No to trafiliśmy do Antakji. Do Turka poznanego w syryjskiej celi. Gdy dotarliśmy do miasta, telefon i Kenan po nas przyjechał. Zajeżdżamy pod dom, a tam jakaś komunia, zjazd rodzinny, niewiadomo co. Jonasz doszedł w liczeniu do 30 osób i na tym poprzestał. Zastawione stoły, nad nami wiszą kiście winogron. Kobiety nie maja żadnych chustek, normalnie z nami rozmawiają. Na stole raka - wódka z winogron i anyżku.

Pomału zaczynamy się orientować w sytuacji. Nasi gospodarze to arabowie, gdyż ta cześć kraju dawniej należała do Syrii, a w wyniku konszachtów francuzów z Ataturkiem przypadła przed wojną Turcji. Dodatkowo część naszych gospodarzy jest szyitami. Tak więc bawimy się na całego. Ktoś mówi trochę po angielsku, ktoś po niemiecku no i jest raka. Przy kolejnej nalewanej mi szklance Jonasz mówi: Już wiem po co tu przyjechałeś.

Piękne kobiety, winogrona, pyszne jedzenie i tylko jak tu zapamiętać, kto jak ma na imię i kto czyim jest wujkiem, dziadkiem, bratem. Wszystko to jedna rodzina. Ktoś przynosi jakiś arabski instrument i juz wszyscy śpiewają. Szaleństwo.

Więcej przeczytasz na www.podroznik.szczecin.pl

Stowarzyszenie Kreatywni Dla Szczecina