- Ciągle nam zarzucano, że przywłaszczamy sobie napiwki. Chcieliśmy się od tego odciąć, stąd ten tekst, może nie do końca dobrze sformułowany. Trafił do Internetu i został całkiem odwrotnie zrozumiany – tłumaczy Bogdan Kaszycki, właściciel Cafe Castellari.
„Cafe Castellari prosi o nie pozostawianie w lokalach napiwków, pracownicy są usatysfakcjonowani z wynagrodzenia jakie otrzymują od pracodawcy” - taki wpis zaledwie w ciągu godziny od publikacji na Facebooku wywołał burzę w Internecie, a fanpage lodziarni zalała fala krytyki.

„Napiwki są wyrazem wdzięczności za dobrą obslugę. Pracodawcy nic do tego” - czytamy w jednym z najpopularniejszych komentarzy.

„Nie będę zostawiać napiwków, bo już nigdy więcej nie będę Waszą klientką. Gdyby właściciel potrzebował więcej pieniędzy, to czasami ludzie do fontanny wrzucają” - grzmi kolejny.

O wzbudzającym kontrowersje wpisie napisał ogólnopolski serwis naTemat.pl. Informacja pojawiła się również na fanpage'u Kryzysy w social media wybuchają w weekendy prowadzonym przez Monikę Czaplicką, specjalistkę od podbramkowych sytuacji w social mediach.

Co na to wszystko szefostwo Cafe Castellari?
Dwie godziny po publikacji feralnego wpisu na fanpage'u pojawiło się jego sprostowanie, w którym czytamy m.in.: „(...) Publikacja na FB tekstu odnoszącego się do zarobków pracowników była zamierzona. Wskutek jednak niedopatrzenia osoby administrującej naszym funpage'm, wpis ten zawiera przekaz stanowczo odbiegający od polityki Cafe Castellari. (…) Oświadczamy, że nasi pracownicy jak najbardziej mogą być doceniani przez Państwa dodatkowymi gratyfikacjami w postaci napiwków. Rozumiemy, że stanowi to wyraz zadowolenia Klientów z pracy świadczonej przez naszą załogę. Zapewniamy, że napiwki wręczone pracownikom Castellari pozostają do ich wyłącznej dyspozycji.”

W rozmowie z naszym portalem, właściciel lodziarni tłumaczy, że pracę w kawiarni wykonują wszyscy, zarówno kelnerki, jak i osoby stojące za barem. Napiwki są więc w ciągu dnia zbierane, a co wieczór dzielone na liczbę pracowników i wypłacane w formie premii.

- Taka jest nasza polityka – mówi Bogdan Kaszycki, zaznaczając, że w związku z tym zarzuca się im przywłaszczanie tych napiwków. - Budujemy tę markę 20 lat i nigdy nie było sytuacji żebyśmy daną kwotę przywłaszczali czy zabrali dla siebie – zapewnia.

Jak mówi, aby się odciąć od tych zarzutów i zdementować plotki o przywłaszczaniu napiwków, na Facebooku został opublikowany wpis wzywający klientów lodziarni, żeby ci nie zostawiali napiwków pracownikom. - Tym wpisem chcieliśmy pokazać, że napiwki to nie jest nasz budżet dodatkowy, że tych pieniędzy nie potrzebujemy. Nie stosujemy takiego systemu, że płacimy 6 zł za godzinę, czego uzupełnieniem są napiwki. Zatrudnieni u nas pracownicy dostają 12 i 13 zł za godzinę pracy. Do tego co wieczór wypłacana jest wspomniana premia z napiwków. Nasi pracownicy nie są też obciążani odpowiedzialnością ani za urządzenia, ani materiały, ani zbite pucharki – mówi Kaszycki. - Zbyt wiele lat działamy w tej firmie, by bazować na napiwkach – dodaje.

Właściciel zaznaczył przy tym, że rezygnacja z napiwków od klientów nie oznacza, że pracownicy nie będą dostawali premii. Miałaby ona być wypłacana z obrotu lodziarni. 

- Przykro nam jest bardzo, że jeden wpis może zniweczyć 20 lat naszej pracy
– dodaje.

Samobójstwo czy chwilowy kryzys?

Po kontrowersyjnym poście w sieci nie brakuje nawołujących do bojkotu lodziarni komentarzy, ale są też internauci sugerujący, żeby na złość zostawiać podwójne napiwki. Pojawia się też mnóstwo ocen, że firma strzeliła sobie w kolano. Z drugiej strony teraz z Szczecinie chyba wszyscy o niej mówią. Profil lodziarni na Facebooku odnotował też gigantyczny przyrost recenzji, w większości z jedną gwiazdką. Jakie więc będą skutki niefortunnego wpisu? Monika Czaplicka, specjalistka od kryzysów w social mediach, którą poprosiliśmy o komentarz, zaznacza, że dopiero czas pokaże w jakim stopniu będzie to miało wpływ na biznes i dopiero wtedy będziemy mogli ocenić, czy mieliśmy do czynienia z prawdziwym kryzysem.

- Samobójstwo ogłosimy jak firma padnie. Na razie jest nieprzemyślana wypowiedź, szczególnie, że miała się odnosić, jak tłumaczą w następnym poście właściciele, do tego, że nie zabierają pracownikom napiwków. Publiczność jest jednak innego zdania i zarówno feralny wpis, jak i przeprosinowy są mocno atakowane. Kiedy wczytamy się w post w nowym kontekście okazuje się, że musiał go napisać pracownik... właśnie okradany z napiwków – zauważa Czaplicka.

Zaistniałą sytuację za świetnie marketingowo wykorzystały dwa inne szczecińskie lokale: