Morska Kronika Szczecina jest fascynującym dziełem plastycznym, ale niestety nie zobaczymy wszystkich fragmentów dekoracji, bo zasłaniają je przystawione do muru pawilony gastronomiczne.

Mam przed sobą trzy minialbumy pod tytułami „Morska Kronika Szczecina”, „Aleja Żeglarzy” i „Tym, którzy nie powrócili z morza”. – Pomysł tej krótkiej serii zrodził się z oczywistego spostrzeżenia, że Szczecin jest miastem związanym z morzem, nawet dziś, gdy nie ma wielkiej stoczni. Ale porty dalej funkcjonują, Odra płynie, a w przestrzeni miejskiej jest bardzo wiele elementów związanych z morzem. Tylko czy zauważanych przez szczecinian? – pyta Maria Łopuch, historyczka sztuki, współautorka (z Ryszardem Kotlą) trzech książeczek, które wydało Szczecińskie Towarzystwo Kultury, przy wsparciu finansowym Miasta Szczecin.

Morska Kronika Szczecina

Mur oporowy bulwaru Piastowskiego między mostem Długim a Trasą Zamkową wyłożony jest mozaiką z płyt piaskowca, w które wkomponowane zostały okolicznościowe tablice poświęcone statkom. W intencję wprowadza tablica pod głową rybaka „dla upamiętnienia współczesnym i potomnym twórczej pracy społeczeństwa naszego miasta – stoczniowców, marynarzy, portowców i rybaków”. Rzecz zdobi Szczecin od 1968 roku.

– Morska Kronika Szczecina jest bodaj najbardziej niezwykłym dziełem plastycznym w publicznej przestrzeni miasta – uważa Maria Łopuch. – Jest pomnikiem, tablicą pamiątką i dekoracyjną ścianą – wszystkim w jednym. Poza tym lubię i cenię twórczość autora Sławomira Lewińskiego, który wypracował własny, rozpoznawalny styl.

Sławomir Lewiński miał już wtedy na koncie Mickiewicza w Szczecinie i pomnik na cmentarzu wojennym w Siekierkach.

– Pracę nazwano Morską Kronika Szczecina, ale w zasadzie to zbiór tablic poświęconych statkom zwodowanym około połowy lat 60. w Stoczni Szczecińskiej, wtedy imienia Adolfa Warskiego – mówi Maria Łopuch. – Wydawałoby się, że to dzieło ma cel propagandowy, ale artysta potrafił to okiełznać, ograć, przełamać pompatyczną konwencję monumentalnej laurki.

Dlatego okolicznościowym tablicom towarzyszą reliefy z motywami morskimi, wśród nich łódź z wiosłem prująca przez fale, trójmasztowy żaglowiec na pełnym morzu, flądra, krab, konik morski.

Kiedy osiągnięcia szczecińskiej żeglugi upamiętnia tablica poświęcona otwarciu regularnej linii do Afryki Zachodniej – UniaAfrica, zdobi ją wspaniała maska. Jakby artysta chciał zabrać nas w fantastyczną morską przygodę.

Tej niezwykłej dekoracji klasy dodają kamienne głowy przedstawiające anonimowych stoczniowców, marynarzy, ale też średniowiecznych rycerzy, damy dworu. – Punktem wyjścia były statki, ale te statki miały swoje nazwy (np. MS „Bolesław Chrobry” - red.), które odnosiły się wówczas do całej sfery propagandowej, dziś nazwalibyśmy ją polityką historyczną, która miała uzasadniać nasze osadzenie na tych ziemiach słowiańskim rodowodem – tłumaczy Maria Łopuch.

Czasami jest też dowcipnie, jak w przypadku lajkonika dzierżącego trójząb, który upamiętnia podniesienie bandery M/S „Kraków”. – Jedne głowy są bardzo ekspresyjne, inne lekko zarysowane. W ich minach jest często błazeński błysk – zauważa historyczka sztuki.

– Powodem, dla którego chcieliśmy z STK wydać „Morską Kronikę Szczecina” jest refleksja, że ona wydaje mi się dziełem kompletnie dziś niedocenionym i zapomnianym. Czy szczecinianie ją zauważają? Moim marzeniem było, żeby wydać przewodnik, który można byłoby kupić w kawiarniach na bulwarze – mówi autorka.

Obie ubolewamy: – Morska Kronika Szczecina jest fascynującym dziełem plastycznym, ale niestety nie zobaczymy wszystkich fragmentów dekoracji (jak tablicy MS „Konstanty Gałczyński”, przy której Lewiński wyrzeźbił twarz poety, który mieszkał w Szczecinie), bo zasłaniają je przystawione do muru pawilony gastronomiczne.

Aleja Żeglarzy

Wzdłuż rzeźbiarskiej Morskiej Kroniki Szczecina od 2013 roku powstaje Aleja Żeglarzy poświęcona historii i wyczynom szczecińskiego żeglarstwa.

