Nie lubię słowa neofaszyzm. Bo sugeruje, że stary faszyzm się zreformował i kto wie, może nawet stał się mniej groźny. Podobnie jest z postfaszyzmem, że brunatni „panowie” już ponoć się zmienili. Nic bardziej mylnego. Od kilku lat dzieje się coś niedobrego w Europie. Strach, nieufność do Obcych, czyli imigrantów, zamienia się w nienawiść. Ale i w Szczecinie mamy swoich „panów” i Obcych.

Neofaszyzm zainfekował Europę

W Szczecinie neofaszyzm najczęściej kojarzy się z młodymi Meklemburczykami czy Brandenburczykami ogolonymi na łyso atakującymi polskich mieszkańców przygranicznych miasteczek. Ale nie jest to tylko problem Niemiec. Neofaszyści rosną w siłę na Węgrzech (Jobbik), Słowacji (ataki na Romów), Wielkiej Brytanii, Irlandii, Ukrainie (gloryfikowanie Bandery), Rosji (ciche przyzwolenie władz na prześladowania etniczne) i wreszcie we Włoszech. Jest tego przykładem choćby Włoska Liga Północna coraz silniejsza w całych Włoszech, a na północy rządząca niektórymi miastami. Członek innej post-faszystowskiej partii Gianfranco Fini, niedawno jeszcze przywódca Sojuszu Narodowego, który kilka lat temu rzekomo zerwał z neofaszyzmem, jest obecnie przewodniczącym Izby Deputowanych. Następnie niewielkie ugrupowanie wnuczki Mussoliniego – Alessandry w 2008 roku przyłączyło się do stronnictwa Berlusconiego. Nie zwracajmy jednak uwagi na słowa czy partyjne kombinacje ale na czyny, to one przecież świadczą o danej partii, jacy ludzie w niej naprawdę zasiadają.

 

W parkach nie ma ławek

Przyjrzyjmy się jak rządzi Liga Północna. W Treviso usunięto z parków ławki, żeby nie gromadzili się w nich cudzoziemcy. Wśród nich są m.in. tzw. badante, czyli polskie, ukraińskie czy rosyjskie kobiety opiekujące się włoskimi staruszkami, które wychodne zazwyczaj mają tylko raz w tygodniu przez kilka godzin. Spotykają się wówczas z innymi kobietami w parku, chcąc zaoszczędzić każdy grosz. W Treviso walczy się zatem również z kobietami zmagającymi się często z tęsknotą za domem, a nawet depresją.

W regionie Friuli Venezia Giulia Liga Północna doprowadziła do tego, że karetki nie zabierają osób bez obywatelstwa. Dostałeś zawał, nie jesteś Włochem, to masz problem.

W ostatnie święta Bożego Narodzenia ta sama partia zainicjowała w miasteczku Coccaglio akcję „Białe Święta”. Polegała ona na polowaniu, czy mówiąc łagodniej wyszukiwaniu, nielegalnych imigrantów tam mieszkających i wyrzucaniu ich z Włoch. W odpowiedzi szef werońskiej prokuratury zbudował w swoim miejscu pracy szopkę z czarnoskórym Jezusem, Marią i Józefem, która również wzbudziła wielkie kontrowersje. I jedna strona i druga przesadza. Radykalne nurty w polityce nigdy nie doprowadzały do niczego dobrego.

Liga Północna ma wiele innych genialnych pomysłów np. separacja Włochów od imigrantów w komunikacji miejskiej (słyszeliście kiedyś o tramwaju tylko dla Niemców w Warszawie) czy zakazie sprzedaży kebabów i chińszczyzny w miastach (wyobrażacie sobie Szczecin bez tureckich czy wietnamskich barów?). Niemcy też zaczęli w latach 30. od prześladowań ekonomicznych.

Oni są sprawcami naszych nieszczęść

Niechęć do cudzoziemców jest odczuwalna we Włoszech. W mojej opinii większa niż kilka lat temu, a przyjeżdżam tutaj od 2007 roku. W pewnym miasteczku słyszałam o szewcu, który ma dwie stawki za naprawę butów: dla Włochów i obcokrajowców.

