Fantastyczne jest uczucie, kiedy ludzie „wchodzą” w historię i zaczynają dociekać: „Ale dlaczego tą Sydonię spalili na stosie?” – mówi Tomasz Wieczorek, przewodnik miejski.


Wycieczka z Dęblina

Dzień przed naszą rozmową przewodnik miejski Tomasz Wieczorek oprowadza wycieczkę z 41. Bazy Lotnictwa Szkolnego w Dęblinie. Oklejonym samolotami autokarem przyjechali zwiedzić Szczecin w trzy godziny. – Na trzy godziny zwiedzania trzeba wybrać hity, czyli na początek Wały Chrobrego – zaczyna przewodnik. Tam akurat cumowało sześć okrętów NATO. Gościom z Dęblina daleko do morza, więc się Wały Chrobrego z wojskowymi jednostkami bardzo spodobały.

Po spacerze po Wałach Chrobrego pojechali na Jasne Błonia, po drodze zapoznając się z gwieździstym układem placów i ulic w Szczecinie. – Zdjęcie z Pomnikiem Czynu Polaków w tle to obowiązkowy kadr ze Szczecina, który się zawsze sprawdza – podpowiada przewodnik.

– Odkąd pojawiła się ogólnopolska moda na regionalne smaki proponuję zwiedzającym Przystanek Pasztecik – mówi Tomasz Wieczorek. – Kiedy wycieczka jest zainteresowana, dzwoni do pracujących tam pań i już na gości z Dęblina czeka na blasze odpowiednia ilość ciepłych pasztecików. A jeszcze ta anegdota, że to z maszyny do prigotowlenija pirożkow z demobilu radzieckiej armii stacjonującej w mieście – robi wrażenie.

Cztery kominy Titanica

Jak na Wałach Chrobrego chłopak z wycieczki zobaczył wielką śrubę okrętową i zażartował, że to chyba z „Titanica”, powiedział mu: – A wiesz, że Szczecin miał wpływ na to, jak wyglądał „Titanic”? I już z ust Tomasza Wieczorka płynie opowieść, że „Titanic” był czterokominowcem, ale czwarty komin był atrapą. W tamtych czasach kominy były symbolem mocy statku. Ambicjonalnie dołożono „Titanicowi” atrapę czwartego, bo stocznia w Szczecinie już budowała prawdziwe czterofajkowce.

A gdzie opowiedzieć anegdotę o Titanicu, żeby turyście zapadła w pamięć? Najlepiej przed najstarszym budynkiem na Wałach Chrobrego, gdzie wejście do Akademii Morskiej zdobią cztery solidne filary.

Co ty tu widzisz?

Tomasz Wieczorek przyjechał do Szczecina z Ustki, studiować turystykę i historię. Tramwaj zatrzymał się na ulicy Krzywoustego. Spojrzał na ozdoby na elewacji starej kamienicy i pomyślał: „Jak tu ładnie”. Pokochał Szczecin. – Choć na początku nawet przez mieszkańców byłem do miasta zniechęcany – dziwi się szczerze. – Mówili mi „Co ty tu widzisz?”, „Co ty pokazujesz?”. Na szczęście to się bardzo zmieniło, co nie znaczy, że wymarło.

– Można zabrać ludzi na wodę, gdzie mamy tyle meandrujących kanałów. Miałem taką grupę dziennikarzy, których motorówką powieźliśmy po kanałach, a jak wpłynęliśmy w rzekę Świętą, a tam dzicz, bieliki, czaple oni wołają: „Amazonka!”

W połowie maja z wydawnictwa „Odkrywca” przyjechała grupa odkrywców. Raz w roku organizują zjazd i konferencję w wybranym mieście. W tym roku wybór padł na podziemny Szczecin. Przyjechali, obejrzeli i ogłosili, że to niebywały atut naszego miasta.

Przedszkolaki Tomasz Wieczorek zabrał na ptasią wycieczkę, tzn. pod Ogniste Ptaki Hasiora i pomnik „Trzech Orłów”. Do tego odbyli przejazd ciuchcią po Jasnych Błoniach i przedszkolaki były przeszczęśliwe.

