Lipiec 2010 - Entschuldigen Sie bitte, wo kann ich hier ein Album von Stettin kaufen? - Was bitte? Ach so. Hier, an diesem Fenster. Na twarzy Niemca spostrzegam lekkie zaskoczenie. Pewnie trudno było mu skojarzyć okno prywatnego mieszkania z pamiętnikarskim gescheftem.

Po chwili jednak widzę, że już zdołał się wciągnąć w rozmowę ze sprzedawcą. Sprzedawcą ukrytym za mapami i fotografiami starego Szczecina.  Zastanowiło mnie, kim właściwie jest człowiek, który jest nam znany i nieznany jednocześnie. Znany, bo wszyscy, którzy odwiedzają okolice Zamku Książąt Pomorskich wiedzą, że jest, że był tu niemal zawsze. I że sprzedaje pamiątki ze Szczecina. Nieznany, bo skrywa go ciągły mrok wnętrza mieszkania. Bo twarzy zza kolorowych kubków, starych widokówek i albumów niemal nie widać.

Kim jest człowiek z okna?
Kim jest ukryty w cieniu starych map znajomy wielu a przecież nieznany niemal nikomu?

Początek sierpnia 2010.
Niedziela.

Długi i wąski korytarz jednej z profesorskich kamieniczek przy placu Żołnierza. Wewnątrz służąca za stół stara maszyna do szycia, na niej butla z wodą sodową, obok dwa krzesła. Drzwi od mieszkania otwiera starsza, uśmiechnięta pani. Matka Pana Stanisława. Serdeczna, miła. Już w progu dowiaduję się, że ma 90 lat a za sobą ciekawe, choć często pogmatwane losy.

Dzień dobry. Jestem ze szczecińskiej gazety internetowej. Czy można? Wchodzę do pokoju pana Stanisława. Niezbyt duże pomieszczenie wypełnione jest książkami i przedmiotami związanymi ze Szczecinem. W moją stronę, nieznacznie odsuwając się od okna, wychyla się uśmiechnięty mężczyzna. Proszę, proszę wejść – zachęca wciąż uśmiechając się, a ja dostrzegam wózek inwalidzki. Jestem Stanisław Cyryca. Zapraszam.

Katia Szczot: Panie Stanisławie, w jakich okolicznościach powstał pomysł na sklepik w oknie?

Stanisław Cyryca: Pasjonowałem się fantastyką, czytałem i również kupowałem wszystko, co w tamtych czasach było osiągalne. Ostatnim moim zakupem miała być Trylogia Tolkiena. Ale wysoka wtedy jeszcze cena tej publikacji zraziła mnie. Postanowiłem odtąd książki po prostu pożyczać.

Księgozbiór, który powstawał przez lata, rozrósł się szalenie i pomyślałem, że może warto podzielić się nim z innymi. I tak zacząłem wyprzedawać książki, często za symboliczną cenę. W tamtym okresie, zaczęto interesować się przedwojennym Szczecinem a ponieważ i mnie samego ten temat ciekawił, postanowiłem wykorzystać to zwiększone zainteresowanie. Zacząłem sprzedawać przedwojenne pocztówki, książki traktujące o historii naszego miasta. Stało się to moim codziennym zajęciem i umożliwiło zarobienie dodatkowych, choć przecież niedużych pieniędzy. Miałem już swoje podstawowe źródło utrzymania, byłem bowiem – mimo moich uwarunkowań fizycznych - człowiekiem aktywnym zawodowo. Ukończyłem studia ekonomiczne i pracowałem jako finansista. A już w tamtym czasie utrzymywałem się także z renty. Żałuję, że nie zainwestowałem w odpowiednim momencie w materiały związane ze starym Szczecinem: oryginalne pocztówki, plany miasta, fotografie… W tym okresie ceny podobnych wydruków były jeszcze bardzo korzystne.

K.S.: Czy kupującymi byli mieszkańcy miasta czy raczej turyści?

S.C.: Początkowo szczecinianie. Gdy już się im opatrzyłem (uśmiecha się), zaczęli pojawiać się Niemcy, niektórzy z nich pamiętali jeszcze ten przedwojenny Szczecin. To, nawiasem mówiąc, zmotywowało mnie do nauki kolejnego języka - niemieckiego. Któregoś dnia zawitał do mnie 84-letni Niemiec pamiętający ostatni spektakl w Stadttheater przy Koenigsplatz (wystawiana była jedna ze sztuk Wagnera), który skończył się alarmem bombowym i ewakuacją widzów. Przez te lata poznałem wiele ciekawych historii ludzkich, anegdot związanych z miastem a także nawiązałem sporo kontaktów; niektóre przetrwały do dziś.

K.S.: Jak wygląda taka sprzedaż z okienka pod względem formalnym?

S.C.: Prowadzę działalność gospodarczą. Jako inwalida I grupy mam zapewniony przez PFRON zwrot niektórych kosztów związanych z okiennym handlem. Jednak utrzymać się z tego nie sposób. Pogoda, a co za tym idzie, obecność turystów w tym miejscu, moje samopoczucie czy wręcz stan zdrowia to czynniki, które wydatnie wpływają na wysokość zarobków. Wszystko jest płynne. Nieprzewidywalne. Zimą zamykam całkowicie moje okienko i dopiero około marca, kwietnia ponownie je otwieram. Pamiętam też bardzo ciepłą zimę – było około 12 st. C – kiedy zdecydowałem otworzyć mój sklepik.