Duże wrażenie na mieszkańcach Italii zrobiły wydarzenia w Rosarno zwane przez włoskie media „pierwszą wojną etniczną”. W miasteczku na południu Włoch starli się afrykańscy robotnicy rolni z włoskimi mieszkańcami. Współcześni niewolnicy pracowali po 12 godzin dziennie na czarno za dniówkę w wysokości 25 euro. Neofaszyści mówią: Oni są sprawcami naszych nieszczęść. Oni przyjeżdżają i zabierają nam pracę. Przez Onych nie rosną płace (chociaż to nieprawda). Oni są brudni. Oni nie wiedzą, co to cywilizacja. Oni są niebezpieczni i trzeba ich stąd wyrzucić. Już niedaleko stąd, by powiedzieć, że Onych trzeba zabijać. W III Rzeszy też najpierw było wybijanie witryn sklepowych, potem dopiero przyszła kolej na Holocaust.

Nieszczęśni, włoscy neofaszyści zapominają, że na imigrantach robią dobre interesy przede wszystkim ich rodacy. W końcu 25 euro za 12 godzin ciężkiej pracy to niewiele. Poza tym nie trzeba płacić znienawidzonych podatków. Włoch by za taką stawkę nie pracował, a może w ogóle by mu się nie chciało harować, nawet za 250 euro. Przed wojną Hitler też nie chciał polskich robotników rolników, skończyło się na tym, że niemieckim bauerom gniły zbiory, dlatego też po 1939 roku zdecydowano się, tym razem na niewolniczą, pracę polskich (i nie tylko) robotników przymusowych, do których później dołączyli również (zwłaszcza po 1943 roku) włoscy nieszczęśnicy. Pamięć ludzka jest krótka.

 

Wczoraj byli Onymi, dziś już nie są

Niegdyś Onymi byli tzw. „terroni”, czyli migrujący Włosi z biednego Południa do bogatej Północy. To oni mieli zabierać mityczne miejsca pracy, których nie chcieli wziąć „panowie” z Północy. W jednym znanym mi włoskim szpitalu, gdyby nie Polki, Rumunki i „terroni”, nie miałby kto opiekować się pacjentami. Premier Berlusconi wprowadził już jednak prawo, gdzie od zagranicznych pielęgniarek wymaga się wręcz perfekcyjnej znajomości włoskiego. Szkoda, że podobnego wymagania nie ma wobec Sycylijczyków, gdzie ich dialekt jest praktycznie nie do zrozumienia dla przeciętnego Włocha.

Po migrantach z Południa pojawili się mieszkańcy Afryki oraz Romowie i to oni awansowali na pozycję Obcych, którym trzeba pokazać miejsce w szyku. Codzienne małe zła, złośliwostki, upokorzenia, których doświadczają imigranci skutkują potem takimi wybuchami jak w Rosarno. Nie łudźmy się, całe zło, które wysyłamy w przestrzeń, nawet jeśli nie wróci do nas bezpośrednio, dotknie np. naszych dzieci. Tego doświadczyli m.in. mieszkańcy niegdyś włoskiej Istrii (dziś należy do Chorwacji i Słowenii), gdzie po dwudziestu latach prześladowań Słoweńców i Chorwatów przez reżim Mussoliniego i zwykłych tzw. przyzwoitych Włochów, partyzantka Tity zaczęła się rozprawiać z niedawnymi „panami” z Italii. Walka z „faszyzmem” skończyła się mordowaniem ludzi nie interesujących się nawet polityką, a potem, w konsekwencji ucieczką tysięcy włoskich rodzin z tego półwyspu. Czy niepodobnie skończyło się z polskimi rządami na Ukrainie dążącymi wszelkimi środkami do polonizacji miejscowej ludności? Jak szybko Polacy zapomnieli o niemieckim Kulturkampfie i Hakacie! I znów polscy „panowie”, nadrabiający w neoficki sposób okres zaborów, kiedy sami byli niewolnikami, musieli salwować się ucieczką przed ukraińską wendettą – nieproporcjonalną oczywiście do przewin dawnych oprawców. Pamiętajmy jednak, że zemsta przynajmniej dwukrotnie przewyższa przewinę.

 

Co do tego wszystkiego ma Szczecin?

