Niedawne wydarzenie w Łodzi związane z kradzieżą tramwaju z zajezdni nie było jedynym podobnym w Polsce ostatnich lat. Również w Szczecinie zwolniony uprzednio pracownik wyjechał składem z wozowni i pozostawił go na jednej z najbardziej uczęszczanych tras.

W 1984 roku, kiedy to się wydarzyło, szczecińską komunikacją publiczną zarządzało Wojewódzkie Przedsiębiorstwo Komunikacji Miejskiej. Wówczas tylko zajezdnia przy alei Wojska Polskiego posiadała nowoczesny tabor – przegubowe wagony 102Na i łączone w składy pojazdy 105N. Na pozostałych garażowały znacznie starsze wozy rodziny N. Skład tramwajowy, który potajemnie wyjechał na miasto, pochodził z Pogodna. Była to „stopiątka”.

- Pamiętam, że dokonał tego zwolniony wcześniej pracownik zajezdni – wspomina Mieczysław Markowski, motorniczy ówczesnego WPKM Szczecin – Wyjechał tramwajem niepostrzeżenie z zajezdni w dzień powszedni w godzinach południowych. Zatrzymał się na Gdańskiej. Wyszedł z wozu, ukrył się w pobliżu i obserwował, co się będzie działo.

Korek aż do ulicy Wyszyńskiego

Gdy nadjechał następny tramwaj, prowadząca go motornicza była zaciekawiona postojem nieoznakowanego składu. Gdy wyszła sprawdzić, co się stało, okazało się, że motorniczego zatrzymanego tramwaju nigdzie nie ma w okolicy. Zgłosiła to do dyspozytorni. Na zajezdni twierdzono, że skład ten stoi na którymś z kanałów. Dla pewności wysłano pilota, który potem stwierdził, że omawianego pojazdu nie ma na terenie całej zajezdni.

- W międzyczasie wytworzył się korek tramwajowy, który sięgał aż do ulicy Wyszyńskiego – wspomina Markowski – Nikomu do głowy nie przyszło, żeby skierować tramwaje na Dworcową. Dopiero po jakiejś godzinie pogotowie techniczne przywiozło motorniczego, który poprowadził skład na żeberko na Basenie Górniczym. Najpierw trzeba było przepuścić wozy liniowe, by rozładować ten cały korek. Dopiero potem ruszył na zajezdnię.

Ochroniarze i szlabany dopiero po tym

Gdy skradziony tramwaj na Basenie Górniczym przepuszczał spóźnione wozy liniowe, do zajezdni Pogodno przyjechał motorniczy, który miał nim tego dnia wyjeżdżać na popołudniową brygadę szczytową. Nie był zadowolony z faktu, że skład, który miał na stanie, był gdzieś na mieście, a nikt z motorniczych Pogodna nie lubił jeździć „nieswoim” wozami. „Swój” tramwaj widział dopiero mijając go w alei Wojska Polskiego.

- Dopiero po tym zdarzeniu na wszystkich zajezdniach pojawili się ochroniarze oraz szlabany – relacjonuje Markowski – Dziś taka kradzież byłaby niemożliwa. A jednak w Łodzi ktoś wyjechał z zajezdni tramwajem niepostrzeżenie mimo tego. Przejechał przez całe miasto i zostawił go na jednej z pętli.

Podobne kradzieże miały również miejsce w innych miastach Polski. W Toruniu były nawet dwa takie przypadki. Za pierwszym razem nastolatek uruchomił skład na pętli „Olimpijska”. Udało mu się przejechać kawałek, do czasu, kiedy z wózka zaczął wydobywać się dym. Kiedy indziej dwóch młodzieńców uprowadziło tramwaj z pętli „Merinotex”, po czym zostali zatrzymani.