Najistotniejszy w tej pracy jest kontakt z drugim człowiekiem. Ten rodzaj zajęcia pozwala mi utrzymać się w formie i intelektualnej, i fizycznej.

K.S.: A w jaki sposób zamawia pan wszystkie potrzebne do działalności materiały?

S.C.: Głównie przez Internet. Kiedyś ludzie sami zgłaszali się do mnie z propozycją współpracy. Były to głównie małe, często rodzinne firmy. A uważam, że stanowiły i nadal stanowią znaczącą siłę gospodarczą.

K.S.: Bywa, że jest pan swego rodzaju punktem informacyjnym.

S.C.: Tak, zdarza się dość często, że informuję o tym gdzie i jakie wydarzenie będzie się odbywać. Chętnie wdaję się w dyskusje na różne tematy. Dzięki tym rozmowom zebrałem wiele cennych informacji. Ciekawą historię miał Teatr Miejski, w podziemiach którego leżakowało wino. Teatr utrzymywał się z przechowywania tego trunku w swych obszernych piwnicach, bowiem pobierał za tę „przysługę” niemałe opłaty od restauratorów.

Drugim fascynującym tematem są podziemia szczecińskie i legenda związana z bezpośrednim połączeniem ze stolicą Niemiec. Wielu podtrzymuje istnienie takiego tunelu.

Ciekawą historię o genezie projektu gwieździście rozchodzących się ulic Szczecina opowiedziała mi jedna z klientek. Hausmann powszechnie uważany był za autora przebudowy miasta, ale plan urbanistyczny Szczecina takiego, jakim go teraz widzimy, jest zasługą wielu architektów. Co ciekawe - ponoć główne place miasta: Grunwaldzki, Odrodzenia i Szarych Szeregów leżą względem siebie i Odry jak piramidy w Gizie względem siebie i Nilu. Taki układ jest ziemskim odzwierciedleniem pasu gwiazdozbioru Oriona. A projekt tak oryginalnego układu ulic i placów powstał najpierw tu, w Szczecinie, potem dopiero był Paryż. Dlatego też można powiedzieć, że to nie Szczecin jest małym Paryżem, ale Paryż jest wielkim Szczecinem. Zabudowa miasta była projektowana z wielkim rozmachem – planowany był bezpośredni trakt z Zamku na Jasne Błonia.

K.S.: Przydarzały się panu zabawne sytuacje?

S.C.: Pewien Niemiec chciał kupić kubek z panoramą Szczecina. Jakiś czas wcześniej zmieniałem ceny i żeby ta zmiana mniej była dla mnie kłopotliwa, po prostu zakleiłem starą cenę nową. Ów Niemiec spostrzegł, że naklejki są dwie. Odkleił tę z aktualną ceną i pokazał mi tę starą. Tłumaczyłem, że obowiązuje nowa cena. Nie pomogło. Dla niego liczyło się to, że ta cena tam była. I nic to, że zakryta. Pamiętam też, kiedy na wyraźną prośbę pewnej osoby zamówiłem sporą ilość przypinek Polska – Chiny. Jak nietrudno się domyślić, nikt nigdy nie pojawił się, by je odebrać.

Zaobserwowałem, że szczecinianie są bardzo przywiązani do swojego miasta. Gdziekolwiek wyjeżdżają, próbują zabrać ze sobą coś, co przypominałoby im rodzinne miasto. I zawsze bardzo żałują, że muszą je, często z przyczyn losowych, opuścić. Myślę, że Szczecin ma po prostu swojego genius loci..

K.S.: Jak na przestrzeni tych 15 lat postrzega pan przemiany w samych ludziach? Czy zauważył pan różnice w zachowaniu, w mentalności, w poglądach?

S.C.: Tuż po transformacji ustrojowej widzieliśmy ludzi, którzy nie potrafili sobie poradzić w całkowicie odmiennych warunkach, których życie zupełnie zmiotło. Inni dali sobie radę, odnaleźli się w nowej rzeczywistości. Sadzę, że nie należy przemian robić w sposób radykalny – jakiś rodzaj mądrego socjalu powinien istnieć. Mądrego, bo niedobrym jest, jeśli ludzie przejadają, przetracają pomoc.

Teoria konwergencji w ekonomii mówi nam: system socjalistyczny przejmuje dobre cechy kapitalizmu. Kapitalizm przejmuje dobre cechy socjalizmu. Zawsze zastanawiałem się czy to dobra teoria.

K.S.: A czy nie kusiło pana zajęcie się sprzedażą gadżetów socrealistycznych?

S.C.: Nie byłoby to opłacalne. Teraz, gdy w Internecie można kupić w zasadzie wszystko, co dotyczy czasów PRL, nie miałoby to sensu. Nieco podobnie jest zresztą z rzeczami dotyczącymi Szczecina – istnieją już przecież portale tematyczne. Ukazuje się także sporo publikacji i filmów dotyczących miasta. Biorą w tym udział antykwariusze, wydawcy i firmy producenckie.

Ja również z zadowoleniem i satysfakcją staram się opowiadać o moim mieście. W nim znalazłem własne miejsce w życiu. To moje okienko, może i jest nieco na uboczu, ale to ma swoje dobre strony. Ze względu na moje przypadłości nie byłbym w stanie obsłużyć całej wycieczki naraz (pan Stanisław uśmiecha się). Dla mnie najważniejszy jest pojedynczy człowiek i rozmowa z nim.

Proszę jeszcze kiedyś zajrzeć. Mam dużo do opowiedzenia.