Dwa filmy reżyserów urodzonych w Finlandii w jednym tygodniu na ekranach Multikina, to rzadkość. „Iron Sky” zrealizowany przez Timo Vuorensolę i „5 dni wojny” Renny Harlina rywalizują aktualnie o względy widzów, ale chyba ten drugi obraz jest na straconej pozycji...
Harlin choć z pochodzenia jest Finem, od wielu lat mieszka i pracuje w Stanach Zjednoczonych Jest reżyserem i producentem, który zajmuje się różnymi gatunkami filmowej sztuki, tworząc dramaty, komedie, a także typowe fabuły sensacyjne (m.in. „Wyścig” z udziałem Sylwestra Stallone). Jego najnowsze dzieło to dramat wojenny, którego akcja rozpoczyna się w Iraku, ale dotyczy głównie działań w Gruzji podczas toczącej się tam w 2008 roku pięciodniowej wojny.
Główny bohater filmu to... Thomas Anders (w tej roli Rupert Friend), nie mający jednak nic wspólnego z pewnym niemieckim wokalistą. Jest reporterem wojennym, który jeździ do najbardziej niebezpiecznych rejonów świata i relacjonuje wydarzenia polityczne dla amerykańskiej telewizji. Do Gruzji zaprasza go Holender (Val Kilmer), który zbiera najbardziej odważnych kolegów z branży, właśnie w tym miejscu. Po przybyciu do Tbilisi, Anders dołącza do grupy takich jak on obieżyświatów, którzy wymieniają miedzy sobą wrażenia z Rwandy, Serbii i innych zapalnych rewirów, licytując się, gdzie było najgorzej. Tymczasem wojska rosyjskie koncentrują coraz większe siły na granicy z Gruzja w rejonie Osetii...
W pozostałych rolach widzimy jeszcze m.in. takich aktorów jak Rade Šerbedžija (etatowy odtwórca ról w filmach sensacyjnych rozgrywających się na Bałkanach i Rosji), Richard Coyle (kreujący postać kamerzysty Sebastiana Ganza) czy Andy Garcia (prezydent Sakaszwili). Żeby uatrakcyjnić fabułę w scenariuszu pomyślano o wątku romansowym. Gruzinka Tatia (Emanuelle Chriqui) budzi zainteresowanie Thomasa, który wciąż jeszcze wspomina utratę swej dziewczyny w jednej z poprzednich akcji reporterskich. Gdyby nie takie epizody jak ten oraz dość sztucznie wkomponowany w całość wątek karty pamięci, na której Ganz uwiecznił zbrodnie wojenne Osetyjczyków, film byłby znacznie lepszy. Także dramatyczny finał rozgrywający się w okolicach pomnika Stalina, nie należy do zbyt udanych fragmentów. Sceny walk na ulicach Gori oraz pacyfikacji przygranicznych wiosek to natomiast atut „5 dni wojny”.
Tak czy owak jest to obraz mimo wszystko interesujący, bo dotyka tematu, nieczęsto poruszanego przez media. Warto przypomnieć, że Osetia południowa, która była powodem tego konfliktu politycznego, to tereny należące do Gruzji od XI wieku (z wyjątkiem czasu gdy państwo to straciło niepodległość). W 2008 roku ta była republika radziecka pod przewodnictwem Sakaszwilego, dopiero kształtowała swój status niezależnego państwa, a odłączenie Osetii południowej oznaczałoby zahamowanie tego procesu. Na zakończenie filmu otrzymujemy jeszcze dokumentalny montaż wypowiedzi autentycznych mieszkańców tego kraju, którzy mówią o swoich bliskich, jakich stracili podczas wojny. Poza tym widzimy również Lecha Kaczyńskiego, przemawiającego na wiecu prezydentów krajów nadbałtyckich w Tbilisi oraz na konferencji prasowej (ten ostatni epizod dołączono specjalnie dla polskich widzów).
Komentarze
0