwojennej polski, w tym spora część ludności wiejskiej.
Autor monografii podczas wydarzeń grudniowych był uczniem II LO, znanego jako „Pobożniak”. Był zatem świadkiem opisywanych w swojej książce wydarzeń. W latach 80 – tych był redaktorem tygodnika „Jedność” wydawanego przez NSZZ „Solidarność”, redagował też pisma podziemne oraz wydawane w Paryżu. Swoją pracę nad książką o Grudniu 70 zaczął w 1996 roku, zanim jeszcze powstał IPN – wydawca monografii. W 2000 roku obronił doktorat, którego tematem była wydana właśnie książka.
- Starałem się odtworzyć szczególnie szczegółowo i wiernie przebieg wydarzeń – mówi Michał Paziewski, autor monografii – Zależało mi na tym z tego powodu, że wokół Grudnia narosło mnóstwo mitów, kłamstw i stereotypów dotyczących setek ofiar i bardziej lub mniej ważnych wydarzeń. Trzeba było to zweryfikować i sprawdzić. Starałem się spojrzeć na tamtych ludzi nie tylko z perspektywy przebiegu tamtych wydarzeń, bo dla mnie Grudzień 70 to również Styczeń 71, dalszy ciąg Grudnia. Ci sami ludzie byli w stanie zorganizować trzecie wystąpienie podczas pochodu pierwszomajowego demonstracją antygierkowską.
Celem wystąpień była Partia a nie MO
Gdy doszło do podpalenia siedziby Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej przy pl. Żołnierza, partyjni dygnitarze uciekli tylnym wyjściem od ul. Małopolskiej i przez kilka dni ukrywali się w szczecińskim garnizonie. Skala emocji, jaka towarzyszyła ludziom zgromadzonym na placu była tak ogromna, że komuniści zaczęli się ich bać.
Autor monografii przyznaje, że wystawienie przez Milicję Obywatelską specjalnych oddziałów do rozgromienia manifestacji było przyczyną tragedii i okazało się niepotrzebne. Robotnicy nie mieli zamiaru protestować przed Komendą Wojewódzką MO, lecz pod budynkiem partii. Dopiero sprowokowani musieli brać udział w nierównej walce.
Budapeszt dziękuje Szczecinowi
Autor zwraca uwagę na bardzo istotne wydarzenia, które miały miejsce jeszcze przed Grudniem 70. Zaznacza, że Szczecin był szczególnym miastem na mapie bloku wschodniego, które miało odwagę sprzeciwić się władzy komunistycznej. Zanim doszło do zajść grudniowych w Szczecinie i na Wybrzeżu, 17 lat wcześniej w Berlinie miało miejsce robotnicze powstanie. Kilkanaście lat później do podobnej rewolty doszło w Budapeszcie i Pradze. Szczecinianie wówczas wysyłali pomoc do stolicy Węgier w postaci krwi czy żywności, za co mieszkańcy miasta nad Dunajem są bardzo wdzięczni do dziś. Ta postawa szczecinian wobec władzy ludowej nie zmieniała się, zwłaszcza gdy doszło do wydarzeń z Sierpnia 80 i strajków z 1988 roku.
Komentarze
0