Przynieśli paczki z własnymi druczkami, aby je szybko i sprawnie nadać. Pani na poczcie powiedziała, że ich nie uzna, bo nie są czerwone. Otoczenie, a tym bardziej poczta, nie było jeszcze gotowe na sprzedaż przez sieć. Tak zaczynała się przygoda twórców spółki IAI-Shop.com Pawła Fornalskiego i Sebastiana Mulińskiego z handlem internetowym. Firma właśnie skończyła piętnaście lat.

Przyszłość należy do Internetu

Jeszcze 15 lat temu byli nastolatkami w szerokich spodniach, słuchającymi hip-hopu. To co różniło ich od rówieśników to fakt, że swoją pasją dzielili się w Internecie i jeszcze chcieli na tym zarobić. W maju 2000 roku założyli stronę hip-hop.pl spodziewając się niesamowitych zysków. Tymczasem rzeczywistość okazała się brutalna, pieniądze się nie pojawiły, a znalezienie hojnego sponsora nie było łatwe. Przez chwilę na horyzoncie pojawił się Optimus ATS, ale szybko się zraził. Już w wakacje tego samego roku musieli znaleźć nowego mecenasa, uderzając m.in. do szczecińskiej firmy Andegrand, znanej z handlu odzieżą dla hiphopowców. Mieli szczęście: – Spotkaliśmy tam faceta, który w samolocie usłyszał od kogoś, że przyszłość należy do Internetu – wspomina Paweł Fornalski. Gość wziął sobie to do serca, a że akurat nawinęło się dwóch młodych pasjonatów tego medium, to poprosił ich, żeby stworzyli mu sklep internetowy. Dostali za to oszałamiającą kwotę 1460 złotych.

Aparaty na kliszę

Zrobili mu dość szybko ten sklep, ale natychmiast okazało się, że biznesmen ma kłopot: – Koledzy, ja wam więcej zapłacę, bo nie wiem, jak prowadzić ten sklep. Nie pozostało nic innego, jak kontynuować współpracę i wziąć się do pracy. Na początku okazało się, że w Polsce nikt do tej pory nie robił zdjęć odzieży pod kątem handlowania nią w Internecie. Fornalski i Muliński mieli aparaty na kliszę, które szybko okazały się nieefektywne, dlatego też razem z szefem Andegrandu wybrali się do Schwedt, aby kupić pierwszą w ich życiu cyfrówkę.

– Ten facet wydał 3000 złotych na aparat, dlatego zdaliśmy sobie sprawę, że musimy się naprawdę postarać – wspomina Fornalski. Kiedy już zdobyli upragnioną cyfrówkę, okazało się, że będą potrzebni modele do prezentacji ubrań. Skończyło się na tym, że sami musieli w nich pozować, co dziś wspominają z rozbawieniem. Kolejnym żmudnym zajęciem okazała się obróbka cyfrowa zdjęć, co zabrało im wówczas sporo czasu. Nie było innego wyjścia i Sebastian, jak podkreśla jego wspólnik Paweł, szybko nauczył się wszystkich, możliwych skrótów klawiszowych w Photoshopie.

Kiedy druczki nie są czerwone

Po długim etapie przygotowań sklep w końcu ruszył. Po kilku dniach ktoś się zreflektował, że warto sprawdzić, czy faktycznie jakiś klient złożył zamówienie. Ku ich zaskoczeniu, tak było. I to niejeden odważny się na to zdecydował. Zaczęli się zastanawiać jak zapakować zamówiony towar? Zawrotna ilość zamówień sprawiła, że szybko zabrakło im kartonów. Kiedy i z tego kłopotu wybrnęli, dalej, to jest na poczcie, nie było wcale łatwiej. Pani ich obsługująca była przerażona, kiedy zobaczyła, że przynieśli jej za jednym zamachem dwadzieścia paczek. Co gorsza, wygenerowali własne druczki do ich nadania, które ku jej przerażeniu, nie były koloru czerwonego. Dopiero, kiedy sam naczelnik wyraził na to zgodę, przyjęła ich paczki.

Śledzili ich klienci

Mimo powyższych przeciwności, sklep internetowy Andegrandu szybko odniósł sukces. Swój gwałtowny rozwój zaczął dosłownie od jednego pomieszczenia, aż w końcu rozrósł się na całą piwnicę hotelu "Gryf". Właściciel szybko dorobił się na nim, czego nie zamierzał ukrywać, co zaczęło kłuć w oczy otoczenie, zwłaszcza konkurencję. Jeden z przyszłych klientów IAI-Shop.com śledził jednego z chłopaków, aby potem błagać go, żeby jemu również zrobił sklep internetowy. Szybko zaczynają się zgłaszać kolejni klienci, co prowadzi do tego, że Fornalski i Muliński zaczynają się nie wyrabiać i część zainteresowanych odsyłają do konkurencji. – Po dwudziestu czy trzydziestu odesłanych klientach doszliśmy do wniosku, że trzeba to zmienić i powiększyć firmę – wspomina jeden z nich.

Szybki rozwój firmy

W 2004 roku wynajęli biuro w starej mleczarni, gdzie dziś znajduje się klub PRL. W pewnym momencie po jednej prezentacji na spotkaniu branżowym dostają 37 zamówień na sklepy internetowe. To zmusza ich do automatyzacji całego procesu, czego przejawem jest powstanie Design Generatora oraz do zwiększenia zatrudnienia. W tym czasie trafia do nich pierwszy webmaster. Wprowadzają również jednolity abonament oraz płatności najpierw za wdrożenie sklepu, a potem za czas jego prowadzenia. Dwa lata później znów zmieniają siedzibę na większą, przeprowadzając się do biura przy ul. Madalińskiego. Rozwój firmy przyspiesza, czego przejawem jest debiut spółki na giełdzie w 2009 roku. Jak bardzo spółka się zmieniła, dobrze obrazuje historia ich infolinii. Początkowo pod jeden numer telekomunikacji mieli podłączone dwie słuchawki. Dziś jest to osobny dział firmy, do której telefon dzwoni przeciętnie co 2 minuty.

Dyplom od PWN

Wchodząc w dość dziewiczy obszar sklepów internetowych, muszą nadawać nazwy nowym zjawiskom, procesom, które do tej pory nie były nazwane w języku polskim. Idzie im nieźle. Od PWN dostają dyplom za tworzenie współczesnego języka polskiego.

IAI-Shop.com obecnie

We wrześniu 2013 przenoszą się do nowoczesnego biurowca w kompleksie Piastów Office. Dziś w firmie pracuje 91 osób, ale ta liczba może szybko się zwiększyć. Jak do tej pory IAI-Shop.com uruchomił 4875 sklepów internetowych. – Brawo My – mówią o sobie pracownicy firmy, trawestując slogan jednej z popularnych reklam.