Półkolonie poprowadził na Cmentarz Centralny. – Tak jak w Paryżu zwiedza się cmentarz Pere - Lachaise , tak samo w Szczecinie jest to tak niesamowite miejsce, największy cmentarz w Polsce, trzeci w Europie – tłumaczył zdziwionym wychowawcom. – Park dusz.

– Szczecin to rozległe miasto i ma swoje odległości, więc dobrze się zwiedza, podjeżdżając w różne miejsca autokarem – mówi. – Tylko dlaczego Na Jasnych Błoniach jest jedna koperta dla autokaru?

Przewodnik chętnie by narysował kopertę przed Pasztecikiem.

Prawdziwy Przewodnik

Kiedy dziennikarka pyta, jak być prawdziwym przewodnikiem, odpowiada: – Wsłuchuję się w turystów, by znaleźć klucz do ich zainteresowania.

Dlatego Tomasz Wieczorek lubi wiedzieć, skąd przyjeżdża wycieczka, bo można przygotować analogie, które zaintrygują wycieczkę. Jak miał Włochów z Genui i wcześniej odkrył, że włoskie miasto ma w herbie gryfa, postanowił im przybliżyć tutejsze gryfy, co do Włochów bardzo przemówiło.

– Jak moim wycieczkowiczem są dzieci, czyli mały człowiek, to muszę przed nimi czasami kucnąć, żeby złapać kontakt, żeby oni się poczuli, że ja jestem dla nich. W pracy przewodnika to jest na pierwszym miejscu – tłumaczy. – Uważam, że bycie przewodnikiem to posługa.

Dzieciaki lubią szeroko pojętą interaktywność, więc liczą z przewodnikiem, czy naprawdę na zamkową wieżę prowadzą 204 schody, wymyślają nazwy dla gryfów, które mają ogon ryby (powinna paść odpowiedź – rybo-gryf, który jest w herbie Darłowa).

Czasami Tomasz Wieczorek zakłada czapkę błazna, który jakby zszedł z wieży pięknego zamkowego zegara (prawda, że ładniejszy niż ten na Zamku Królewskim w Warszawie?). Marzy mu się, żeby obok makiety zamku, która stoi na małym dziedzińcu, pokazywać zamek w różnych etapach jego historii, może przy pomocy super animacji 3D?

W restauracji Na Kuncu Korytarza ludzie robią oczy, jak widzą na ścianie podpis Sinead O’Connor. Kupują słoiki z paprykarzem i zaczynają wspomnienia, bo starsze osoby pamiętają, że jak się otwierało puszkę, to był plasterek ogórka i papryczki.

– Nie można ulegać stereotypowi, że ludzie nas nie słuchają – wspomina. – Miałem kiedyś wycieczkę z wesołym końcem autobusu. „Na lewo, na prawo, zaraz się głowa odkręci i spadnie – wołali do mnie. Towarzyszyła temu wesoła degustacja. Na koniec podszedł do mnie jeden pan z tej loży szyderców i spytał, czy mógłbym rzucić okiem na jego opowiastkę z wycieczki przed rozesłaniem do zaprzyjaźnionych uczestników. Przysłał 20 stron relacji.

Tomasz Wieczorek: – Fantastyczne jest uczucie, kiedy ludzie „wchodzą” w historię i zaczynają dociekać: „Ale dlaczego tą Sydonię spalili na stosie?”

Do Berlina i nad morze

Chciałby, żeby wycieczka miała jeszcze czas, żeby pojechać nad Jezioro Szmaragdowe: – Bo tam widać, tą specyfikę Szczecina, że to dodatek do morza zieleni i wody – mówi Tomasz Wieczorek.

Czasami pada pytanie, a czy do tego pana programu możemy dodać w Szczecinie wizytę nad morzem?

– Szczecin jest często traktowany tranzytowo – przyznaje. – Dwie godziny zwiedzania i lecimy na Berlin. Albo z racji różnicy cenowej Szczecin bywa bazą noclegową, wycieczki potrafią tu nocować i stąd dojeżdżać, przeznaczając dzień na Kopenhagę, dzień na Berlin.

Turyści do Tomasza Wieczorka: – Myśleliśmy, że tu będzie zwiedzania na dwie – trzy godziny, a tu się powinno zostać trzy dni. Albo nawet: – Nam się Szczecin z panem bardziej podobał niż ten Berlin.