Miałem niczego nie oglądać...

No, może tylko mecz otwarcia, po którym – jak zakładałem – Polacy „umoczeni”, przeproszą i zapowiedzą poprawę. Następne mistrzostwa będą nasze! – zakrzykną. Mamy już doświadczenie, wiemy jak i kogo bić! Poćwiczymy, przywalimy! Tymczasem obejrzałem Irlandię i Chorwację a także Szwecję i Ukrainę. A podejrzewam, że to jeszcze nie koniec. Dobrze jest popatrzeć na dobre, na lepsze drużyny.

Marny ze mnie kibic. Nie znam składu zespołu narodowego, nie wiem w jakich na co dzień klubach grają piłkarze (poza rzecz jasna Robertem Lewandowskim, którego aktualnym klubem jest… kurde - wiedziałem… No, mniejsza, nie w tym rzecz).  Dodatkowo o trenerze Smudzie po raz pierwszy usłyszałem przy okazji rozpoczęcia Mistrzostw Europy, tuż przed pierwszym meczem.  Inne mam ucho, na inną muzykę nastawione i dlatego lepiej słyszę, co grają w RMF Classic, niż w ekstraklasie.
Te, a także inne nieujawnione powody, wystarczyć powinny, abym w temacie piłki nożnej głosu swojego żałosnego w sposób publiczny nie zabierał. Pierwszy lepszy, wyjęty ze strefy kibica nalany piwosz, więcej znacznie i lepiej ode mnie wie co, jak, komu, gdzie i dlaczego w temacie piłki się kręci, a jak się nie kręci, to z jakiej przyczyny akurat jest zatrzymane. Ale, właśnie jako niedokładnie zorientowany i niezagorzały, a do tego sporadyczny obserwator, częściej i głośniej głos zabierać zwykłem i dosadniej wyrażać swoje cyniczno-ignoranckie opinie sobie ulubiłem aniżeli – dajmy na to - telewizyjny komentator.

Między innymi dlatego nie słucham, a gdy już usłyszę, to wkurzają mnie opinie, że jest nieźle, że dobrze jest nawet. Oczy, serce i niektóre zakamarki mózgu mówią mi bowiem, że nie jest za dobrze, że jest niedobrze, że źle i gorzej jeszcze. I nie idzie już o wynik sam, choć to ostatecznie jakby kryterium najważniejsze.

Ja chciałbym zobaczyć dobrą grę. Na przykład taką, jaką zaprezentowali Ukraińcy; grę pełną pasji i uporu – grę równie skuteczną w każdych 10 minutach spotkania. Nie musze wiedzieć, kto komu podaje, kto kogo kiwa i gdzie tenże okiwany ostatnio, oraz kogo, kiwnął skutecznie przed 7 laty w Kijowie. Nie interesują mnie krótkie, bardzo nawet pozytywne szarpnięcia ku piłce, nie zawierzam nagle, podczas gry, rozbudzonym talentom, nie kręcą mnie krótkotrwałe wypady na połowę przeciwnika, nie ufam jednorazowym sytuacjom podbramkowym. Chyba, że to wszystko jest ostatecznie skuteczne bo przemyślane, wykoncypowane, zamierzone, po to przedsięwzięte, aby uśpić przeciwnika. Niestety, czułe kamery ukazują, że tak nie jest.

Poza tym na wzajemnie usypianie się na boisku nie ma czasu. Kołysanki bardziej przydać by się mogły później nieco, w hotelu, u poduszki, po ostatnim Short Message do narzeczonej, że wszystko jest w porządku. Gra naszej reprezentacji jest - niestety - zbudowana głównie na emocjach. Na patriotycznej egzaltacji, na poczuciu niesienia narodowej misji i na serdecznej adrenalinie, która z serca i z widowni płynie. I wszystko byłoby dobrze, a choćby nieźle tylko, gdyby inne były rzeczy proporcje. Gdyby więcej spokoju, pragmatyki i konsekwencji piłkarze na murawę boiska wnosili. Zremisować na własnym, nowym, pięknym stadionie w sytuacji, gdy blisko 60  tysięcy ludzi na trybunach orgiastycznie dopinguje, a miliony przy telewizorach z nerwów kapsle od browaru zagryzają – nie jest tak całkiem trudno. Tym bardziej, że jest to remis z drużyną średnią – no, powiedzmy - nie z najwyższej piłkarskiej półki wylosowaną.

Wyobrażacie sobie tenże mecz, mecz z Grecją, mecz otwarcia mistrzostw w sytuacji, gdy rozgrywamy go na obcym boisku i pod prąd kilkudziesięciotysięcznemu dopingowi? Co wówczas? Co wtenczas by nas ku bramce przeciwnika niosło? Talent? Upór? Determinacja? A gdyby, dodatkowo jeszcze, taki Lewandowski, powiedział, że Borussia to jego jedyna drużyna i że na kadrę naszą się wypina? Można fantazjować. Także na temat naszych zwycięstw. Można...

Dalej - moim konsekwentnie pesymistycznym zdaniem - może być już tylko gorzej. W każdym razie nie lepiej. Dalej będę mecze słabsze, a co najwyżej średnie dobre. Cokolwiek to znaczy. Bramki zaś wciąż bardziej honorowe. Jeżeli będą.

Obym się mylił, choć uparcie przeczuwam, że z owych rozgrywek najmniej przegrana wyleci Biedronka.

I proszę nie mieć do mnie pretensji, że kraczę. Wolno mi, nie jestem orzeł.

___

Kolejna odsłona cyklu "Z notatnika flegmatyka" za 2 tygodnie.

Archiwalne felietony do przeczytania tutaj.