Spacer po Puszczy Wkrzańskiej, po południu rejs statkiem po Odrze i jej kanałach, wieczorem oglądanie zachodu słońca z widokiem na jezioro Dąbie. Tak mógłby wyglądać jeden z wielu dni spędzonych na Skolwinie. „Mamy tutaj głęboki nurt, cumować mogą pełnomorskie jachty. Tylko, kto by chciał, skoro są dni, gdy zapach chemikaliów unosi się na całe osiedle” – mówi ze smutkiem Bogusław Owsianowski, przewodniczący Rady Osiedla Skolwin.
Spotykamy się w najstarszej części Skolwina. To tutaj swój początek miała dawna osada, której centrum był ceglany kościół z XIII wieku. Jak zapewniają nasi przewodnicy, dzisiaj na osiedlu panuje spokój, a atmosfera jest zgoła odmienna od kreowanej w miejskich legendach.
– Oczywiście, zdarzają się pojedyncze przypadki, że ktoś wyskoczył z okna lub był pożar. Ale jest tego mniej niż w mieście. I nie ma co się dziwić; mieszkańców też jest mniej, obecnie około 3 tysięcy. W przyszłości przybędą kolejni, którzy wykupili działki przy ulicy Nefrytowej. Jest również plan na zabudowę wielorodzinną, ale na razie deweloper kupił tylko ziemię – opowiada Beata Araszkiewicz-Ochota, skarbnik Rady Osiedla Skolwin.
„O, a tutaj zjemy ślimaki”
Dziś przy kościele stoi napis „I love Skolwin” – to inicjatywa tutejszego księdza. Dookoła, gdzie tylko uda nam sięgnąć wzrokiem, widać przedwojenną zabudowę. Niektóre z budynków pomału jednak popadają w ruinę, tak jak ten najstarszy z 1897 roku.
– U góry było mieszkanie, a na dole mieliśmy lekcje religii. Obok jest zabytkowa stodoła. Pod spodem tego styropianu są stare mury – opowiada Bogusław Owsianowski, przewodniczący Rady Osiedla Skolwin.
Ruszamy dalej, wszak Skolwin to jedno z największych szczecińskich osiedli i do zwiedzania mamy naprawdę sporo. Po drodze mijamy reklamę „sprzedaż ziemniaków” oraz szklarnie z pomidorami i ogórkami. Wciąż znajdziemy tutaj hodowców krów i kur, od których kupimy świeże mleko i jajka.
– A w tym miejscu zjemy ślimaki – wskazuje pan Bogusław na jedno z gospodarstw przy ul. Inwalidzkiej. Od ponad 10 lat hodowana jest tutaj śródziemnomorska odmiana tych mięczaków.
– Jadłem. Smakuje jak taki gulasz. Teraz stodoła jest zamknięta, bowiem ślimaki hibernują – tłumaczy.
Ślady po II wojnie światowej
Skolwin jako jedno z niewielu osiedli w mieście może pochwalić się bocianim gniazdem. Solidną konstrukcję spotkamy na jednym ze słupów przy skrzyżowaniu ulic Inwalidzkiej i Głębokiej.
– Problem jest taki, że mieszkańców zalewa tutaj woda deszczowa. Niby jesteśmy na górce, ale pod spodem jest glina i woda podchodzi w różnych miejscach. Niektórzy podnieśli teren, inni zasypali, kolejni mają pretensję, że ich zalewa – opowiada Bogusław Owsianowski.
Idziemy dalej ulicą Nefrytową. Po drodze mijamy pola, które wkrótce wypełnią nowe domy. Są już przyłącza do mediów. – Nic, tylko budować. Działki tutaj są jeszcze tanie – dodają nasi przewodnicy.
Na końcu polnej drogi jest stanowisko radaru FuMG-62 Würzburg oraz pozostałości po stanowiskach obrony przeciwlotniczej broniących fabryki benzyny syntetycznej w Policach (Hydriewerke Pölitz A.G.). W czasie II wojny światowej pracowało w niej około 30 tysięcy osób, głównie robotników przymusowych.
Cegły pojechały na odbudowę Warszawy
Tuż przy przystani wodnej „Narwal”, nieopodal ul. Stołczyńskiej i Nowy Świat (której daleko do warszawskiego Nowego Światu), widoczne są jeszcze pozostałości po jednej z potęg Skolwina – cegielni.
– Glina była pobierana z wyrobiska w okolicach dzisiejszej ulicy Łomżyńskiej i kolejką przewożona tutaj. To była pierwsza cegielnia, która stosowała piece kręgowe. Mój ojciec widział, jak wyburzali komin. Cegły pojechały na odbudowę Warszawy. Potem jej miejsce zajęła hala i domki rekreacyjne, ale właściciele nie dali rady tego utrzymać – opowiada Bogusław Owsianowski. – Za czasów mojej młodości stały tutaj trzy drewniane garaże na łodzie, a my kąpaliśmy się obok, na miejscowej plaży. Stała też tutaj barka, w której można było znaleźć granaty – dodaje pan Bogusław.
