Małe dziewczynki lubią bawić sie lalkami w ich kolorowych domkach, duże - maja do dyspozycji całe apartamenty.

Treść wielogodzinnej sztuki  norweskiej pary Vegard Vinge/Ida Müller z Norwegii nawiązuje bezpośrednio do sztuki ich narodowego dramaturga Henryka Ibsena "Dom lalki", znanego także jako "Nora"od imienia głównej bohaterki.Miejscem akcji jest tytułowy domek dla lalek - z living roomem, pokojem pracy ojca rodziny,kuchnią i łazienką. Z tą jednak różnicą, że powiększony do rozmiarów sali gimnastycznej.

Małe dziewczynki lubią bawić się lalkami w ich kolorowych domkach, duże - maja do dyspozycji całe apartamenty. Za ich cukierkową fasadą, powtarzanymi codziennie rytuałami kryje się także wyobcowanie jednostki, strach i wynikająca z niego agresja

Ponad pięciogodzinny spektakl skupił na sobie uwagę szczecińskiej publiczności, a tylko jej niewielka część opuściła go, nieśmiało komentując coraz bardziej bulwersujące sceniczne zabiegi. To obraz dla wyrobionych widzów, wymagający jednak mocnych nerwów. Czerwona farba udająca krew lała się litrami, skryty za maskami z papier-mache  kwintet aktorek i aktorów nie oszczędzał ani siebie ani widowni - aplikując wszystkim coraz bardziej drastyczne sceny ludzkiej fizjologii, odgrywał sceny brutalnego seksu w jego wszelkich odmianach po kalki z horrorów, określanych wyświechtanym słowem "kultowe". Jeśli ktoś miał jeszcze jakieś filmowe skojarzenia - na pewno przyszło mu na myśl "nieodwracalne"/(Irréversible) Gaspara Noé, ze swym wywołującym dreszcze perfekcyjnym dźwiękiem. W widzianym środową nocą na scenie Teatru Współczesnego widowisku zgranie aktorów z nagraną, pełną efektów warstwą dźwiękową było imponujące a jej dosłowność do bólu odegrała rolę bardzo ważną w przeżywaniu treści spektaklu.

Miejmy nadzieję, że pozostałe części ibsenowskiej trylogii - "Upiory" i "Dzika Kaczka", zrealizowane przez norweski zespół dane nam będzie zobaczyć w przyszłości.