Nagrali już dwie płyty z jamajskim zespołem The Twinkle Brothers. Gościli na wielu festiwalach muzyki świata w Europie, Azji, Ameryce Północnej. O kim tu mowa? Paradoksalnie, nie o żadnym zespole z polskiej sceny reggae, która przecież stara się być bardziej ortodoksyjnie reggaeowa niż scena jamajska, bynajmniej. Mowa o rodzinie muzykujących górali z Białego Dunajca. 22 stycznia na deskach Filharmonii im. Mieczysława Karłowicza „góralszczyzno dała kopa”, w dźwiękach słynnego zespołu Trebunie Tutki.

Na scenie Filharmonii wyrosły się młode świerki spod „samiuśkich Tater”. Można było poczuć się jak na górskim szlaku. Tym bardziej, gdy między świerkami pojawiła się rodzina słynnych muzyków z Białego Dunajca. Ludowe góralskie stroje- białe koszule, szerokie pasy, kapelusze z piórami. Wreszcie muzyka. Skrzypce, basy podhalańskie, dudy, fujarki, piszczałki. No i oczywiście przejmujący, charakterystyczny śpiew w skali góralskiej.
Tego dnia z założenia słynna kapela miała wykonywać przede wszystkim kolędy. Istotnie, można było usłyszeć wykonanie góralskich kolęd, jak „Oj, maluśki”, ale i tych spoza regionów górskich, jak „Wśród nocnej ciszy” czy „Przybieżeli do Betlejem”. Górale z Białego Dunajca odtworzyli ponadto popularny niegdyś ludowy zwyczaj bożonarodzeniowy, mający korzenie w pogańskim święcie narodzin słońca, Szczodrych Godach. Oto między rzędami widowni pojawił się rogaty turoń, postać-atrybut kolędników, wzbudzając ciekawość zwłaszcza młodszej części publiczności.
Wśród tekstów pieśni przewinęły się wiersze księdza Tischnera. Cały występ w przerwie między utworami urozmaicała humorystyczna konferansjerka frontmana kapeli, Krzysztofa Trebuni-Tutki. Gdy czasem któryś z członków zespołu stroił swój instrument, komentował „musimy se casem nastroić, cobyście nie pomyśleli, ze z tych playbacków gromy”, a gdy ktoś już zbyt długo zajmował się tą czynnością: „a juz se w chałupie mogłeś nastroić!”. Opowiadał też, jak na Podhale dotarli kiedyś Jamajczycy z Twinkle Brothers, żeby nagrać wspólny materiał. Przy czym Trebunia- Tutka zaznaczył, że „muzyka murzyńsko to tyż jest góralsko, ino bez gęśli i bez basów”, dając tym samym sygnał do wykonania utworu pod wiele mówiącym tytułem „Nase reggae”.
Nie mogło też zabraknąć sztandarowych utworów zespołu: „Jo cłek wolny”, „Nutko moja”. Wreszcie pieśni, którą kiedyś góralska kapela zagrała dla Jana Pawła II, w zmienionej wersji, standardu podhalańskiego folku- przejmującego utworu „W dusak”.
Występ kapeli Trebunie Tutki był niepowtarzalną okazją poczucia żywiołu góralskiej muzyki. Żywiołu tak sugestywnego, że gdy górale śpiewali kolędę „Dobrze, żeś się Jezu pod Giewontem zrodził”, ciężko było nie uwierzyć, że to Podhale, a nie Palestyna, jest Ziemią Świętą, skoro Podhalanie tak przejmująco potrafią śpiewać o narodzeniu Chrystusa.
Niestety, jak na razie ten żywioł popularniejszy jest w świecie niż na polskiej scenie. Niepowtarzalny klimat Podhala czeka jeszcze na swoje odkrycie i szerszą adaptację przez rodzimą kulturę masową.