W trakcie zamieszek kilkadziesiąt osób została rannych, 8 z nich wymagało hospitalizacji. Zniszczono 7 tramwajów i wybito kilkaset szyb. Zatrzymano 93 demonstrantów.

10 grudnia 1956 roku około 18.00 na skrzyżowaniu alei Wojska Polskiego i placu Przyjaźni Polsko-Radzieckiej (dziś. pl. Zgody) milicjanci po służbie próbowali zatrzymać awanturującego się pijanego mężczyznę. Szarpanina z funkcjonariuszami przyciągnęła coraz to większy tłum gapiów. Zatrzymany zaczął krzyczeć „za co mnie zamykacie, jestem Polakiem!”. Gdy milicjanci próbowali wsadzić go do wozu, wrogo nastawiony tłum rzucił się na ratunek. Jeden z milicjantów został pobity. Samochód, w którym był kierowca, drugi milicjant i zatrzymany został przewrócony.

Milicja morduje ludzi!

Liczący już kilkaset osób tłum zablokował ulice, wstrzymał ruch tramwajów. W miejscu, w którym starcie się rozpoczęło pojawiły się kolejni funkcjonariusze i gazik MO, do którego udało się wsadzić pijanego awanturnika. Pozostali na miejscu milicjanci próbowali przywrócić ład, ale rozwścieczony tłum zaatakował ich cegłami i pięściami. Padły pierwsze strzały, które nieco uspokoiły ludzi. Milicjanci, nie radząc sobie z atakującymi musieli uciekać do pobliskiego komisariatu. Po chwili na miejscu znalazły się kolejne oddziały MO, tym razem sposobem na protestujących miały być granaty łzawiące. To jednak przyniosło skutek tylko chwilowo, zaraz rozpierzchnięty tłum znów się zebrał i zaczął krzyczeć „milicja morduje ludzi!”.

Na ulicach zebrało się już około trzech tysięcy mieszkańców. Tłum zaczął atakować napotkanych milicjantów, niektórzy rabowali okoliczne sklepy. Ludzie ruszyli na I komisariat milicji, w którym zabarykadowali się funkcjonariusze. Gdy demonstrantom nie udało się sforsować drzwi, obrzucili budynek kamieniami. Przed godziną 20.00 w ten sam sposób zaatakowany został II komisariat milicji. Około godziny 20.00 do walki z protestującymi stanęli ludzi z Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

Z kamieniami na żołnierzy

Jednostka zmierzyła się z tłumem, ale byli bez większych szans. Demonstranci zaatakowali żołnierzy kamieniami, próbowali także zniszczyć wozy. Po 21.00 na pomoc KBW przybyły wozy pancerne. Użyto gazu łzawiącego, co spowodowało rozproszenie tłumu po bocznych uliczkach. Ale demonstracja wciąż trwała, ludzie zbierali się w grupy i dalej atakowali.

Przed godziną 23.00 grupa składająca się z około 300 osób przeszła ul. Piotra Skargi w kierunku konsulatu ZSRR. Tłum niósł ze sobą transparenty, wyrażające przeciw wobec radzieckiej interwencji na Węgrzech. W tym samym czasie KBW uznało, że sytuacja została opanowana i wycofała swoje jednostki do koszar. Ale demonstracja się nie zakończyła, ludzie zbierali się na pl. Rokossowskiego, maszerowali al. Wojska Polskiego.

Po godzinie 23.00 Komenda Wojewódzka MO zaalarmowała KBW, że demonstranci zmierzają w stronę konsulatu ZSRR. Informacja ta jednak była spóźniona, gdy na miejsce przyjechały wozy pancerne budynek był już zdewastowany. W rejonie konsulatu zatrzymano 12 osób. KBW odbiło obiekt i wraz z MO rozproszyło około 700-osobowy tłum. W czasie ataku na konsulat, zaatakowano także budynek Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej. Aktom wandalizmu towarzyszyły hasła antykomunistyczne.

Zatrzymano 93 osoby

Po północy tłum ponownie zebrał się na skrzyżowaniu al. Wojska Polskiego i ul. Jagiellońskiej. Tym razem zorganizowane oddziały MO z całego miasta wraz z pomocą stoczniowców opanowały demonstrantów. Akcja zakończyła się około 2.00 w nocy.

Po zamieszkach zatrzymano 93 osoby – wśród nich „robotniczego pochodzenia 64, chłopskiego 21, inteligentów 6, kapitalistycznego 2. członków PZPR 6-ciu, ZMP – 22, bezpartyjnych – 22.” W trakcie zamieszek kilkadziesiąt osób została rannych, 8 z nich wymagało hospitalizacji. Zniszczono 7 tramwajów i wybito kilkaset szyb.

Napięcie w mieście było wyczuwalne. Milicja cały czas pozostawała w gotowości. Trzy dni później, 13 grudnia mieszkańcy podjęli próbę wywołania kolejnej demonstracji, tym razem jednak milicja była przygotowana.

Wichrzyciele porządku publicznego!

W styczniu 1957 roku ruszył proces. Nagłówek w Kurierze Szczecińskim na pierwszej stronie wydania krzyczał „Drugi dzień procesu przeciwko wichrzycielom porządku publicznego”. - to właśnie ten proces opóźnił proces opisywanej kilka tygodni temu afery zegarkowej. Pierwsze wyroki w sprawie grudniowych zamieszek zapadają zaledwie niespełna trzy tygodnie po ruszeniu procesu – 10 lutego. Według sądu nie ma mowy o sprawach politycznych. Oskarżeni brali udział w zbiegowisku publicznym, które wspólnymi siłami dopuściło się zamachu na różne instytucje w mieście. A wszystko zaczęło się od próby zatrzymania pijanego pomocnika murarza, który się awanturował.

 

Na podstawie opisu zamieszonego na stronie Centrum Dialogu PRZEŁOMY – Muzeum Narodowe w Szczecinie.

Zobacz także:

Porwać samolot. I na zachód

Czy rzeźnik z Niebuszewa istniał?

Największa afera kryminalna powojennego Szczecina

Matkobójca, któremu współczuli

Śmierć za porcję lodów– rzecz o „Reginie”, zdrajczyni AK