Niejednego z nas wielokrotnie rozbawił Jego dowcip rysunkowy w Polityce czy Gazecie Wyborczej. Znakomita, charakterystyczna kreska, trafiający w sedno tekst w „dymku” i bezkompromisowa postawa - za to cenimy i lubimy pana Henryka Sawkę. Laureat wielu nagród (Złotej Szpilki, Festiwalu Dobrego Humoru), złoty medalista legnickiego Satyrykonu oraz juror m. in. Przeglądu Kabaretów PaKA w Krakowie. Jego prace publikowały: Szpilki, Dziennik Polski, Rzeczpospolita, Wprost, Polityka, Playboy . I właśnie 4 maja, podczas spotkania zorganizowanego przez magazyn literacki „Bluszcz” mieliśmy okazję do rozmowy z popularnym satyrykiem. Spotkanie odbyło w gościnnym Zamku Książąt Pomorskich a poprowadził je Konrad Wojtyła, dziennikarz, krytyk literacki, poeta.

Co satyryk ma z bluszczu? Prócz ciągłego pięcia się w górę, oczywiście? – żartobliwie zapytał prowadzący. Okazało się, że sporo – oplata i bada obiekt żartu; mierzy się z osobą czy sytuacją i, podobnie jak chwast , nie zawsze jest mile widziany. Jeżeli wziąć pod uwagę fakt, że pan Sawka nigdy nie wykazywał oporów w krytykowaniu polityków, to możemy się domyślać, dlaczego znaczna część rysunków nie mogła być publikowana, szczególnie w okresie PRL-u. Czynniki odgórne, owszem, ale też i swoista autocenzura powodują, że żart musi pozostać w kręgu najbliższych. W życiu również wielokrotnie łagodzimy wypowiedź, nie zawsze mówimy szczerze. Istotny jest zdrowy rozsądek i choć wiadomo, że satyrykowi wolno więcej, to dowcip musi się mieścić w pewnej estetyce i nie wykraczać poza granice dobrego smaku. Mamy jednak prawo – wg Gościa spotkania - patrzeć politykom na ręce, co oznacza, że obowiązuje domniemanie winy.

Sawka uprawia rysowanie i pisanie czuciowe. Próbuje zachować w swoich pracach naturalność, osobisty ton, świeżość, dlatego nie „męczy” rysunku – zazwyczaj pierwsza wersja jest najlepsza, więc staje się również ostateczną. Zamaszysta, naturalna kreska jest tym, co odróżnia rysunek „z ręki” od tego wygenerowanego za pomocą nowoczesnych narzędzi komputerowych. Satyryk preferuje ten sposób rysowania, bo co zrobi w sytuacji, gdy ktoś zażyczy sobie oryginału? Autor przyznaje, że dużą rolę odgrywa tu wiek i przyzwyczajenie, choć, oczywiście, też interesuje się nowinkami technicznymi. A że jest człowiekiem bardzo przezornym, który zawsze ma w zanadrzu plan B, to prace utrwalone są trojako: na papierze, nośnikach oraz twardym dysku (archiwum). Pytany o przyszłość rysunku satyrycznego przytacza ten oto dowcip: Zapobiegliwy starszy pan załatwiający formalności dotyczące własnego pogrzebu, zapytany o sposób pochówku- a pada propozycja kremacji zwłok- odpowiada: kremacja to przeżytek, proszę mnie zdigitalizować..

Większość pomysłów przychodzi mimowolnie – mówi Sawka - inspiracją może być audycja radiowa, przypadkowo podsłuchana rozmowa, gazeta… Satyryk pracuje w domu, notatniki umiejscowione są w różnych punktach domu, również przy kanapie i telewizorze. Najlepsza pora na pracę to przedpołudnie. Rodzące się znienacka pomysły wymagają jednak małego wspomagania w postaci paru espresso. No izawsze powstaje mały problem- mówi rysownik- pracuję w domu i gdy skończę pracę, nie mogę przyjść do domu. Poza tym stworzenie dobrego żartu to sztuka dla sztuki a na domownikach można trenować. Może dlatego żona Henryka Sawki mówi o mężu: satyryk – sadysta?

