Dramat o bohaterstwie, o walce płci i zmaganiach ze swym posłannictwem to najnowsza premiera szczecińskiego Teatru Współczesnego. 8 stycznia zobaczyliśmy na Dużej Scenie interpretację "Judyty" Friedericha Hebbla w reżyserii Wojciecha Klemma.

 

Pewny siebie, szargający wszelkimi świętościami Holofernes (w tej roli Arkadiusz Buszko) to wódz w armii Nabuchodonozora. Jego krokom towarzyszą przyboczni żołnierze  (Konrad Pawicki i Adam Kuzycz-Berezowski ), a nad sceną widnieją wielkie litery składające się w napis HERO. Dumny dowódca podbija kraj po kraju i właśnie zbliża się do bram Betulii. Naród tego państwa nie poddaje się jego wojskom, nie korzy się przed nim jak inne ludy ziemi. W tej trudnej sytuacji oblężone miasto wzywa na pomoc bogów i przeznaczenie, ale niemal pewne jest, że i ono zostanie zdeptane przez agresora. W obliczu bierności kapłanów i zaniku męstwa mężczyzn, zadanie obronienia narodu bierze na siebie Judyta (Marta Szymkiewicz).

Jej sojuszniczką jest Służąca (Maria Dąbrowska), która jednak nie tylko jej doradza, ale także dyskredytuje decyzje niemożliwe do wykonania. Uważa, ze do takich należy wysłanie Efraima (w tej roli bardzo dobry Robert Gondek) by zastrzelił Holofenesa Judyta jest przekonana, że tylko radykalne działania mogą przynieść sukces. Czyta opis swej postaci w Księdze Judyty, ale rzuca Biblię, pokazując, że nie godzi się na takie potraktowanie siebie. Na scenie biega w trampkach lub pantoflach na wysokim obcasie, ma piękną suknię, jest uwodzicielska i wie o swoich walorach bardzo wiele. Uważa, że dzięki sile swej kobiecości zdoła okiełznać Holofenesa....

Aktorzy dużo grają ciałem, uzupełniając w ten sposób swoje kwestie, dookreślając wizerunki postaci. Jest to bardzo wymagający fizycznie spektakl. Wiele dynamicznych sekwencji, wiele przekrzykujących się głosów. W myśl założenia, że tekst zobrazowany przez machinę ciała jest bardziej wymowny, eksploduje wręcz przesłaniem, jakie niesie.

Scenografia Mashy Mazur uwspółcześniona w zakresie rekwizytów (na różowo opakowane prezenty z kokardami, gumowy basen z wodą, fast-foodowe jedzenie) oraz muzyka Dominika Strycharskiego (wyrafinowana, mocna, drażniąca niemalże) to istotne elementy wizji zaproponowanej przez Klemma. Reżyser chciał ukazać „Judytę” jako historię, która może wydarzyć się blisko nas, gdzieś obok, która może nas dotyczyć. W dwugodzinnym przedstawieniu obok jednoznacznie filozoficznych treści, rozważań o roli bohatera, o poświęceniu, o rywalizacji między płciami, znalazły się też humorystyczne passusy. Zza kulis wychodzą aktorzy, którzy złorzeczą na złą organizację (na „burdel w teatrze”) , a następnie zabierają się do odkurzania wspomnianego na wstępie napisu.

Jednak pierwszoplanowe znaczenie ma bez wątpienia, to co przekazuje nam Judyta, która krzyczy „Naucz się szanować kobietę” , a po krwawym finale sztuki swe ostatnie słowa bezpośrednio kieruje do publiczności.Chcę żebyście mnie zabili” to jej życzenie. Wychodzimy z teatru poruszeni, zainfekowani tragedią ludzką, naznaczeni nią ...