Najlepiej znają scenariusze, podczas spektaklów to ich słucha cała ekipa. Pilnują, by aktorzy byli na czas i nie pomylili swoich kwestii. I choć zdarzają się przedstawienia, na których inspicjenci nie są potrzebni, to jednak większe produkcje bez ich pracy nie byłyby możliwe. „Tutaj mam ciągle nowe wyzwania”, przyznaje inspicjentka z Teatru Współczesnego.

Inspicjent, jako osoba odpowiadająca za koordynację i zgodność z planem przebiegu przedstawienia, to najmniej widoczny członek teatralnego zespołu. Część widzów nawet nie zdaje sobie sprawy, jaką istotną rolę podczas spektaklu pełnią inspicjenci.

– Czasem nawet, gdy mówię swoim znajomym, że jestem inspicjentką, to nie wiedzą, czym się zajmuję – przyznaje Jolanta Szadkowska, inspicjentka z wieloletnim stażem w Teatrze Współczesnym.

Gotowość od pierwszej próby

Uśredniając, przygotowania do spektakli w teatrze dramatycznym trwają kilkanaście tygodni. To czas pracy nad dialogami, przymiarek do kostiumów, ćwiczenia choreografii. Już na tym etapie pojawiają się też pierwsze obowiązki inspicjenta, który ma za zadanie przygotować egzemplarze scenariusza dla artystów i wszystko to, czego reżyser mógłby potrzebować na pierwszej próbie – projektora, miksera czy nagłośnienia – żeby wprowadzić zespół w odpowiednia atmosferę.

– Potem jest etap prób stolikowych, kiedy aktorzy czytają tekst, rozmawiają o nim, o swoich rolach, zaczynają coś konstruować. To zazwyczaj jest dla mnie luźniejszy okres, wtedy bardziej rozwija się praca asystenta reżysera – przyznaje Szadkowska. – Ale kiedy aktorzy wchodzą na scenę, zaczyna się bardziej intensywny czas pracy i wtedy już jestem na każdej próbie.

A potem przychodzi czas premiery i spektakli granych przed widownią. Trzeba upewnić się, że wszystko jest odpowiednio przygotowane, rekwizyty są na swoich miejscach, a na widowni nie stoi zapomniane krzesło.

– Oczywiście, sprawdzam też, czy aktorzy są na czas, ponieważ muszą być wcześniej, w szczególności, jak mają jeszcze makijaż do zrobienia. Jeżeli kogoś nie ma i nie zgłosił, że przyjdzie troszkę później, to dzwonimy – mówi Szadkowska. – Moim zadaniem jest też rozpoczęcie przedstawienia, czyli to ja daję dzwonki na wpuszczenie widzów i sprawdzam, czy wszyscy akustycy i oświetleniowcy są gotowi, wołam aktorów i dopiero wtedy zaczynamy spektakl.

Także w roli suflera

Podczas spektakli inspicjent przywołuje przez specjalny system nagłaśniający, słyszalny tylko za kulisami, zespoły artystyczne i techników. Czuwa nad tym, by każdy w odpowiednim momencie wykonał swoją pracę. Zdarza się również, że pełni funkcję suflera.

– Była taka sytuacja, bardzo dla mnie stresująca, kiedy w trakcie spektaklu zorientowałam się, że aktor wpadł w pętlę, czyli miał bardzo podobne teksty i zamiast powiedzieć ten właściwy, powiedział taki, który miał mówić dużo później. I gdyby to tak zostawić, to spora część akcji by wypadła. Po prostu nie wiadomo byłoby, o co chodzi – wspomina Szadkowska. – To też jest rola inspicjenta, by błyskawicznie reagować na takie sytuacje. Zatrzymałam więc zza kulis aktora, który miał prowadzić dalej tę wymianę zdań, i podpowiedziałam właściwy tekst. I w ten sposób to wszystko wskoczyło na właściwe tory. Byłam zestresowana, że ktoś nie zareaguje na to, że mnie nie usłyszy i poleci dalej. Ale wszystko się udało.

„Najgorsze są zmiany czasu”

Szadkowska podkreśla, że załoga Teatru Współczesnego jest bardzo odpowiedzialna i każdy rzetelnie wywiązuje się ze swoich obowiązków. Mowa zarówno o ekipie technicznej, jak i o zespole artystów. Jednak nawet w tak dobrze naoliwionej maszynie zdarzają się ludzkie błędy.

– Przedstawienia rozpoczynają się o różnych porach, ale zawsze na koniec spektaklu ogłaszam kilka razy przez interkom, że następnego dnia gramy na przykład dwie godziny wcześniej, żeby każdy sobie wbił to w pamięć – mówi Szadkowska.

Oprócz repertuarowych roszad jednym z największych wrogów jest przechodzenie z okresu zimowego na letni.

– Najgorsze są zmiany czasu – przyznaje Szadkowska. – Gościnna aktorka, która zresztą wywodzi się ze Szczecina, na czas grania była u rodziny w Dąbiu. Zmiana czasu trochę ją zaskoczyła i, co gorsza, rozładował jej się telefon. I tu była też moja rola, bo musiałam wyjść do publiczności i powiedzieć, że spektakl się nieco opóźni, bo mamy problemy techniczne – wspomina.

Nie tylko profesjonalni aktorzy

Warto też wspomnieć o przedstawieniach, w których inspicjent ma do czynienia z nieoczywistą obsadą – w repertuarze Teatru Współczesnego były spektakle z udziałem dzieci, osób niepełnosprawnych i... zwierząt.