Najwięcej czasu zajmuje sformułowanie odpowiednio brzmiącego tekstu w „dymku”. Szukanie właściwego rytmu, szyku wyrazów wymaga szczególnego namysłu. Sawka, z wykształcenia polonista, ogromną wagę przywiązuje do słowa. Twierdzi, że rysunek bywa niekiedy pre- tekstem do „dymka”. Lubi aforystykę, lapidarność i trafność sentencji, gdzie jedno zdanie zastąpić może cały traktat. Wykształcenie humanistyczne bardzo się przydaje, bowiem jak mówił w jednym z wywiadów: Dorysowania niezbędna jest wiedza. Filozoficzna, historyczna, socjologiczna, psychologiczna i umiejętność (samo)obserwacji. Dużo czytam (…) Ale najważniejsze u rysownika jest poczucie realizmu. Wielu ludzi nie lubi mnie za to, że brutalnie sprowadzam ich na ziemię, bo wszyscy idealizują albo się samookłamują. Bywa, że odmawiał rysunku. Nie realizuje bowiem zamówień od polityków. Zdarza się i tak, że to, co formułuje jako dowcip, okazuje się rzeczywistością. A to już nie może być śmieszne.

Z powodu katastrofy pod Smoleńskiem wiele tekstów satyrycznych, które miało być wydane w tym roku, straciło rację bytu. Nie przeczytamy już, że nieszczęścia chodzą partiami, ale możemy oczekiwać na jesieni nowego zbioru rysunków satyrycznych „Po bandzie”. I na pewno nie będą to żarty politycznie poprawne. I miejmy nadzieję, że obrażanie się nie będzie jedyną reakcją na żart.

Mamy to do siebie, że lubimy powraca

do starych dowcipów. Czyni to również aczkolwiek sporadycznie Henryk Sawka, odświeżając, uaktualniając swoje pomysły. Choć generalna zasada brzmi: rysunek jak dowcip ogląda się tylko raz. A ma swoje źródło w praktyce: czytelnicy zwracają uwagę przede wszystkim na sam pomysł a wykonanie, nawet perfekcyjne, nie jest aż tak istotne. Niuanse w prowadzeniu kreski, w dopracowaniu szczegółu są chyba zauważalne li tylko przez samego wykonawcę. A i kreska, co oczywiste, ewoluuje przez lata.

Opowieści mistrza rysunku pełne były anegdot dotyczących powstawania dowcipów, reakcji na nie osób najbardziej zainteresowanych, a także faktów z początku kariery: pisania dla Tey czy zaczynu regularnej współpracy z „itd.” Dowiedzieliśmy się również jak kiedyś a jak dziś przebiega droga od postawienia pierwszej kreski do druku na łamach gazety, a także jak bardzo Henryk Sawka musi być ostrożny w wyjawianiu nowych pomysłów jeszcze przed publikacją , bo bywa to dość ryzykowne w dobie błyskawicznego przekazu za pomocą niezwykle szybkich i sprawnych mediów.

Uczestników spotkania ciekawiło jak rysuje się dla kobiet a jak dla mężczyzn, czy w ogóle słuszne jest takie różnicowanie i czy według Henryka Sawki kobiety „kładą” dowcipy. Również: czy już na etapie realizacji nowego pomysłu słychać w domu śmiech autora . I kto uprawia tenis głównie dla lansu.

Sawka mówił też o swoim miejscu do życia i pracy : o Szczecinie, w którym bardzo dobrze się czuje i z którego świetnie – a i w sposób właściwy - wszystko widać: jest dystans do wielu spraw, dystans tak pożądany w zawodzie rysownika - satyryka. Przy okazji podzielił się z nami nauką pobraną w stolicy: Artysta powinien być z Warszawy. No, ewentualnie z Krakowa. A w najgorszym wypadku z Poznania.

Mnogość zabawnych historii opowiadanych przez Gościa i wciąż pojawiające się pytania sprawiły, że ogłoszone przez prowadzącego zakończenie spotkania zdawało się być przedwczesne. W Sawce odkryliśmy gawędziarza wytrawnego i – ku najpewniej niezadowoleniu prowadzącego – w pełni samowystarczalnego.

Polecamy zatem Państwu „Sceny z życia małżeńskiego” (wyd. 2009 r.) i czekamy niecierpliwie na „Po bandzie” w pamięci zachowując słowa Henryka Sawki: Napoczątku było słowo, ale zaraz potem był obrazek. Wydawać by się mogło,że część ludzi zmierza (a może wręcz powraca) ku obrazkom. Ale jeśli to obrazki tworzone przez Henryka Sawkę – to czy powinniśmy się z tego powodu martwić?