A co do tego wszystkiego ma Szczecin? Na dzień dzisiejszy wydaje się być wolny od problemu faszyzmu, ale pozornie. Nie ma wśród nas dużo cudzoziemców. Ale nasza mentalność ciągle przypomina totalitarną, niewolniczą. Jesteśmy nadal Homo Sovieticusami zrzucającymi swoje nieszczęścia na barki innych, na barki „panów”.

Złych Onych, a tak naprawdę „panów”, bo to oni rządzą, a nie my, widzimy przede wszystkim w lokalnej władzy, która miała rzekomo doprowadzić do upadku Szczecina.

Ale dlaczego myśmy się biernie temu przyglądali? Dlaczego pozwoliliśmy, aby stocznia upadła dwa razy? Dlaczego pozwoliliśmy na likwidację tylu miejsc pracy? Są przecież obywatelskie środki nacisku na władzę. Dlaczego w Szczecinie nie pojawił się biznesmen na miarę Kulczyka, czy nawet znanej głównie paniom dr Ireny Eris? Dlaczego po 1989 roku nie doczekaliśmy się szczecińskiej marki znanej przynajmniej w całym kraju. Jest przecież tak zwana przedsiębiorczość, która się gdzieś rozmyła w deszczowym Szczecinie.

 

Szczecinianie są zbyt mało aktywni

Byliśmy zbyt mało aktywni, dociekliwi. Można rzecz, że mieliśmy mentalność niewolnika. Również lokalne media się nie popisały, nie walcząc dostatecznie o interesy mieszkańców, zblatowawszy się ze szczecińskim biznesem i światem polityki. Wynika to nie tylko z kryzysu moralności, ale także z marnych płac, które otrzymują lokalni dziennikarze. Dlaczego tak się dzieje? Bo mieszkańcy Szczecina nie interesują się swoim miastem, nie kupują lokalnych gazet, nie słuchają radia czy nie wchodzą na portale internetowe. Interesuje ich tylko, by „pan” coś zrzucił ze swojego stołu na ich skromny talerz. Koło się zamyka. A niejeden lokalny dziennikarz myśli sobie: małe zainteresowanie, małe pieniądze, więc lepiej sobie znaleźć płatnego protektora niż interesować się sprawami tych niewdzięcznych szczecinian. Dziennikarstwo ma być tylko przystankiem do jakiejś lepiej płatnej fuchy. Smutne, ale nierzadko prawdziwe.

 

Obywatelskie przedwiośnie w Szczecinie?

Widzę jednak światełko w tunelu. Wydaje się, że szczecinianie stają się coraz bardziej aktywni. Świadczy o tym nowe Stowarzyszenie Estetycznego i Nowoczesnego Szczecina (SENS), gdzie młodzi ludzie chcą walczyć z szarością naszego miasta i przysłowiowymi dziurami w drogach. Ucieszyła mnie również zwiększająca się liczba podań o odszkodowania za zniszczone samochody jeżdżące po dziurawych drogach. Nawet walka o willę Grueneberga, która spędzała sen z powiek zwolennikom Szczecińskiego Szybkiego Tramwaju świadczy o obywatelskim przedwiośniu w Szczecinie. Powstały nowe portale internetowe takie jak nasz czy stetinum.pl, które przerwały okres dominacji trzech gazet. Zastanawiające jest jednak to, że żaden z portali  czy wydań internetowych lokalnych gazet nawet nie zbliżył się do sukcesu trojmiasto.pl , gdzie pod poszczególnymi artykułami są setki komentarzy zwyczajnych gdańszczan, gdynian i sopocian. Szczecinianie ciągle są zbyt bierni,  póki to się nie zmieni, nie będzie lepiej w naszym mieście.

Te pojedyncze akcje (SENS czy walka o odszkodowania) pokazują, że „panów” trzeba pilnować, może w konsekwencji da się ich ucywilizować i zmusić do tego, aby byli uczciwi, nawet jeśli nie mają na to najmniejszej ochoty. Porzućmy w końcu mentalność niewolnika/Onego/Obcego, zróbmy to jednak bez zbędnego przelewu krwi. Jesteśmy przecież u siebie (przynajmniej od trzech pokoleń), a nie przestraszonymi imigrantami w nieznanym kraju, za których chyba jednak wielu szczecinian ciągle się uważa.