– Kiedy w „Dobrym piesku” aktor, a jednocześnie właściciel psa miał zostać na scenie, a suczka Zuza miała z niej zejść, to wabiłam ją smaczkami – zdradza Szadkowska. – Potem już wiedziała, że jak zejdzie, to dostanie nagrodę, więc siedziała i tylko patrzyła w kulisy, czy już może iść – dodaje ze śmiechem.

W połowie kwietnia po raz ostatni widzowie mogli obejrzeć spektakl „Sen nocy letniej” w reżyserii Jakuba Skrzywanka, w którym obok profesjonalnych aktorów występowała grupa performerów z niepełnosprawnościami.

– To było bardzo ciekawe doświadczenie, bo nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z osobami z niepełnosprawnością. Dla nas wszystkich to było wyjątkowe spotkanie. Na początku nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać, jak postępować – przyznaje inspicjentka. – Ale Justyna, współreżyserka spektaklu, która pracuje z osobami z niepełnosprawnością już od wielu lat, wytłumaczyła nam, że mamy ich traktować jak każdego innego człowieka, mamy się do nich tak samo zwracać, żadnych taryf ulgowych.

Trzeba mieć oczy dookoła głowy

Zarządzając tak liczną grupą osób podczas spektakli, inspicjent musi wykazywać się spostrzegawczością i umiejętnością wysokiej koncentracji. Ważna jest też zdolność do podejmowania szybkich decyzji i zachowywania zimnej krwi w stresujących sytuacjach.

– Pamiętam, jak na spektaklu, który graliśmy z widownią na scenie, widzowie nagle zaczęli mówić „pali się”. I rzeczywiście – zapaliła się kotara. Ale mówili to tak spokojnie, że może myśleli, że to część spektaklu – wspomina Szadkowska. – Zachowałam totalny spokój. Poprosiłam, żeby ludzie zeszli ze sceny, i zawołałam dyżurnego strażaka, który zawsze jest obecny podczas spektakli. a potem zadzwoniłam po straż pożarną. Zanim ta przyjechała, sytuacja została opanowana. Jeszcze wszystko zostało dokładnie sprawdzone, czy jest w porządku, i graliśmy dalej.

Takie groźne sytuacje są jednak rzadkością, zwłaszcza że w teatrach znajduje się coraz więcej nowoczesnego sprzętu. Częściej zdarzają się zabawne historie, kiedy ktoś się przejęzyczy i użyje innego słowa.

– Jeszcze pół biedy, jeżeli scenariusz jest napisany prozą. Gorzej, jeżeli jest pisany wierszem – zwraca uwagę Szadkowska. – Pamiętam taką sytuację z „Zemsty”, kiedy Cześnik zamiast powiedzieć „bo ci taką kurtę skroję”, powiedział „bo ci taką finfę skroję”. Na co nieszczęsny Papkin błyskawicznie zareagował i zmienił „Diabliż mi tam po tej kurcie, jak zadyndam gdzie na furcie” na „Diabliż mi tam po tej finfie, jak zawisnę gdzie na nimfie”. I po prostu wszyscy umarli ze śmiechu w kulisach, bo to była błyskawiczna riposta i nawet się zgadzał rym. A że może to trochę sensu nie miało... – dodaje z uśmiechem.

Nie zawsze ukryci. „To jest o tyle utrudnienie, że nie mogę reagować na jakieś sytuacje”

W Teatrze Współczesnym podczas spektakli na Scenie Nowe Sytuacje czy w Teatrze Małym często zdarza się tak, że inspicjent wyjątkowo nie jest schowany w kulisach, a siedzi na widoku w pierwszym rzędzie.

– To jest o tyle utrudnienie, że nie mogę reagować na jakieś sytuacje akustyczne, oświetleniowe. Wtedy chłopaki w kabinach muszą bardzo się pilnować, bo przecież nie będę biegała albo machała rękami. Ale takie sytuacje, kiedy coś nie jest tak, jak być powinno, zdarzają się bardzo rzadko. Tu bardzo pomagają programy komputerowe. To nie jest tak, że człowiek ręcznie naciska za każdym razem guziczek, żeby dźwięk popłynął. Technika bardzo się rozwinęła i to ułatwia nam pracę.

Cały czas nowe doświadczenia. „Nie wyobrażam sobie pracy, w której robiłabym wciąż to samo”

Praca inspicjenta to pewnie jedna z tych nielicznych w teatrze, do której można przyjść bez wcześniejszego przygotowania. Tej pracy uczy się po prostu w praktyce.

– Ja uczyłam się od koleżanki, która pracowała tutaj wcześniej. Potem sama trochę wprowadzałam nowe osoby, mówiłam im, co jest istotne, co powinny zrobić. I tak się można spokojnie nauczyć – zapewnia Szadkowska. – Natomiast to nie jest też łatwa praca, chociażby ze względu na godziny i fakt, że weekendy zazwyczaj są zajęte. Trzeba swoje prywatne sprawy zupełnie inaczej planować.

Skoro niewiele osób wie, na czym polega zawód inspicjenta albo w ogóle o tym, że takie stanowisko istnieje, to jak zachęcić potencjalnych kandydatów do spróbowania swoich sił w tej pracy?

– Ja bardzo ją lubię, bo daje mi ciągłe zmiany. Jestem w teatrze, który jest żywy. Spotykam różnych ciekawych ludzi, reżyserów, scenografów, kompozytorów. To jest naprawdę satysfakcjonujące i przyjemne. Po prostu nie wyobrażam sobie takiej pracy, w której robiłabym ciągle to samo. A tutaj mam wciąż nowe wyzwania – nowe teksty, nowychludzi, nowe sztuki.