90% czasu spędza pracując i słuchając muzyki. W końcu dwie główne pasje – grafika i muzyka są jego pracą. Lubi ambitne kino i fotografię, jednak to od wyszukiwania muzyki jest całkowicie uzależniony. Daniel Zachodni, rezydent Wasabi opowiada o pracy w klubach, w radiu, a także komentuje szczecińskich imprezowiczów.

Konkretny klub, konkretna impreza, konkretny didżej

wSzczecinie.pl: Jak określiłbyś swój styl muzyczny?

Daniel Zachodni: Mój styl muzyczny to duży przekrój. Z jednej strony techno, house, disco, z drugiej to naprawdę różne zainteresowania. Na pewno jest to szeroko pojęta muzyka elektroniczna, co nie znaczy, że zamykam się całkowicie na komercyjną muzykę. Oczywiście mam swoją wizję, ale nie chodzi przecież o to, żeby grać muzykę, której nikt nie rozumie poza tobą.

wSzcz: Czyli jesteś gotowy grać komercję?

DZ: Czasem gdy ktoś podchodzi do mnie i prosi o Madonnę, czuję, że to nie do końca fair, bo przecież chcę zaprezentować siebie. Kiedy ktoś przychodzi do opery to przychodzi na konkretną sztukę. Nikt nie dyktuje aktorom, co mają zaśpiewać. Przychodząc do klubu przychodzi się na konkretną imprezę i tutaj też powinna obowiązywać ta sama zasada. Jednak cały czas szukam swojego stylu, nie jest on zamknięty.


Radiowy głos

wSzcz: Czy od kołyski słuchałeś muzyki elektronicznej?

DZ: Wychowywałem się na muzyce lat 80., także moje muzyczne preferencje z pewnością ewoluowały. Mój muzyczny przełom rozpoczął się tak naprawdę dopiero 10 lat temu. Gdy dostałem angaż w szczecińskim radiu ABC.

wSzcz: Jak wspominasz pracę w radiu?

DZ: Moja audycja nazywała się „Tanzania”. Przede wszystkim polegała ona na tworzeniu miksów przed audycją i miksowaniu na żywo. Z pewnością pozwoliło mi to wypromować swoją osobę.

wSzcz: Co więc sprawiało Ci większą przyjemność praca w radiu czy w klubie?

DZ: Tworząc audycję nigdy do końca nie wiadomo, jaki jest jej odbiór. W klubie mam bezpośredni kontakt z publicznością. Obie czynności są jednak bardzo przyjemne.


Mezzoforte, Patio, Wasabi

wSzcz: Jak wyglądał twój pierwszy raz w klubie?

DZ: Pierwszą imprezą, na której zagrałem, były urodziny Radia ABC w Mezzoforte. Dyrektor radia zapytał, czy nie chciałbym zagrać na tej imprezie, a ja się zgodziłem. Moja technika i wiedza na temat miksowania były wtedy zerowe. Był to oczywiście skok na głęboką wodę. Nigdy wcześniej nie dotykałem takiego sprzętu, więc postanowiłem poćwiczyć na dwie godziny przed samą imprezą. Uczył mnie kucharz, który wcześniej grał… Początkowo pierwsze przejścia między numerami nie były zbyt dobre, ale potem wyszło całkiem w porządku.

wSzcz: Pracowałeś także w Patio…

DZ: Pracę w Patio wspominam różnie, jednak w większości zostały w mojej pamięci te dobre momenty. Miałem możliwość prowadzenia rezydentury lokalu i dużo się wtedy nauczyłem. Poza tym zajmowałem się także grafiką, co w konsekwencji zaowocowało współpracą z „Hot Magazine”. Patio miało dobre początki. Potem zmieniła się polityka i muzyka. Zaczęło być bardziej komercyjnie, co wcale nie zwiększyło liczby gości.

wSzcz: Mezzoforte, Patio, teraz Wasabi – wszystkie te kluby były lub są wciąż uważane za coś bardziej ambitnego. Podzielasz te opinie?

DZ: Te kluby na pewno miały swój charakter. Staram się wybierać miejsca, w których grana przeze mnie muzyka będzie się podobać ludziom. W końcu to oni tworzą klub.


Szczecin na klubowej mapie

wSzcz: Jak oceniasz szczecińskich imprezowiczów?

DZ: Nie da się tego sprecyzować. Jednak uważam, że duża część ludzi nie interesuje się muzyką, oni po prostu nie mają na to czasu. W radiach głównie słyszymy muzykę graną dla mas. Nie ma tam zbyt dobrej selekcji. Ludzie się do tego przyzwyczaili, ale nie można im mieć tego za złe. Oczywiście są lokale, w których można usłyszeć coś dobrego, ale nie ma ich dużo. City Hall, Mezzoforte, Wasabi – to moim zdaniem trzy najlepsze kluby w Szczecinie.

wSzcz: Czy w innych polskich miastach jest inaczej?

DZ: Poza Szczecinem ludzie są bardziej otwarci na muzykę. Jest lepsza atmosfera, łatwiej się gra. Najprzyjemniej grało mi się chyba w klubie Rdza w Krakowie. Grałem tam imprezie urodzinowej lokalu.

wSzcz: Czy grałeś kiedyś w mniejszym miejscu?

DZ: Grałem w Ińsku w Złotej Rybce. Odbywały się tam Mistrzostwa Polski Didżejów, w których byłem jurorem. Bardzo śmieszna impreza, w bardzo małej miejscowości. Ludzie choć nie byli wyedukowani muzycznie, byli bardzo otwarci i bardzo czekali na tę imprezę.


Kobiety i doświadczenia kulturowe

wSzcz: Czy odkąd zostałeś didżejem, czujesz się bardziej atrakcyjny jako mężczyzna? Czy kobiety same cię podrywają?

DZ: Kobiety lubią być z kimś, kto jest rozpoznawalny. Rzadko się zdarza, że kobiety same nas podrywają. Oczywiście łatwiej jest nawiązać kontakt, ale sądzę, że większą popularnością cieszą sie barmani. Ze swojego doświadczenia zauważyłem, że popularność się zwiększa, gdy wyjeżdża się do innego miasta.

wSzcz: Jakie ciekawe historie?

DZ: W Warszawie zdarzyło się, że były dziewczyny, które cały czas mnie całowały. Ja stałem za didżejką i nie mogłem się skupić, a one nie przestawały. Było to oczywiście bardzo przyjemne. Trochę przeszkadzało, ale dałem radę.

wSzcz: Co uznasz za swój największy sukces?

DZ: Największym sukcesem jest cykl imprez Canalia. Ruszyliśmy z nimi w styczniu 2009 i zjednaliśmy sobie rzeszę ludzi, którzy poznali naszą muzykę, i którzy cyklicznie przychodzą na nasze imprezy. Dzięki temu mamy szansę zapraszać do Szczecina zagranicznych didżejów i producentów. Poza tym jako didżej mogę poznawać nowych ludzi, z nowym spojrzeniem nie tylko na muzykę, ale i w ogóle na świat. Zbieram doświadczenia kulturowe.