– Z babcią chodziłam tutaj na fiołki, a gdy kanał zamarzł, to jeździłam na łyżwach. Woda jest czysta, nadal są tutaj raki. A tam dalej idzie się na łąki, gdzie można spotkać zwierzynę. Są zające, dziki, sarny i od kilku lat we wrześniu słychać ryczące jelenie. Ostatnio widziałam nawet czaplę białą. Pokazała się, gdy była pandemia. W powietrzu często można zaobserwować orły – dodaje Beata Araszkiewicz-Ochota.
Dziś malownicza nieruchomość po cegielni jest w prywatnych rękach, przy kanale nadal można spotkać wędkarzy, a pozostały teren zajęły działkowe altany, które gabarytami przypominają domki letniskowe.
Jak wolny czas spędzają mieszkańcy?
Rzut beretem dzieli nas od Puszczy Wkrzańskiej. Dzięki działalności Stowarzyszenia Skolwin i My, od niedawna dostępna jest Stanica Wodniacka „Wodna”, skąd wyruszają kajakowe wycieczki i organizowane są imprezy szantowe.
– Wspólnie z radą osiedla zabiegaliśmy o ten teren. Udało nam się pozyskać grant od marszałka, aby postawić kilka ławeczek. Zrobiliśmy nasadzenia. Mamy również pomost „Szuwarek” z grantu Bosmana – opowiada przewodniczący RO Skolwin.
– Kajaki wypożyczamy ze Stowarzyszenia Łarpia, ale przydałoby się takie miejsce tutaj – przyznaje skarbnik RO Skolwin. – Można przyjść z własnym SUP-em, mamy tutaj naprawdę bardzo dobre warunki do pływania.
„Na niektórych grobach cały czas palą się znicze”
Społecznicy powołali do życia również Klub Seniora, organizują „Skolwińską Milę” i coroczne sprzątanie osiedla. Niestety, stracili swoją siedzibę przy ul. Stołczyńskiej, gdzie prowadzili warsztaty i zajęcia międzypokoleniowe. – Klub Seniora został przejęty przez Dom Kultury – wyjaśnia nasz przewodnik.
– Ten cmentarz również sami czyściliśmy – dodaje, wskazując na nekropolię nieopodal ulicy Nowy Świat, która została wpisana do Transgranicznego Szlaku Nekropolii. – Co ciekawe, na Wszystkich Świętych przy niektórych grobach cały czas palą się znicze.
„Na tym osiedlu dzieciaki zawsze same musiały sobie znaleźć zabawę”
Od 20 lat na osiedlu działa również Dom Kultury „Skolwin”.
– Kiedyś tego nie było. Tylko szkoła podstawowa i harcerze. Ci, co chcieli, jeździli do Polic, ale nie wszystkich było na to stać. Teraz są zajęcia plastyczne, muzyczne z nauki gry na gitarze, pianinie, nauki śpiewu, jest ceramika, karate, taniec dla dzieci. Przyjeżdża do nas Teatr Polski, grupy teatralne z Krakowa. Myślę, że na taką liczbę mieszkańców, to jest naprawdę sporo – ocenia Beata Araszkiewicz-Ochota.
Jak jednak dodają nasi przewodnicy, na Skolwinie nie ma żadnych atrakcji dla młodzieży. – Jeżdżą autobusem od przystanku do przystanku. Ktoś na Facebooku założył nawet taką grupę „63 to nie autobus, 63 to styl życia”. Dom Kultury może prowadzi dużo zajęć dla dzieci i seniorów, ale dla młodzieży nie ma nic. Niedaleko jest boisko i tam czasem grają w siatkówkę. Czasem chodzą na koszary. Na tym osiedlu dzieciaki zawsze same musiały sobie znaleźć zabawę – podkreśla pan Bogusław.
Zajęcia dla dzieci i młodzieży prowadzi Akademia Piłkarska Świtu Szczecin. Jak jednak słyszymy, zajęcia dla najmłodszych prowadzone są w różnych miejscach, co dla niektórych jest dużym utrudnieniem.
– Oczywiście, część mieszkańców ekscytuje się awansem Świtu i im kibicuje, gdy są rozgrywane kolejne mecze. Mieszane uczucia budzi jednak sposób prowadzenia szkółki dla dzieci. Chciałam do niej zapisać syna na zajęcia, ale wtedy musiałabym go wozić na zajęcia przy ulicy Emilii Plater i do Polic. Zapisałam go do Hutnika, ponieważ mają treningi w jednym miejscu. Kiedyś można było tutaj przyjść, pograć w piłkę, dzieci miały miejsce. Teraz klub jest zamknięty, a przecież to wszystko jest tak naprawdę miejskie – zwraca uwagę pani Beata.
Przystanie, stocznia i smród nie do wytrzymania
Kiedy część szczecinian usłyszy hasło „Skolwin”, ich pierwszą myślą jest słynna niegdyś fabryka papieru. Produkcję rozpoczęła w 1911 roku jako Feldmühle Papier- und Zellstoffwerke, Scholwin bei Stettin i z miejsca stała się największą fabryką papieru w całej Europie. To tutaj produkowana była ¼ światowego nakładu. Likwidację zakładu ogłoszono 1 lutego 2008 roku.
