Redakcję portalu wSzczecinie.pl odwiedził Markus Nowak – dziennikarz z Berlina, który przyjechał do Szczecina na kilka tygodni w ramach stypendium przyznanego przez Klub Storrady, czyli Stowarzyszenia Na Rzecz Wzbogacania i Rozwoju Życia Kulturalno – Społecznego Szczecina. Opowiedział nam o swoich poszukiwaniach szczecińskiej tożsamości oraz o tym, jak postrzega nasze miasto.
Markusie, powiedz nam kilka słów o sobie. Czym się zajmujesz na co dzień? Również doskonale mówisz po polsku… Skąd ta umiejętność?
To wynika z tego, że urodziłem się na Śląsku. Moi rodzice należeli do mniejszości niemieckiej i wyjechali do Niemiec w latach osiemdziesiątych, gdzie jeszcze sporo rozmawialiśmy po polsku. Również studiowałem rok w Warszawie.
Zajmuję się dziennikarstwem i pracuję w Berlinie oraz Warszawie. Piszę dla niemieckich mediów dużo o Polsce i relacjach polsko - niemieckich. Między innymi także stąd - ze Szczecina. Szczecin jest znakomitym przykładem miasta leżącego na pograniczu i interesującego dla Niemców – z niemiecką historią. Ponadto dzieje się tutaj wiele ciekawych rzeczy, które interesują niemiecką prasę i ich czytelników.
Dlaczego przyjechałeś do Szczecina?
Są dwa powody. Po pierwsze, Szczecin jest tak naprawdę bardzo ładnym miastem. Taka jest moja opinia. Pierwszy raz w Szczecinie byłem kilka lat temu w drodze do Gdańska. W tym roku przyjechałem tutaj na jeden dzień, ale w sumie zostaliśmy na weekend, bo tak nam się z kolegą z Berlina Szczecin spodobał. Po drugie otrzymałem stypendium Klubu Storrady, który umożliwił mi kilkutygodniowe utrzymanie się w Szczecinie.
Co takiego spodobało ci się w Szczecinie, że wydłużyłeś wówczas swój pobyt, a potem wróciłeś tutaj na kilkutygodniowe stypendium?
Jestem historykiem i podoba mi się historia tego miasta, którą widać, a nawet czuć na jego ulicach. Nawet jak się wejdzie do starej kamienicy, czuć zapach starości. Takiego czegoś np. w Berlinie nie ma, bo już wszystko jest wyremontowane, zrobione na nowo, a tutaj choćby włazy poniemieckie… Po drugie, bardzo lubię miasta portowe. Co prawda w Szczecinie jest problem, że port słabo funkcjonuje, a do morza jest kilkadziesiąt kilometrów, ale widać już mewy, co dla mnie tworzy atmosferę portową, morską. Atmosferę otwarcia na świat… Uważam, że w Szczecinie, a byłem w wielu miastach w Polsce, jest jednak wielu obcokrajowców. I przyjeżdżają nie tylko Niemcy z pogranicza, ale także ludzie ze Skandynawii. Sporo spotyka się, szczególnie wieczorami, Turków, którzy przyjechali na wymianę studencką do Szczecina. Takie coś w innych polskich miastach nie istnieje…
We Wrocławiu również?
To prawda, że polskie miasta otwierają się coraz bardziej… Wrocław to specyficzne miasto, bo również ma powiązania niemieckie i tam ludzie przyjeżdżają głównie z powodów turystycznych czy uroku jego słynnego rynku. Nie wiem tak naprawdę, dlaczego do Szczecina tylu cudzoziemców przyjeżdża… Czy to tylko wymiany studenckie? Czy po prostu z powodu swojej sympatii do miasta?
Wiem, że poszukujesz w Szczecinie tożsamości jego mieszkańców. Czy już ją odnalazłeś?
Ciągle szukam. Ale trudno powiedzieć, że istnieje jedna tożsamość. Jak zauważyłem, w rozmowach z ludźmi, nie ma czegoś takiego jak jedna tożsamość charakteryzująca wszystkich szczecinian.
Mówi się oszczędny jak poznaniak, przedsiębiorczy jak warszawiak, a jak jest ze szczecinianinem?
Muszę to jeszcze wszystko przemyśleć, przeczytać i przeanalizować moje notatki, które zrobiłam na podstawie własnych rozmów z mieszkańcami. W Szczecinie, da się to usłyszeć, choćby na ulicy, że nie ma czegoś takiego jak szczeciński dialekt. Nie ma też kuchni szczecińskiej. Wynika to zapewne z tego, że w Szczecinie mieszka ludność ze wszystkich stron Polski. I powstaje coś w rodzaju multi – kulti, choćby nawet z powodu bliskości granicy polsko – niemieckiej, która właściwie przestała istnieć. Coraz więcej Niemców przyjeżdża do Szczecina, mam nadzieję, że nie tylko z powodu zakupów, ale także, że przyciągają ich wydarzenia kulturalne. Wracając do tożsamości, uważam, że ona dopiero się kształtuje. Można rzec, że każdy człowiek tutaj ma swoją odrębną tożsamość. Wpływ na nią może mieć fakt, że Szczecin to miasto portowe, stoczniowe.
