To jedno z pytań, jakie stawiamy w pierwszym odcinku naszego nowego cyklu pod tytułem “Szybki strzał". Będziemy w nim komentować bieżące, sportowe wydarzenia w stolicy Pomorza Zachodniego. W naszym pierwszym spotkaniu na tapet wzięliśmy sytuację trenera Dumy Pomorza.

15 sierpnia 2024 roku Robert Kolendowicz został pierwszym trenerem Pogoni Szczecin. Zastąpił Jensa Gustafssona, który przeniósł się do Arabii Saudyjskiej. Decyzja władz Dumy Pomorza była naturalna – Kolendowicz znał klub od podszewki, uchodził za ambitnego i konsekwentnego, a doświadczenie zbierał u boku uznanych szkoleniowców. Podpisano z nim kontrakt do końca sezonu 2025/2026.

Już na starcie nowy trener musiał gasić pożary. Pogoń zmagała się z opóźnieniami w wypłatach, długi rosły, a kibice protestowali – pierwsze kwadranse meczów upływały w ciszy, bez zorganizowanego dopingu. Kolendowicz potrafił jednak scalić drużynę i porozumieć się z trybunami. Efekt? Czwarte miejsce w lidze i finał Pucharu Polski. Ale marzenia o europejskich pucharach znów się oddaliły.

Nowy właściciel, nowe konflikty

Wtedy na scenę wszedł Alex Haditaghi – bezkompromisowy właściciel, którego styl zarządzania daje Pogoni życie, ale i podsyca kolejne konflikty. Atmosfera wokół klubu jest gęsta. Transferowe roszady, zamiast wzmacniać zespół, burzą stabilizację. Z jednej strony odejścia: Rafał Kurzawa, Joao Gamboa, Kacper Łukasiak, Marcel Wędrychowski. Z drugiej – przesunięcia do rezerw za niepodpisanie nowego kontraktu (Maciej Wojciechowski, Patryk Paryzek). W zamian sprowadzono Musę Juwarę, Mariana Uża, Paula Mukairu, Jose Pozo, Mora NDiaye i Jana Biegańskiego.

Czy to transfery na miarę drużyny marzącej o mistrzostwie? Odpowiedź brzmi: nie. Sam Haditaghi w wywiadach powtarzał, że Pogoń celuje w „top2, ewentualnie top4”. Problem w tym, że własnymi decyzjami zdaje się sabotować klub. Brakuje chemii między właścicielem a szatnią, a w polskiej piłce coraz częściej mówi się, że z Haditaghim trudno współpracować. Kto nie podporządkuje się jego wizji, ląduje w „klubie kokosa”.

Piłkarze też zawiedli

Nie wszystko jednak można zrzucić na zarząd. Drużyna również nie ustrzegła się błędów. Pogoń powinna bez problemu ograć w tym sezonie słabego Górnika Zabrze, a jednak zabrakło mentalności i charakteru. Sprawa Efthymiosa Koulourisa tylko dolała oliwy do ognia. Napastnik miał ofertę z Emiratów, ale Haditaghi ją odrzucił. Kiedy piłkarz dzień meczu zgłosił ból pleców, właściciel zasugerował, że symuluje. Tydzień później próbował się z tych słów wycofać, ale niesmak wśród kibiców pozostał. Z jednej strony – uparty właściciel. Z drugiej – zawodnik, który nie chce „umierać za klub” na boisku. Gdzie w tym wszystkim zostali kibice?

Kolendowicz – między sukcesem a kryzysem

Kolendowicz i jego sztab zimą wykonali świetną pracę – przygotowali zespół, który na wiosnę grał jak dobrze naoliwiona maszyna. Jednak w nowym sezonie coś się załamało. Portowcy biegają mniej niż rywale – ok. 100–105 km na mecz, podczas gdy choćby Wisła Płock w spotkaniu z Legią wykręciła ponad 120 km. A w Ekstraklasie, jeśli nie masz wybitnych umiejętności, punkty trzeba „wybiegać”.

Problemem jest także kadrę. Do drużyny trafili zawodnicy, którzy nie pasują do stylu Pogoni. Szczególnie kuleje środek pola – brak klasowej „szóstki” sprawił, że granatowo-bordowi stracili swoje największe atuty: gegenpressing, odbiór drugiej piłki, szybki kontratak.

Katastrofa wielopoziomowa

Organizacja, sport, zarządzanie – każdy z tych filarów w Pogoni drży. Czy Kolendowicz powinien stracić pracę? To pytanie pozostaje otwarte. Jedno jest pewne – szukanie kozła ofiarnego niczego nie rozwiąże. Pogoń ma dziś problem systemowy, który wymaga czegoś więcej niż wymiany trenera.