Diabli mnie biorą to współczesna komedia w gwiazdorskiej obsadzie, zrealizowana przez reżysera i dramaturga Marka Rębacza. Spektakl swą treścią porusza odwieczny problem walki dobra ze złem, wpleciony w realia polskiej rodziny.

Bohaterem historii jest Józio Papuga (Bartosz Turzyński) – młody mężczyzna, nieudacznik, który nie wie co zrobić ze swoim życiem. Wie za to doskonale jego ojciec Henryk (w tej roli Krzysztof Kiersznowski) emerytowany wojskowy, który musztruje syna, udzielając mu przy tym wielu życiowych rad i niewybrednie krytykując. O duszę chłopaka zaczyna walczyć nieporadna diablica Anabel (Katarzyna Buchowiec), by tym samym awansować w piekielnej hierarchii. I jak to w komedii bywa, wskutek różnych splotów akcji, cały plan obraca się w niwecz. Józio, mimo realizacji marzeń, nie jest szczęśliwy, młoda adeptka zła zostaje kurą domową, a niespełniony ojciec i żołnierz kończy z flaszką wódki na ławce w parku. Dołącza do niego zrezygnowany Lucyfer (Olaf Lubaszenko), który konstatuje, że ludzie są już na tyle źli sami w sobie, że nie jest już nikomu potrzebny.

Przedstawienie skłania do refleksji, ale podanej w przystępnej formie. Jest pełne dobrego humoru, dostosowanego do polskich realiów. Mówi o rodzinie, religii, seksie, małżeństwie i polityce. Nie zabrakło w nim też nawiązań do wojny i komuny oraz przekleństw, które są nieodłączne w naszej codzienności. Ciekawym akcentem był wątek o mediach i kinie, w którym aktorzy zaznaczyli swój dystans do siebie. O wysokiej aktualności spektaklu świadczyło na przykład wspomnienie o problemach naszych kolei. Diabeł: Człowiek biegnie, spóźniony pół godziny, na pociąg, a pociąg jeszcze stoi i co krzyczy? Chwała Bogu! A to my schlaliśmy maszynistę! Komedia miała prapremierę we wrześniu ubiegłego roku, ale problem chyba zawsze pozostanie aktualny. Najciekawszy fragment dotyczył jednak tematów społeczno-politycznych: Pracą swoich rąk musisz utrzymać samochód, mieszkanie, rodzinę, dwóch rencistów, trzech emerytów i cztery partie polityczne – ten kraj nas potrzebuje! – wywołał salwy śmiechu, ale też porażał swoją prawdziwością.

Przyszliśmy do teatru, bo w końcu mieliśmy na to czas w niedzielne popołudnie, ale wybór przedstawienia okazał się trafiony. Komedia Diabli mnie biorą bardzo nam się podobała, spektakl był dobrze przygotowany i zagrany. Najbardziej przypadła nam do gustu rola Krzysztofa Kiersznowskiego, gdy grał pijaka – zrobił to po mistrzowsku. Na pewno teraz częściej będziemy chodzili na tego typu przedstawienia – relacjonują Beata i Krzysztof ze Szczecina.

Komedia Rębacza świetnie wpisuje się w gusta współczesnej publiki, dla której w większości klasyczne dramaty nie przemawiają, nie poruszają aktualnych problemów, a jeśli nawet, to dzisiejszy widz ma problem z przeniesieniem tych przekazów na obecną sytuację. Również komediowość przyciąga uwagę i przez śmiech pozwala się zastanowić nad treścią spektaklu, stanowiącego alegorię naszego życia. Pomogła w tym niewątpliwie dobrze przygotowana scenografia i kostiumy oraz wyśmienita gra aktorów. Popis umiejętności aktorskich dał Krzysztof Kiersznowski, odkąd tylko stanął na deskach Pleciugi. Nie zachwycił natomiast Olaf Lubaszenko, który jedynie ociężale chodził po scenie i smutnym, mentorskim tonem wygłaszał swoje kwestie. Ogólnie  poziom przedstawienia  dostosowany był do percepcji przeciętnego widza.