Jak oceniasz życie kulturalne i rozrywkowe w Szczecinie?
Mamy tutaj najstarsze kino na świecie. Poza tym są inne w Szczecinie ważne ośrodki kulturalne. Jest jednak problem, że poza Teatrem Lalek „Pleciuga”, nie posiadają one samodzielnej, własnej siedziby. Wszystkie inne teatry czy opera są gośćmi, podnajmują część innego budynku. Sądzę jednak, że jak się spojrzy do magazynu „Hot”, czy nawet wejdzie na wasz portal wSzczecinie.pl, to okazuje się, że odbiorca ma spory wybór, który jest porównywalny do innych dużych miast, nawet do Warszawy. Oczywiście, może nie jest to ciągle wystarczające dla kogoś wymagającego, przecież Szczecin nie jest w końcu aż tak duży, ale nie można powiedzieć, że nic się nie dzieje. Są różne teatry, które wystawiają interesujące przedstawienia. Jest gdzie wychodzić. Warto też wyjść do klubu czy pubu, bo w Szczecinie jest ich naprawdę sporo. Wydaje mi się, że w każdy dzień da się tutaj potańczyć.
A co ci się nie podoba w Szczecinie?
Musiałbym długo myśleć… Widać, że to miasto, szczególnie w centrum, ma problem z biednymi ludźmi, żyjącymi z zasiłków, bez stałego dochodu. Jest duża bieda. Z drugiej strony widać bogactwo… Jest duża przepaść między ludźmi i to niestety, ewidentnie widać. Bogaci budują się na obrzeżach Szczecina, a biedni ludzie mieszkają w starych kamienicach, które są piękne, urocze, ale ich stan przedstawia wiele do życzenia. Na niektórych ulicach w centrum, jak zapada wieczór, strach jest chodzić.
Czy Szczecin jest tolerancyjnym miastem?
Do wczoraj bym powiedział z przekonaniem, że jest. Byłem w centrum ze znajomym, po którym widać, że jest cudzoziemcem, bo ma ciemną karnację skóry i został w nocy, w jednym z barów, niemile potraktowany przez pewnych mężczyzn.
Chociaż generalnie uważam, że szczecinianie są tolerancyjni, jeśli chodzi o sprawy narodowościowe.
Wielu szczecinian nie jest zadowolonych z obecnej sytuacji miasta. Czy widzisz świetlaną przyszłość dla Szczecina?
Nie będę wróżył, ale widzę spory potencjał, który drzemie w Szczecinie. Z różnych perspektyw. Pierwsza jest taka, że miasto stara się o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury w 2016 roku. Są na to szanse. Podoba mi się również miejski projekt Floating Garden 2050, zakładający, że Szczecin będzie miastem zieleni i wody. Chociaż z drugiej strony pytam się, co to da? Dalej, duże nadzieje pokłada się w bliskości Berlina i próbuje się stworzyć obustronne partnerstwo, ale stolica Niemiec sama nie ma czym się pochwalić porównując jego statystyki gospodarcze ze szczecińskimi. W Berlinie jest 16 – procentowe bezrobocie. Berlin jest bankrutem na jakieś dwanaście generacji i jedyne, dzięki czemu to miasto jakoś sobie radzi, to turystyka, na którą również Szczecin mógłby częściowo postawić, ale nie powinien uznawać Berlina jako wzór do naśladowania. Musi również szukać innych możliwości. Może stocznia?
Raczej jej nie uratują…
Czy jej nie uratują, to zobaczymy. Życzyłbym stoczniowcom, aby ją uratowali. Tak samo miastu jak i stoczniowym kotom…
Tak, akcja dokarmiania stoczniowych kotów…
Wiem, sam o tym pisałem. Tak samo jest port, co prawda w nienajlepszej kondycji, ale nie wszystko stracone. Poza tym to miasto ma dopiero od 25 lat uniwersytet, który potrzebuje czasu, by okrzepnąć. Jest co raz większy i co raz bardziej otwiera się na współpracę międzynarodową. Ponadto jest Baltic Barracks, czyli ośrodek NATO. W tym również tkwi potencjał. Może przyszłość Szczecina nie jest różowa, ale nie widzę jej również w czarnych barwach.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmowę przeprowadziła Katarzyna Marciszewska
Komentarze
3