Muzyka jest całym jego życiem. Z uzależnieniami trzeba jakoś żyć. On więc słucha zawsze i bez przerwy. Gdy spotykam go na imprezie, rozmowę zaczyna od komentarza na temat tego, co właśnie leci w tle. Brat Beat (Kamil Żmijewski) – szczeciński didżej, którego można między innymi usłyszeć w Wasabi, opowiada o swojej pasji.

Muzyka – musi być przyswajalnie

wSzczecinie.pl: Jak możesz określić muzykę, którą grasz w klubach?

Brat Beat: Cały czas sie rozwijam. Z miesiąca, na miesiąc przychodzą nowe fascynacje. Staram się grać dobrą muzykę elektroniczną. Nie można jednak przesadzić z ambicjami. Gramy przecież dla ludzi i musi być to dla nich przyswajalne. Mam swoją wizję, jednak nie zapominam o słuchaczach.

wSzcz: Nie jesteś didżejem z bardzo długim stażem. Jak wyglądał twój debiut?

BB: Miksowałem wcześniej na programach komputerowych. Pewnego dnia okazało się, że mogłem zagrać na imprezie w Starej Cynkowni. Dzień przed imprezą kolega kupił sprzęt, przy którym siedzieliśmy do 5 nad ranem, żeby się czegoś nauczyć… i wypadło całkiem dobrze. Jeśli coś jest twoją pasją, nauka łatwo.

wSzcz: Od tego czasu chyba jednak poprawiłeś swoje umiejętności?

BB: Muzycznie rozwinąłem się, gdy poznałem Daniela Zachodniego. Wcześniej oczywiście przeglądałem filmiki na youtube i chciałem grać jak inni didżeje. Daniel pokazał mi dużo nowych możliwości w muzyce. Poznałem dużo nowych labeli, producentów, dużo nowych, ciekawych ludzi. Wymieniamy się muzyką i utrzymujemy kontakty. Dzięki temu teraz to wszystko idzie w lepszym kierunku.

Muzyczny Szczecin

wSzcz: W biografii każdego didżeja wymienieni są inni artyści, z którymi on zagrał. Wraz z Danielem Zachodnim organizujecie cykl Canalia Night, podczas którego zapraszacie różnych gości. Na pewno więc poznałeś dużo ciekawych osób. Kogo wspominasz najlepiej?

BB: Granie z innymi didżejami to przyjemność. To naprawdę ciekawe doświadczenie, gdy możemy pokazać miasto didżejom, których zapraszamy. Nie mamy sie czego wstydzić. Chłopaki, którzy do nas przyjeżdżają są naprawdę zadowoleni, a przecież są to osoby, które były w wielu miejscach i w wielu lokalach. Najlepiej wspominam Petera Horrevortsa – wulkan energii, zabawny i pozytywny.

wSzcz: Szczecin to miejsce, w którym ludzie słuchają ambitnej muzyki?

BB: Każdy mówi, że w domu słucha czegoś ambitnego, a potem chodzi do dyskotek. Natomiast ci, którzy wybierają inne lokale, odwiedzają stałe sprawdzone miejsca. W naszym mieście niewiele osób podejmuje się stworzenia czegoś niekomercyjnego.

Parkiet pełen ludzi

wSzcz: Jakie są plusy i minusy bycia didżejem?

BB: Dzięki temu, że zacząłem grać, poznałem dużo osób. Przebywam ze świetnymi ludźmi i naprawdę dobrze się bawię. Minusem czasem jest dla mnie to, że ludzie nie zawsze doceniają naszą pracę. Spędzamy dużo czasu przy wyszukiwaniu utworów, a niestety nie wszyscy są tak samo otwarci. Czasem chce się zaprezentować siebie, a ludzie oczekują komercyjnych kawałków.

wSzcz: Co uważasz za swój największy sukces?

BB: Największym sukcesem dla mnie jest parkiet pełen ludzi. Wtedy jestem dumny z tego, co zrobiłem. I sam się wtedy dobrze bawię. Ciężko jest zrobić dobrą imprezę i zainteresować nią innych. Osiągnięcie tego jest dla mnie największym sukcesem.