Dziś tereny po fabryce zajmuje kilka przedsiębiorstw. Za nimi swoje przystanie mają Świt i Okoń. Jest również prywatna Partner Stocznia odpowiedzialna za budowę kadłuba statku „Canopee”, którego zadaniem był transport rakiety Ariane 6 z Europy do kosmodromu w Gujanie Francuskiej.
Niestety, gdy dojechaliśmy na dawne tereny papierni, nie sposób było otworzyć okna w samochodzie, a powietrze można było ciąć nożem. Zapach spalonych chemikaliów i fekaliów był nie do wytrzymania. Kilka minut na zewnątrz i ból głowy gwarantowany.
– Tak jest prawie każdego dnia. Latem jest koszmar, nie można wyjść na ogród. – Ten smród czuć nawet tam na samej górze, gdzie jest bocianie gniazdo. – Przez ten zakład cały Skolwin ma w domu muchy – słyszymy od mieszkańców.
O problemie mieszkańców pisaliśmy szerzej w materiale „Mieszkańcy Skolwina alarmują o plagach much i odorze nie do wytrzymania”.
„Jaki jest sens stawiania zakładów przy rekreacyjnych miejscach?”
– Na terenie papierni znajduje się zakład, który zajmuje się przetwórstwem odpadów komunalnych. Przywożą gotowy kondensat i mieszają go ze słomą. Wszystko dzieje się pod tymi namiotami – mówi pan Bogusław i wskazuje na niebieskie namioty. – Zanim przyszedł Vestas, miasto chciało nam tutaj postawić fabrykę przetwórstwa odpadów z łososia. Wybroniliśmy się i wycofali się z tego pomysłu. Teraz mamy to – opowiada.
Wysłaliśmy pytania do miasta, urzędu marszałkowskiego i Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska. Do tematu będziemy wracać.
– Jaki jest sens stawiania takich zakładów przy rekreacyjnych miejscach? Przecież tutaj mamy głęboki nurt, cumować mogą pełnomorskie jachty. Tylko, kto by chciał, skoro są dni, gdy zapach chemikaliów unosi się na całe osiedle – krytykuje pan Bogusław.
Z jakimi problemami mierzą się jeszcze mieszkańcy?
Na próżno szukać tutaj apteki, piekarni, szewca czy fryzjera. Na dole znajdziemy sklep Społem i dwa mniejsze osiedlowe sklepiki.
– Kiedyś była apteka, ale pani farmaceutka przeszła na emeryturę i nie było nikogo, kto chciał przejąć biznes. Teraz najbliżej nam do Polic albo Galerii Północ – tłumaczy Beata Araszkiewicz-Ochota.
W górnej części osiedla znajdziemy zabudowę jednorodzinną, jeden plac zabaw, ośrodek wychowawczy dla dziewcząt i szkołę podstawową, do której wiedzie droga pod górę. Są plany, aby przedszkole, które obecnie znajduje się za Domem Kultury „Skolwin”, przenieść właśnie tutaj. Ten pomysł w ogóle nie podoba się mieszkańcom.
– Obecna lokalizacja jest zdecydowania lepsza. Tuż obok jest przystanek autobusowy, babcie mogą wysiąść i poprowadzić wnuki. Nie muszą wchodzić pod górę. Ta droga naprawdę nie jest przyjemna, w dodatku do szkoły nie dojeżdża żaden autobus – zwraca uwagę Beata Araszkiewicz-Ochota.
Mieszkańcy Skolwina obawiają się również planów budowy obwodnicy Polic.
– Stołczyńska to jedyna droga, która pozwala dojechać na Skolwin. Obawiamy się, że gdy powstanie obwodnica, to cały ruch samochodów ciężarowych z północnych osiedli w kierunku Polic będzie prowadzony właśnie tędy. A to jedyna droga do Szczecina. W takim przypadku przydałoby się przedłużenie ulicy Inwalidzkiej. Wtedy mielibyśmy alternatywną drogę – tłumaczy Bogusław Owsianowski.
„Wypalamy się, zostały tylko niedobitki”
W tym roku Stowarzyszenie Skolwin i My oraz Rada Osiedla Skolwin nie złożyły żadnego projektu do Szczecińskiego Budżetu Obywatelskiego. Kiedy słyszymy dlaczego, pojawiają się smutne wnioski.
– To nie ma sensu, Skolwin ma za mało mieszkańców i nie mamy szans z klubami piłkarskimi, dużymi osiedlami czy pomysłami popieranymi przez radnych. Powoli nie ma już nas jako stowarzyszenia. Wypalamy się, zostały tylko niedobitki. Wszystko musimy wyrywać siłą. To szósty rok naszej kadencji jako Rady Osiedla. Raz musieliśmy się zrzec diet, aby cokolwiek tutaj zrobić – kończy Bogusław Owsianowski.
Komentarze
32