Kolejne wydarzenia Kontrapunktu to dwa spektakle oparte na znanych dziełach literackich. „The Making of Pinocchio” w wykonaniu duetu Cade & MacAskill, pokazany w poniedziałek, był inspirowany dziełem Carlo Collodiego. Przedstawienie „Niepokój przychodzi o zmierzchu” w reżyserii Małgorzaty Wdowik, zaprezentowane we wtorek, to sceniczna adaptacja nagrodzonej Bookerem książki autorstwa Marieke Lucasa Rijnevelda. Szczecińska publiczność niemalże entuzjastycznie przyjęła pierwszą inscenizację. Druga nie była aż tak przychylnie oceniana.
Przedstawienie wielowymiarowe
„The Making of Pinocchio” to spektakl, którego akcja umiejscowiona jest w fikcyjnym studiu filmowym. Widzowie mogą podejrzeć Cade i MacAskilla tworzących inscenizację na podstawie „Pinokia”, a przy okazji wejść w intymny świat dwojga artystów. Dodajmy, że pracę nad spektaklem rozpoczęli sześć lat temu, w efekcie powstało przedstawienie wielowymiarowe. To nie jest bynajmniej zwykłe przeniesienie na scenę znanej dobrze historii chłopca, który zostaje stworzony przez stolarza Geppetto z kawałka drewna. Rosana Cade i Ivor MacAskill przetwarzają ten materiał w opowieść o własnych, życiowych doświadczeniach. To, co chcą nam przekazać, można jednocześnie oglądać na scenie i na projekcji (umieszczonej na ekranie nad nią), ukazującej na żywo ujęcia z różnych kamer rozmieszczonych wokół.
W tej bardzo sprawnie realizowanej produkcji kamery stacjonarne i obsługiwane przez człowieka umożliwiają szczególny odbiór przedstawienia (a przecież hasłem-idiomem „Kontrapunktu” jest dyspozycja: „znajdź swój punkt widzenia”). Dodane medium, którym jest film, pozwala wykonawcom na operowanie perspektywą w sposób rzadko spotykany na „zwykłej” scenie. Dzięki temu otrzymujemy wiele nietypowych sekwencji, choćby tę, w której Pinokio pojawia się na ekranie wysoki na tle masywnych drzew. W rzeczywistości są to jedynie nieduże gałęzie umieszczone blisko obiektywu.
Artystyczna szczerość
Aktorzy opowiadają o swojej sytuacji. Byli parą dwóch kochających się kobiet, ale Ivor przeszedł proces tranzycji i teraz można uznać, że są w „zwyczajnym” związku. „Jak miło być normalnym!” – skandują…
„Chcę być chłopcem!” – tak częsty okrzyk Pinokia, przez długi czas wyrażał również emocje i pragnienia Ivora. Jak sam powiedział, ma szczęście, bo kosztowne medyczne zabiegi mógł opłacić z własnej kieszeni, a tymczasem lista osób oczekujących, chcących w podobnej sytuacji skorzystać z publicznej służby zdrowia, jest bardzo długa. „Making of Pinocchio” może być dla takich osób rodzajem wsparcia, a może nawet formą terapii. Artyści z humorem, czułością i empatią mówią o kwestiach bardzo delikatnych. Publiczność doceniła tę artystyczną szczerość i długo oklaskiwała twórców.
Żałoba kontra dojrzewanie
Holenderski pisarz Marieke Lucas Rijneveld, autor książki „Niepokój przychodzi o zmierzchu” także przeszedł tranzycję, ale jego powieść jest fikcją. Koncentruje się na tematach żałoby i dojrzewania, a miejscem akcji jest wieś.
Zdarzenie, będące punktem wyjścia dla całej fabuły, to śmierć Matthiesa. Jego rodzina musi się jakoś z tym faktem zmierzyć, a tymczasem po tragedii ostatnie więzy łączące dzieci z dorosłymi zdają się być coraz słabsze. Praktycznie każdy zostaje sam, a samotność nie przynosi dystansu i spokoju, lecz kolejne cierpienia. Debiutancki spektakl Małgorzaty Wdowik we Wrocławskim Teatrze Pantomimy to dość wierna adaptacja dzieła niderlandzkiego pisarza (scenariusz stworzył Robert Bolesto).
Widzimy świat, w którym panują nieustannie zima i chłód, umysł zaś zdominowany jest przez zaklęcia, rytuały i modlitwy. Na scenie znajdują się hałdy sztucznego śniegu, a na jej końcu stoi przyczepa ze szklanym oknem. To w niej na początku znajduje się główna bohaterka, odziana w czerwony płaszcz, wraz ze swoją rodziną. Jest także wielki boski palec, umieszczony nad całą scenerią, który w finale zostaje opuszczony w dół. Z punktu widzenia dziewczynki obraz świata proponowany przez rodziców i dorosłych nie jest akceptowalny (ojciec nie daje sobie rady z traumą, a weterynarz traktuje wszystkie dzieci jak krowy), a zatem pojawia się ucieczka w odkrywaną „po omacku” seksualność i marzenia o opuszczeniu „tej śmiesznej wsi”, w której nie ma żadnej przyszłości.
Chwilowe ukojenie zmysłów
„Niepokój przychodzi o zmierzchu” to spektakl nieprzyjemny, wprowadzający widza w dyskomfort, choćby z powodu scen, w których główna bohaterka musi znosić ingerencje w swoje ciało. Praktycznie nie ma tu jasnych stron i nawet kolejne ofiary składane boskim siłom nie dają czegoś pozytywnego, a jedynie chwilowe ukojenie zmysłów. Nie wszyscy kontrapunktowi widzowie znieśli taką dawkę mroku do końca, wychodząc jeszcze w trakcie trwania spektaklu. Mimo to ta niełatwa w odbiorze opowieść teatralna jest godna uwagi, a docenili ją zwłaszcza ci, którzy znają literacki pierwowzór.
Komentarze
0