Szczecinianie - jak i generalnie Polacy - uwielbiają świętować. Przy każdej okazji. Święta kościelne, rodzinne, nawet te, a może i w szczególności - które przyszły do nas z Zachodu, jak Halloween czy Walentynki. Czy jednak w poczcie tych okazji, gdy radość, patos, wspólnota i wódka znajdują wspólny mianownik przy wspólnym stole, poczesne miejsce zajmuje Święto Niepodległości?

11 listopada modlę się za Polskę

Vox populi daje na to pytanie odpowiedź niemal jednoznaczną. Każdego roku na ulicach naszego miasta, odkąd 11 listopada jest ustanowiony dniem Święta Niepodległości, sondy uliczne na temat wiedzy o tym święcie dowodzą błogiej nieświadomości szczecinian. Jedną z takich sond przeprowadzono dla portalu w Szczecinie.pl dwa lata temu, w pierwszych dniach listopada. Różne części miasta, różne kategorie wiekowe i społeczne respondentów. Na pytanie "co świętujemy 11 listopada?" większość osób poniżej 40 roku życia odpowiadała niewyraźnym, nieśmiałym uśmiechem, mówiącym ni mniej, ni więcej tylko "nie mam pojęcia, skończmy ten temat". Ta sama kategoria wiekowa - osoby poniżej czterdziestki zapytane z kolei o to, jak to święto spędzają, o ile wiedziały, cóż to za święto, zaskoczone, że można je w ogóle świętować, odpowiadało wymijającym, wymyślonym na poczekaniu "idę na spacer z rodziną". Najoryginalniejsza za to odpowiedź na pytanie o formę świętowania padła z ust siostry zakonnej i brzmiała "modlę się za Polskę"

Jeśli zaś chodzi o osoby starsze, tu już jest lepiej ze świadomością, choć wszelkie skojarzenia związane z tą datą koncentrują się wokół legendy Józefa Piłsudskiego. Za to wyciągnąć z kogokolwiek rzetelną informację nt. tego, co się zdarzyło 11 listopada (kapitulacja Niemiec i Austro-Węgier; przekazanie przez Radę Regencyjną Piłsudskiemu władzy nad polskim wojskiem) już niemal nie sposób. 

Każdy chciał mieć zdjęcie z Komendantem

Patriotyzm szczecinian widać po słabej frekwencji podczas obchodów Święta na pl. Sprzymierzonych. Gdyby odliczyć przedstawicieli władz miasta, wojsko, grupy rekonstrukcyjne, harcerzy i kombatantów, ruch uliczny w tym miejscu absolutnie nie musiałby być zamykany. Oficjalne obchody przyciągają bardzo niewielką liczbę osób młodych, prywatnych. 11 listopada to zapomniane w naszym mieście święto. Gdzie szukać przyczyn?

I z dołu, i z góry. Zacznijmy od góry. Władze Szczecina nie stworzyły jak dotąd atrakcyjnej formy świętowania, nie potrafiły zachęcić szczecinian do przeżywania najważniejszej dla Polaków daty. Pisząc o samych obchodach oficjalnych - jest tu pewien postęp. Z roku na rok rozwija się wątek inscenizacyjny obchodów. Defilada, dźwięki "Pierwszej Brygady", "Warszawianki", "Piechoty", salwa honorowa, apel poległych  i składanie kwiatów pod pomnikiem Piłsudskiego to ogólnopolski kanon. Od kilku lat jednak wzbogacany o inscenizacje historyczne. W 2007 r. furorę zrobił sam Piłsudski, który przybył pod swój pomnik zabytkowym automobilem, i zaraz został otoczony gromadą dzieci, żądnych zdjęcia z Obywatelem Komendantem. Rok później pl. Sprzymierzonych zamienił się na kilka chwil w ulice Lwowa listopadowych dni 1918 r., ogarnięte walkami polsko - ukraińskimi. 

Niepodległość pod strzechy

To jednak wciąż jeszcze nieśmiałe kroki w drodze do formowania świadomości narodowej szczecinian. 11 listopada to święto radosne. W  masochistycznej, martyrologicznej świadomości naszego narodu, który upaja się gloryfikacją porażek, a zapomina o zwycięstwach, mało jest takich dat, które możemy świętować w pełni radośnie. Władze Szczecina jak dotąd nie zrobiły wiele, by patetyczne obchody przełożyć na język ludu i przenieść pod strzechy. Choćby urządzając imprezę plenerową, gdzie szczecinianie mogliby bawić się równie dobrze jak chociażby podczas Dni Morza. Taka data byłaby idealna do promowania poprzez koncerty polskich zespołów, czerpiących z najgłębszych źródeł polskiej kultury (jak folkowe Kapela ze Wsi Warszawa, Psio Crew, Żywiołak) jak i tych przekładających patriotyzm na język kultury (Lao Che).

Nawet sąsiedni Goleniów ma swoją Milę Niepodległości - bieg masowy to też radosna forma świętowania. Patos obchodów to obowiązek, jednak dla wybranych - jeśli chcemy, by szczecinianie gremialnie i spontanicznie świętowali, utrwalali w pamięci ten dzień, potrzebne są igrzyska.

Narody, tracąc pamięć, tracą życie

To jednak zarzut nie tylko w stronę władz miasta. W dobie kształtowania się społeczeństwa obywatelskiego w naszym kraju powinny mnożyć się oddolne inicjatywy radosnego świętowania dnia naszej niepodległości. w końcu minęły już czasy, gdy życie kulturalne narodu było programowane przez władze...

"Narody, tracąc pamięć, tracą życie". Pomni tej mądrości, szczecinianie powinni utrzymywać się przy życiu, samodzielnie kształtując swoją tożsamość. Tym bardziej, że są nową społeczością, kultorowym tyglem umieszczonym w miejscu, którego korzenie są tak nietrwałe, że historycy mogą się spierać, czy jest to miasto z genezy polskie, pomorskie, niemieckie czy duńskie...