W sobotni wieczór 22 września, coś wisiało w powietrzu. Coś, co zapowiadało, że nie będzie to kolejna, zwykła sobota przed niedzielą. Podniecenie wśród ludzi wyczekujących przed odświeżonym wejściem do Free Blues Club, było niemal namacalne. W końcu drzwi ustąpiły gościom, powoli zaczęły działać czary.
Andrzej Malcherek zapowiadając swój występ dodał, że dręczy go trema, kiedy występuje przed gwiazdami z najwyższej półki światowej. Potem zaczął grać i już po pierwszych dźwiękach można było nabrać przekonania, że rodzi się powoli magia. Free Blues Band, zaprezentowali między innymi utwór „Big Game” z płyty tak samo zatytułowanej. Każdy utwór był nagradzany gromkimi brawami. Kiedy już skończyli, przyszła cisza i spokój, emocje trochę opadły. Dynamit miał dopiero wybuchnąć…
Po krótkiej przerwie na scenie pojawił się Hamburg Blues Band, wspomagający tej nocy gwiazdy wieczoru. Razem z zespołem pojawił się także Dave Clempson. Padło pytanie „Are you ready for the blues?”. Odpowiedź oczywista, brawa i okrzyki “Yes”. Zaczęli grać. Lont w dynamicie, który podpalili Free Bluesi, zaczął dopalać się mocniej. Mocny i pewny wokal lidera Hamburg Blues Band, i niesamowita gitara Dave Clempson, można było poczuć się jak wyciągniętym z kapelusza iluzjonisty, w innym świecie.
Jednak nigdzie nie było widać głównej gwiazdy, John’a Henry’ego Deighton’a, czyli Chrisa Farlowe’a. Nareszcie, pojawił się. Pan, który ma za sobą już 67 wiosen, emanował niesamowitą energią. Genialny kontakt z publicznością, niezłe poczucie humoru. O jego profesjonalizmie może poświadczyć jeszcze sposób, w jaki improwizował, jednocześnie nawiązywał kontakt z publicznością i ją rozbawiał. Za przykład mogę podać jedną z takich sytuacji, Farlowe jest w trakcie wykonywania kolejnego bluesowego numeru, w tym momencie przed sceną przechodzi mężczyzna w kierunku swojego miejsca. Farlowe zaczyna śpiewać do mężczyzny „sit down please sit down, I know you have been to the toilet”. Jak rasowy komik, wykorzystujący każdą okazję aby nawiązać bliższy kontakt z publiką, to świadczy o pewności siebie i otwartości na ludzi.
Blues w jego wykonaniu był pełnią magii, dynamit lada moment miał wybuchnąć. I było wielkie boom, Farlowe zaśpiewał a’capella. Sam na scenie, zespół zszedł. To była magia z najwyższej półki, pełnia ciszy wszyscy zamarli i w mocnym skupieniu wsłuchiwali się w energetyzujący wokal Chrisa Farlowe’a.
Gdyby tego dnia odbywały się mistrzostwa świata wśród wokalistów, Farlowe nie byłby czarnym koniem, byłby stuprocentowym faworytem. Niektórzy są jak wino, a Pan Chris Farlowe to wybitny rocznik.
Tak mocne otwarcie lokalu to strzał w dziesiątkę, a już niedługo kolejne gwiazdy ze sceny polskiej i zagranicznej.
Komentarze
0