Specjaliści mówią o „winylowym boomie”. W USA sprzedaż winyli jest już większa niż płyt CD. Od niedawna w piwnicy przy Jagiellońskiej 86 miejscówkę dla miłośników czarnych płyt tworzy Darek Startek, dobrze znany z organizowania festiwalu Szczecin Music Fest.

Pod szyldem „Winyle.fm” można buszować w koszach z płytami, zatrzymać się na kawę i porozmawiać o muzyce.

W piwnicy z winylami

Winyle wypełniają tu drewniane skrzyneczki z takimi napisami jak „Polish Jazz”, „Rock”, „Various Pop”, „Black”. – Na ten moment mamy tu 2 tysiące płyt, ale będzie więcej. Płyty są używane. Na stołach znajdują się droższe, pod stołami tańsze egzemplarze, to standard sklepów płytowych na całym świecie – wprowadza Darek Startek. – Nie mamy przeciwwskazań co do stylistyki, której nie lubimy, nie rozumiemy, nie mamy uprzedzeń gatunkowych, ale nie handlujemy płytami, które sieją nienawiść rasową czy faszyzm.

Obok czarnych krążków stoją też płyty CD i kasety, które kiedyś wypychały płyty gramofonowe. – Dopóki nie pojawiły się kompakty narzekaliśmy, że nie możemy długo słuchać muzyki, a teraz doceniam ten moment, że słucham płyty, podziwiając też jej okładkę, a potem trzeba wstać, podejść do gramofonu i przełożyć stronę – uśmiecha się Startek.

W rogu zaaranżowano kameralną scenę na 50 osób na widowni, bo Winyle.fm to też nowe miejsce koncertowe. 11 października zagra na tej scenie Eskaubei & Tomek Nowak Quartet z „Muzycznym Tyrmandem”, band łączący światy jazzu i hip hopu.

Dla kawoszy: podają kawę Qualia ze szczecińskiej palarni.

Co słychać?

Kiedy pytam, ile Darek Startek ma płyt w swoim prywatnym zbiorze pada odpowiedź: „nie wiem, może 10 tysięcy?”. Ale nie chce być nazywanym kolekcjonerem, bo ma to dla niego negatywne konotacje. – Bo dla mnie ważna jest ta niematerialna wartość, którą niosą w sobie płyty i jakie mają znaczenie dla kultury, ludzkości – tłumaczy. – Bardziej jestem bzikiem, o jakie ładne polskie słowo. Ja uwielbiam takie polskie słowa jak liść, deszcz. Szeleszczą? My szeleścimy, ale szeleszczą też Brazylijczycy, Portugalczycy.

Siedzimy pod ceglastą ścianą, a nad naszymi głowami wiszą oprawione okładki legendarnych płyt winylowych, „Korowód” Marka Grechuty obok „Body And Soul” Billie Holiday. – Widziałem też jak płyty z wartości muzycznej przechodzą w artefakty sztuki – mówi Startek. – Na największych targach płytowych w Utrechcie jedno ze stoisk jest poświęcone pierwszym okładkom płytowym projektowanym przez Andy Warhola, a nie temu co jest na nośnikach. Okładki stają się drogie, jak obrazy.

Rozmowa o muzyce

– Dlaczego muzyka? Bo to jakaś odpowiedź na ból istnienia? – odpowiada Darek Startek. – Muzyka mi towarzyszy, ale muszę jej pragnąć i bywa tak, że kilka dni nic nie słucham.

Na pytanie o najważniejszą płytę powie: „A Love Supreme” Johna Coltrane’a i przytacza anegdotę. W dokumencie „Chasing Trane” żona muzyka – Alice Coltrane opowiada o tym, jak powstawał ten album. – John siedział dwa tygodnie na górze, a potem zszedł jak Mojżesz i zniósł gotową płytę „A Love Supreme” – cytuje Startek. – Wyszła książka „Coltrane wg Coltrane’a”, gdzie zebrano wszystkie wypowiedzi muzyka. Nic z niej nie wynika. To znaczy wynika jedno, że to był człowiek, przez którego płynęła muzyka. „A Love Supreme” to jest ten szczyt. Ale tych szczytów jest więcej.

Dalej: – Kiedyś rozmawiałem z Mariuszem Adamiakiem, znanym polskim promotorem (Warsaw Sammer Jazz Days i Jazz Jamboree), który kolekcjonuje płyty Johna Coltrane’a. Ma je prawie wszystkie, które nagrał pod nazwami swoich zespołów, ale także jako muzyk sesyjny. Pyta mnie: „A jaki jest twój stosunek do Hanka Mobleya?”. A ja mówię: „Geniusz”. A on: „Wyobraź sobie, zrobiłem sondaż wśród ludzi, którzy przychodzili na koncerty do Sali Kongresowej i nikt nie wiedział, kto to jest Hank Mobley”. A to jak znać Bacha, ale już nie Wolfganga Amadeusza.

Szczecin Music Fest

Na ścianach piwnicy następuje właśnie zmiana ekspozycji. Były plakaty wykonawców SMF, który Startek organizuje od 2004 roku, przybliżając szczecinianom muzykę świata, a będzie fotografia koncertowa. – Miałem nadzieję, że skoro odkrywamy świat, to też doświadczamy kultury tamtych miejsc, ludzi, to jeżeli będziemy mieli z tym kontakt, będziemy bogatsi o coś – mówi promotor.

Mikołaj Ziółkowski (Open’er) uważa, że festiwal jest zawsze emanacją osobowości promotora. – U mnie jest emanacją części osobowości – zdradza Darek Startek. – Najbardziej trafiało do mnie coś, co jest inne, co jest warte poznania. Bywałem i bywam bardziej otwarty na nowe trendy, bardziej awangardowy. Nie jestem w sensie poszukiwań taki łagodny, jak SMF. Ale nasz umysł jest tak zbudowany, że nie jest gotowy na bombardowanie wyłącznie nowymi ideami, nowymi dźwiękami.

I jeszcze: – Ja do tego co robię podchodzę z pieczołowitością. Co z tego, że robiłbym festiwal, na którym występowałyby tacy wykonawcy, jak Madonna, jak ja nie miałbym im czasu uścisnąć ręki? Przychodzi mi na myśl spotkanie z Cesarią Evorą, której nie widziałem kilka lat, a jednak pamiętała mnie, chociaż byłem przecież jednym z kilkunastu jej promotorów. To są rzeczy, które zostają we mnie.

Płyty i książki

Jedną szafę w sklepie z płytami zasłania flaga Kuby. Płyty są też pamiątkami z podróży? - Są, ale odpowiem przykładem z książkami, których mam chyba tyleż co płyt. Bo jak z muzyką jestem też tak dziwnie związany, jak ze słowem drukowanym – tłumaczy i dodaje: - Jestem w kraju, którego języka nie rozumiem, ale moim stałym punktem jest wizyta w księgarni. To mi opisuje to coś, gdzie jestem, miejsce, kraj, ludzi. Np. W Norwegii zobaczyłem takie nasycenie współczesną poezją polską (w tłumaczeniu na norweski), jakiego nigdzie indziej nie widziałem. Jestem w stanie czytać płynący z tego komunikat. To próba definiowania swojej tożsamości. Jest Breivik, ale jest też wielka potrzeba ludzi świadomych, sięgania do tego co lepsze, czułe, co jest w tradycjach kultur innych narodów.