Pierwszym elementem była abstrakcyjna rzeźba Łódź Wyszaka, której autorami są Karol Furyk (koncepcja) i Michał Batkiewicz (realizacja). Stanęła u wejścia na bulwary od strony mostu Długiego. – Aleja zaczęła się świetnie, niedosłowną formą – mówi Maria Łopuch. – Wykonany ze stali szlachetnej obiekt to szkielet łodzi, a raczej jej fragment, wrak wyrzucony przez wodę na brzeg.

Potem postawiono w alei rzeźby powiększonych przyrządów nawigacyjnych, jak kompas, astrolabium, sekstant, chronometr.

Figuratywnie stanęli tu pionier szczecińskiego żeglarstwa Kazimierz Haska, który przybrał postać z młodości, kiedy był morskim skautem w czapce z pomponem i totemem drużyny.

Legendarny żeglarz Ludomir Mączka trzyma w ręku koło ratunkowe jachtu Maria, na którym dwukrotnie opłynął świat.

Ten sam rzeźbiarz Paweł Szatkowski wyrzeźbił też figurę Kota Umbriagi, którego pierwowzorem było prawdziwe zwierzątko, pływające z wodniakami po jeziorze Dąbie. Kot to jednak zmarnowany temat. – To był kot żeglarz. To mógłby być kot, któremu uszy widać znad pokładu, albo siedzi na maszcie i widać tylko zwinięty ogon. Zabrakło pomysłu, żeby potraktować go z humorem i fantazją właściwą dla całej opowieści.

W bruk wkomponowane zostały brązowe płyty upamiętniające m.in. przystąpienie Szczecina do Hanzy w 1278 r., czy podróż księcia Bogusława X do Ziemi Świętej w latach 1496-1498.

Już za mostem Długim cztery lata temu stanęła kompozycja pięciu beczek ze śledziami autorstwa Michała Batkiewicza.

– Aleja Żeglarzy jest trochę ofiarą swoich czasów, to znaczy cierpi nad nadmiar pomysłów, które są najróżniejsze i które się ze sobą nie zawsze dobrze łączą a także od nadmiaru różnorodności form, co też jest cechą naszych czasów, kiedy wszystko jest teraz ze wszystkim wymieszane. I Aleja Żeglarzy jest w tym sensie postmodernistyczna – uśmiecha się Maria Łopuch. – Ale w rezultacie powstała przestrzeń miejska, która jest nasycona sztuką, co jest cenne, a to się robi ważna przestrzeń. Tyle lat wszyscy szukali serca Szczecina, okazało się, że ono jest nad Odrą.

Tym, którzy nie powrócili z morza

Trzeci jest minialbum „Tym, którzy nie powrócili z morza” o pomniku pod tym tytułem postawionym w 1989 roku przy alei Okólnej nieopodal fontanny na Cmentarzu Centralnym. Z inicjatywy Szczecińskiego Klubu Kapitanów Żeglugi Wielkiej. Wygrał wyłoniony w konkursie projekt krakowskich artystów Małgorzaty Szubert-Rudnickiej i Macieja Rudnickiego.

Na początku stanął strzaskany maszt w kształcie krzyża obrośniętego wodorostami. Maszt wydobywa się z ukształtowanych w betonie fal. Potem jeszcze dodano fragment nabrzeża ze słupkiem do cumowania. – Zrodził się dobry, ludzki pomysł, żeby stworzyć coś w rodzaju grobu dla tych wszystkich, którzy zginęli na morzu i tego grobu nie mają, a w naszej kulturze grób jest przecież czymś ważnym – mówi Maria Łopuch. – Samą formę pomnika też uważam za udaną.

– We wnętrzu tego symbolicznego morskiego grobu umieszczony jest pojemnik z wodą ze wszystkich mórz i oceanów, którą przywozili marynarze. Jest to nawiązanie do zwyczaju umieszczania w zbiorowych grobach żołnierskich urn z ziemią z pól bitewnych, miejsc śmierci.

Pomnik miał pierwotnie jeszcze szlachetniejszy wygląd, ponieważ niektóre elementy, jak latarnie, były z mosiądzu, niestety został z nich ograbiony.

Na półkolistym murze umieszcza się nazwiska, tych którzy zginęli w katastrofach i nazwy ich statków, jak tych, którzy popłynęli na M/T Czubatka, M/S Nysa, promem Heweliusz (ofiarom Heweliusza dedykowany jest też oddzielny pomnik). Tabliczek przybywa.

W wyjątkowej scenerii Cmentarza Centralnego, który ma charakter parku, co roku w czerwcu rozbrzmiewa koncert w intencji „Tym, którzy nie powrócili z morza” Opery na Zamku. Jedyny tego rodzaju koncert w Europie.

– Pomnik i koncert stały się też elementem ceremoniału szkoły morskiej – zauważa Maria Łopuch. – Okazało się, że ten pomnik jest tej społeczności potrzebny w takim szerszym rozumieniu, nie tylko tym ludziom, którzy stracili bliskich.

Szczecińskie Towarzystwo Kultury planuje kolejne pozycje z okołomorskiej serii.