Czy ktoś znał już polskie bigbitowe podziemie z lat 60.? Jeśli tak, Pomorzanie zaserwowali mu odświeżenie wrażeń sprzed półwiecza, i to w jakim stylu. Jeśli nie, na pewno nie słuchał obojętnie, to nie było możliwe dla słuchacza o nieco większym niż minimalny guście muzycznym. Publiczność mogła sobie z łatwością wyobrazić prywatkę z polskiego starego czarno-białego filmu, ale to nie była muzyka z magnetofonu szpulowego - instrumenty zdawały się oddychać. Muzycy parę razy przywoływali swoje wspomnienia o pojazdach, padło kilka słów o eksponatach, głównie motorach. Zarówno image sceniczny, jak i muzyka i muzealne otoczenie, tworzyły świetny klimat pod prezentowane dźwięki. Pomorzanie promują swoje EP „Mocne Uderzenie”. Byli dzicy. Uderzyli mocno.
Po naprawdę żywiołowych przeżyciach przyszedł czas na Przestańcie. Zebrani przenieśli się w inny klimat, lżejszy. Kwartet także zdawał się poluźniać styl, a jedną z oznak tego był ich swoisty debiut z częścią garderoby przypominającą pierzaste węże. Oprócz kompozycji własnych, znanych z oficjalnie wydanego singla „Trustatki” i świeżutkiej płyty długogrającej „Czekczera Czyrakcza”, pojawił się także cover piosenki „Na wyspach Bergamutach” (tak, tej z „Akademii Pana Kleksa”), zapowiedzianej jako alternatywna i nieco psychodeliczna. Psychodeliczności jednak trudno było się w niej doszukać, a aranżacja była dość przeciętna. Po koncercie można było nabyć płyty i otrzymać darmowe single zespołu oraz zdobyć autografy muzyków (nie lada gratka dla fanów).
Kolejna edycja Made in Szczecin Born to be wild już niedługo, w ostatnią sobotę sierpnia.
Komentarze
7