Nowe przedsięwzięcie inicjatywy aktorskiej, czyli Scena Poniedziałek, miało swoją inaugurację w przedostatni poniedziałek listopada na scenie Teatru Polskiego. Na konferencji prasowej poprzedzającej spektakl powiedziane zostało, że widzowie podglądać będą męski świat przez dziurkę od klucza. Co przez nią dostrzegli?
Sytuację na pewno zabawną. Trzech facetów prężących się na siłowni przy znanej rumbie Santany to, wydawać by się mogło, mocny rzut testosteronu na początek przygody z męskimi umysłami. Potem jednak przyszedł czas na zmagania nieco poważniejsze, zmagania z życiem rodzinnym, z partnerem homoseksualnym, z trudnym chlebem gangstera trzymającego w garści nocny klub. Hola, hola. Czy to nie za dużo na początek? Cały spektakl składa się z tych właśnie sytuacji poprzeplatanych w błyskotliwy sposób, a widz nie ma poczucia ciężkości tematu, nawet gdy jest on poważny.
To wszystko nie są jednak problemy, które z euforycznego stanu rozbawienia przenoszą w rejony jaźni zwane smutkiem i melancholią. Jest się nad czym zastanowić, jednak poziom zabawy nie spada. Wbrew pozorom okazuje się bowiem, że gordyjskie węzły problemów męskie serce i umysł potrafią rozwiązać, nie bez pomocy prostolinijności i logiki (tak, tych rzeczy, których kobietom tak bardzo czasem brakuje).
Nie jestem pewien co do płciowego podziału widowni, ale główne salwy śmiechu wydobywały się z damskich gardeł. Czy to znaczy, że panowie byli poniekąd zaskoczeni trafnością obnażonych na scenie emocji? A może dostrzegli gdzieś w trakcie spektaklu część siebie? Któż, drodzy mężczyźni, nie palnął czegoś nieprzemyślanie po pijaku? Którego z męskiej braci ominęła prawdziwa i czasem bezkompromisowa męska przyjaźń? Kto miał zawsze dobre relacje z bratem i ojcem? Kto nie przegrał czasem czegoś ważnego? Chyba ten, którego imię nie jest Mężczyzna.
Na pochwałę zasługuje część warsztatowa spektaklu. Najlepszym tego wyrazem były gromkie brawa, nie tylko te najdłuższe na końcu, ale także te częste w trakcie spektaklu pomiędzy poszczególnymi scenami. Istotnie, było co oklaskiwać. Aktorzy świetnie zróżnicowali odcienie męskości, operując głosem, ruchem, gestem. Na uwagę zasługuje dobór muzyki, w mojej opinii bardzo odpowiednio zestawionej z sytuacjami.
Co z następnymi poniedziałkami?
Jest dużo smaczków w tej sztuce, smaczków, przez które chciało by się ją oglądnąć jeszcze raz. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to Scena Poniedziałek będzie kontynuowana. Sami twórcy nie wiedzą jeszcze zapewne jaki będzie jej dokładny kształt. Czy znajdą swoje stałe miejsce i czy im się uda? Adam Dzieciniak, Sławomir Kołakowski i Wiesław Lewoc pokazali, że aktor potrafi. Szczeciński (i nie tylko) widz taki teatr doceni na pewno.
Komentarze
5Dodawanie komentarzy pod tym artykułem zostało zablokowane.