Już 7 maja w ręce czytelników trafi czwarta powieść Marcina Grzelaka pt. „Martwe mleko”. Jak przyznaje sam autor, to książka bardzo różniąca się od poprzedniej „trylogii autoterapeutycznej”. Tym razem akcja powieści połączy okres wojny ze współczesnymi realiami.

„Martwe mleko” ma być bardziej wyważoną językowo powieścią, wciąż jednak z charakterystyczną dawką emocjonalną.

– Poprzednie moje książki dały mi dużo przeżyć. Dały mi ogromne spojrzenie w siebie, bo nie ukrywam, że roboczo nazywam je „trylogią autoterapeutyczną”. Ale przede wszystkim dały mi możliwość pracy nad warsztatem – mówi Marcin Grzelak. – „Mleko” pisało mi się zupełnie inaczej i czułem nie tylko komfort pisania, ale zdecydowanie znalazłem swój środek językowy. Jestem tam, gdzie być powinienem.

Gdzie kielecki zaśpiew łączy się ze szczecińską współczesnością

„Martwe mleko” rozgrywa się w dwóch liniach czasowych: na Kielecczyźnie 1943 roku i w stolicy Pomorza Zachodniego obecnie. 

– To jest moja czwarta powieść i ona wkracza w obszary, których boję się chyba bardziej niż tego przyglądania się sobie w poprzednich książkach – przyznaje autor. – Ona wchodzi w takie obszary, że ktoś mógłby się pokusić i powiedzieć, że to książka historyczna. Więc na wszelki wypadek od razu zaznaczam: to nie jest książka historyczna – podkreśla. 

Część akcji bazuje na prawdziwej historii rodzinnej autora.

– Nie jest to opisana historia, a moja fantazja. Korzystam mocno z tego tła. Jestem ciekawy opinii członków mojej rodziny, która jest mocno związana z tamtymi wydarzeniami – mówi Grzelak. 

Jak przyznaje, kusiło go, by całość rozgrywała się w rejonach Gór Świętokrzyskich, ale zgodnie z pierwotnym zamysłem, połączył je ze Szczecinem.

– Dwie postacie z tej perspektywy bym wyłuskał. Agata żyje dostatnio w dobrze sytuowanej rodzinie, w której niby wszystko gra. Zaczyna szukać sensu dla siebie. Tak trafia do Centrum Seniora jako wolontariuszka. Poprzez instytucję zaczyna opiekować się mocno starszym mężczyzną i to jest bezpośrednie połączenie do tych lat z prologu książki – zdradza Grzelak.

„Emocjonalnych scen nie piszę słowami, a maluję emocjami”

Skoro „Martwe mleko” nie jest książką historyczną, to jak można ją opisać?

– Dbam o to, żeby historia była fajna, by czytelnik, który lubi literaturę sensacyjną, dobrze się czuł w konstrukcie tej książki, żeby akcja była wciągająca – przyznaje Grzelak. – Krytycznie ważny jest dla mnie język i ciągle on ewoluuje, ale ja też piszę emocjami. Emocjonalnych scen nie piszę słowami, a maluję emocjami. Myślę, że to moja metoda na wywalenie jakiś rzeczy z siebie. Lubię to fajne językowo i emocjonalne pisanie, takie kontrastujące.

Kto znajdzie błąd, dostanie egzemplarz książki z dedykacją

Jak przyznaje Grzelak, w swoich książkach lubi „puszczać oko” do czytelników, więc i w „Martwym mleku” znajdzie się sporo smaczków. Nie zabraknie też tych szczecińskich, jak chociażby postaci i miejsc z życia kultury. Pojawia się też opowiadanie, które ukazało się w antologii „Pewnego razu w Szczecinie”.

– Ale jest jeden bardzo wielki klops i myślę, że możemy zrobić z niego niezłą zabawę – proponuje Grzelak. – Nie wyłapaliśmy tego, dopiero jeden z tzw. betaczytelników zwrócił mi na to uwagę. Pierwsza osoba, która na moim profilu lub bezpośrednio pod filmem powie, którą instytucję pomyliłem, to z przyjemnością podaruję książkę ze spersonalizowanym wpisem – obiecuje Grzelak.

Premiera „Martwego mleka” już w środę, 7 maja, o godz. 18:00 w Trafostacji Sztuki, wstęp wolny. 

Marcin Grzelak zadebiutował w 2022 roku powieścią „Pułapka na anioły”. Rok później ukazał się „Cukier na duszy”, a w 2024 powieść „Beksa”, która doczekała się adaptacji w formie słuchowiska radiowego.