Godzina siódma rano, nikogo jeszcze nie ma w firmie. Korytarzem idzie elegancko ubrana kobieta z pękiem kluczy w dłoni. Otwiera drzwi od gabinetu, jak zawsze rozgląda się po pomieszczeniu, najwięcej czasu poświęcając biurku i papierom na nim zalegającym. Wstawia wodę na kawę, otwiera okno. W strugach chłodnego, wczesnowiosennego powietrza, zbiera siły na kolejny dzień pracy przy odzyskiwaniu należności.

Pieniądze… to brzmi groźnie

Każdy, kto kiedykolwiek pożyczył znajomym gotówkę i miał problem z jej rewindykowaniem, wie jak niewdzięcznie jest zabiegać o zwrot. Zadziwiające, że wówczas gorzej czuje się ten, kto pożyczał, niż ten, co pożyczył. Pierwsze, co ogarnia człowieka, to skrępowanie – słowa z trudem przechodzą przez gardło, policzki nabiegają czerwienią, a tętno z oddechem przyśpieszają. Na początku rozmówca nas nie rozumie, powtarzamy więc niewyraźne słowa, delikatnie przypominające, że najwyższy czas oddać pieniądze. Zapada wówczas taki niezręczny rodzaj ciszy, a obydwie strony walczą ze wstydem – jedna jako osoba prosząca się o własną gotówkę, a druga dlatego, że zapomniała, zwlekała, unikała. Po chwili dochodzi do tymczasowego załagodzenia sprawy, dogadania się. Można więc iść dalej, zmienić temat, poczuć się lepiej. Tak łatwo nie mają windykatorzy, których praca skupia się właśnie na odzyskiwaniu należności. Ich cały dzień wypełniają tego typu rozmowy, targi i niejednokrotnie sprzeczki, bowiem ludzie potrafią zachowywać się nieobliczalnie, wtedy, gdy ktoś upomina się o gotówkę, którą winni są najróżniejszym instytucjom. Windykatorzy muszą zmagać się z atakami agresji, odpierać groźby i na zasadzie rozgrywki psychologicznej skłonić dłużnika do uregulowania zaległej kwoty. Biorąc pod uwagę specyfikację tej pracy, poranna kawa, chwila wytchnienia przy oknie, to dobry sposób na nabranie energii, tak niezbędnej do wykonywanie niniejszego zawodu.

Współpraca z dłużnikami, czyli rzecz trudna

Pani Joanna, od jedenastu lat windykatorka w jednej z firm ubezpieczeniowych, za całą karierę poznała najróżniejsze reakcje klientów. Z czasem przyzwyczaiła się do tej nieobliczalnej strony swojej funkcji, ale zwraca uwagę na to, że wciąż nie może się nadziwić, jak różne, niezdeterminowane bywają ich zachowania. Mówi: Współpraca z ludźmi w stosunku do których kierowane są roszczenia jest bardzo trudna. Z natury nie lubimy być zmuszani do czegokolwiek, a zwłaszcza do oddawania pieniędzy. Zatem z gruntu większość nastawiona jest na „NIE”, a samo postępowanie wymaga nie lada dyplomacji i znajomości podstaw psychologii, jednak nie tej akademickiej, tylko „życiowej”.

Nie ma więc co ukrywać, tego typu praca to nieustanna gra psychologiczna, a wygrywa ten kto mentalnie silniejszy, sprytniejszy i sensowny w przeciwstawianiu argumentów. Pani Joanna zwraca uwagę na to, że szczecińscy klienci nie różnią się niczym wobec tych z pozostałych regionów Polski – jej współpracownicy z innych oddziałów mają podobne problemy i ich dzień pracy wypełniają długie rozmowy, które kończą się z różnym skutkiem. Zazwyczaj jednak, poprzez sprawdzone narzędzia, udaję się dojść do ugody. Jak można to osiągnąć?

Kij i marchewka

Pani Joanna od lat stara się niejako wyciągnąć rękę do dłużnika. Na wstępie zaznacza, że współpraca jest dla niego korzystna, stara się także brać pod uwagę sytuację materialną, przez co niejednokrotnie proponuję dogodną spłatę ratalną. Oczywiście nadal zostaje pewna niechęć takiej osoby, jednak lepsza jest marchewka w postaci kilku/kilkunastu rat, niż rozwiązanie drastyczniejsze, jak skierowanie sprawy do sądu i przekazanie egzekucji komornikowi.

Satysfakcja?

Pani Joanna nie kryje, że osiąga dobre wyniki. Nawet gdy ludzie przechodzą do grożenia, potrafi sobie z nimi radzić, wskazując petentowi, że bez wzajemnej kooperacji będzie to wyglądało gorzej. Sukcesy na pewno cieszą, leczy czy w tego typu pracy można odnaleźć satysfakcję? Z tym już bywa różnie, ale moja rozmówczyni mówi: Często zdarzają się windykacje od pijanych kierowców, którzy po spowodowaniu wypadku odjeżdżają. Takich ludzi nie szkoda, cieszy wówczas sprawiedliwość oraz możliwość pomocy ofierze takiego czynu. Gorzej jest, gdy przychodzi do egzekwowania należności od staruszki, która nie zakręciła kranu i zalała sąsiadom mieszkanie. Wtedy czuję się nienajlepiej, przykro mi, ale taka moja praca. Pocieszam się tym, że w każdej sytuacji staram się być maksymalnie ludzka, humanitarna.

Dłużnicy nie lubią windykatorów, z czego ci zdają sobie sprawę. Jednak to praca jak każda, bardzo często trudna, męcząca, odciskająca piętno na psychice, dlatego powinno się ją szanować. Zrozumiałe, że nie lubimy oddawać pieniędzy, nie lubimy być zmuszani do czegokolwiek, lecz gdy przyjdzie nam do kontaktu z osobą ściągającą należności, zastanówmy się przez chwilę, dlaczego tak się stało, czy to jej wina, czy nasza własna. Potraktujmy więc tego człowieka odpowiednio, bez chamstwa, bo to też przecież ludzie, którzy mają uczucia. Może niewidoczne na pierwszy rzut oka, ale ukazujące się wtedy, gdy na agresję, zastraszanie, nadal starają się podejść z sercem do takiej osoby, biorąc pod uwagę wszelkie jej problemy, znajdując najodpowiedniejsze wyjście z nieprzyjemnej sytuacji.