Liquid Hall na niecałe dwie godziny stał się areną górniczego spektaklu. Wieczorem 23 stycznia sceną zawładnął Oberschlesien, który pokazał, na co stać go na żywo.

 

Jaskinia

Sala koncertowa przygotowana była wyśmienicie. Już przed wejściem muzyków, zadymione pomieszczenie i poruszające się światła wespół z muzyką tworzyły nastrój oczekiwania na coś podniecającego. Otoczenie grało dużą rolę w wydarzeniu. Nie obyło się bez efektów pirotechnicznych, choć niezbyt spektakularnych. Zespół zadbał o całą otoczkę, która widzów miała wpędzić w jaskinię Platona. Istotnie, publiczność została przykuta brzmieniem do podłogi i pozostało jej patrzeć na dziejący się spektakl. Oberschlesien na czas jego trwania stał się iluzją rzeczywistości.

Kamień

Muzycy weszli na scenę z lampami górniczymi. Po krótkim przywitaniu ruszyli z miejsca. Zbliżając się do dialektu śląskiego: łupnęli. Występ obfitował w grę świateł, mocne brzmienia gitar, tytaniczną perkusję. Siła – oto, co stanowi Oberschlesien. Solówek tu niewiele, prawie wcale, o delikatności i finezji można zapomnieć. Szorstkie przejścia, mocno przesterowane gitary, wyłaniający się z głębi i ryczący wokal. Chłopcy z Oberschlesien grają muzykę twardą jak kamień.

Tematyka utworów była zróżnicowana, i tak usłyszeliśmy kompozycje, w których mowa była o matce (hołd), ojczyźnie, walce, mocnych charakterach, pracy i... futbolu. Nie zabrakło coverów Rammsteina po śląsku: zespół wziął na warsztat Ich will i Engel. Szczecinianie gromkimi brawami zamówili sobie bis, a muzycy powtórzyli parę piosenek z wykonywanego już repertuaru.

Kalka

Zespołem można się inspirować, ale kopiować – nie wypada. Dla przybyłej publiczności wielość nawiązań do Rammsteina nie była zapewne zaskoczeniem. Już na plakacie promującym wydarzenie szczecinianie mogli przeczytać: „POLSKI RAMMSTEIN”. Źle to wróży, kiedy na początku kariery zespół musi się aż tak powoływać się na swojego dużo większego i starszego brata. Oglądając Oberschlesien na scenie odnieść można było wrażenie, że tylko perkusista i wokalista zachowywali się naturalnie w swoich rolach. Czyżby reszta chciała stworzyć się na podobieństwo członków Rammsteina? Za figurę szczególną należałoby uznać klawiszowca, Mateusza Buhla, u którego z trudnością doszukiwać by się można czegoś, czego nie przejął od Christiana Lorenza.

Kontakt

Teatralizacja, którą stosuje Oberschlesien jest bez wątpienia na plus. Wiele spraw, takich jak światło, układ członków zespołu na scenie, ruch na niej, robiło duże wrażenie. Nagłośnienie w Liquid Hall pozwalało na komfortowe słuchanie wszystkich dźwięków, jakie Ślązacy chcieli zagrać publiczności. Dobrą więź między zespołem a przybyłymi fanami stworzył Michał Stawiński, lider zespołu, który nie przegadał (nie przegodoł) przerw i wytworzył nić sympatii po dwóch stronach barierek. Po koncercie zaprosił fanów na spotkanie przy barze – tam można było między innymi uzyskać autograf od członków grupy. Każdy, kto miał bilet na koncert, mógł odebrać darmowy singiel Hajmat.

 

Muzyczny show Oberschlesien już robi duże wrażenie, a co przed zespołem? Mam nadzieję, że wyeliminowanie drobnych błędów rytmicznych, które zdarzały się podczas koncertu i znalezienie własnej drogi. To drugie przede wszystkim. Tworzenie mitu Górnego Śląska w takim wydaniu jak najbardziej ma szansę na zyskanie popularności. Na co stać by było ten zespół na wielkiej scenie? Być może polskiej publiczności przyjdzie się o tym przekonać. Moc jest z Oberschlesien.