Taki przebieg miały ostatnie minuty środowego spotkania ćwierćfinałowego Pucharu Polski pomiędzy Pogonią Szczecin, a Piastem Gliwice.
Przed rozpoczęciem tego starcia, na płycie boiska, odbyło się pożegnanie przedstawicieli spółki EPA na czele z Jarosławem Mroczkiem. Ci niedawno pozbyli się pakietu większościowego udziałów w spółce Pogoń Szczecin S.A. na rzecz firmy reprezentowanej przez brazylijskiego prawnika Nilo Efforiego.
Piast miał jedno zadanie: Wyłączyć Portowców
Od pierwszej minuty kibice oglądali mecz walki. Drużyna Piasta Gliwice po stracie piłki cofała się całym zespołem przed własne pole karne. Kiedy natomiast Portowcy próbowali ataku pozycyjnego, to podopieczni Aleksandara Vukovicia korzystali z pressingu, żeby wymóc błędy w rozegraniu granatowo-bordowych. Taki, przewidywany już przed meczem, styl gry gości zamknął środowy mecz. Oczywistym było, że o losach meczu zadecydują jeden bądź dwa kluczowe momenty. Można się było także spodziewać tego, że piłkarze podejmą próby ryzyka wraz z upływającymi minutami.
Swoiste ożywienie widowiska mogliśmy zaobserwować w drugiej połowie meczu, a w szczególności po 70. minucie gry. Drużyna Piasta Gliwice popełniała więcej błędów w rozegraniu, co regularnie starali się wykorzystywać Portowcy. Kibice gospodarzy oklaskiwali próby strzałów ze skrzydeł Adriana Przyborka oraz Kamila Grosickiego. Chociaż nie dawały one upragnionego efektu, czyli bramki, toteż wlewały nadzieję w serca kibiców zebranych na trybunach.
W 82. minucie spotkania trener Robert Kolendowicz zdecydował się na zmiany. Na boisku pojawili się Marcel Wędrychowski oraz Kacper Łukasiak. Zastąpili oni Adriana Przyborka oraz Joao Gamboa. Nowe twarze miały wprowadzić ożywienie i nowe siły w szeregi, zmęczonych szczelną obroną gości, piłkarzy Dumy Pomorza. Komfortowe sytuacje w ostatnich minutach meczu pojawiały się po obu stronach boiska. Ostatecznie regulaminowy czas gry nie wystarczył.
Specjaliści od dramatów
Przed laty komentatorzy okrzyknęli takim mianem męską reprezentację szczypiornistów. W poprzedniej i obecnej edycji Pucharu Polski miano to doskonale pasuje do piłkarzy Pogoni Szczecin. Rozstrzygnięcia w końcówkach i dogrywki były przecież domeną granatowo-bordowych. Nie inaczej było w środowy wieczór. Ryzykowna i momentami chaotyczna gra obu zespołów spowodowała, że na boisku działo się bardzo dużo. Gospodarze próbowali rozmontować obronę rywali kilkoma szybkimi podaniami i dojść do sytuacji strzeleckiej. To się udawało, jednak piłka często ginęła w gąszczu piłkarzy Piasta.
Wreszcie w 106. minucie meczu, około godziny 20:20, cały Szczecin mógł usłyszeć okrzyki radości płynące ze stadionu przy ulicy Twardowskiego. To Efthymios Koulouris ucieszył kibiców wykorzystując dośrodkowanie Linusa Wahlqvista. 28-letni Grek sprawiał wrażenie, jakby umieszczał piłkę w siatce na treningu. W istocie był to jeden z najważniejszych momentów trwającego sezonu. Między innymi dzięki niemu, przygoda Pogoni Szczecin w Pucharze Polski będzie miała swoją kontynuację. To dlatego, że mecz zakończył się bramką kapitana gospodarzy - Kamila Grosickiego. “Turbo Grosik” zgasił Piasta Gliwice oraz nadzieje przyjezdnych na walkę o bilet na finał na Stadionie Narodowym.
Zobacz też:
Komentarze
7