Dla całej Polski miasto położone hen, na końcu świata, dla turystów znane z paprykarza, junaków i … morza, do którego przecież jest całkiem blisko... Dla szyderców nielubiana, brzydka prowincja, spadek po niemieckich właścicielach. Miasto niedocenione, spychane w niepamięć. Ale to wszystko to tylko plotki, plotki. Prawda o Szczecinie jest całkowicie inna, bo jest to miasto pełne fascynującej kultury i historii. Wydarzeń magicznych i legend, które poznaje się z zapartym tchem.
Jeżeli jesteś miłośnikiem tego portowego miasta i z ogromnym zapałem doszukujesz się przeszłości w szczecińskich murach i ulicach to znaczy, że jesteś prawdziwym Szczecinerem, a w księgarniach czeka na Ciebie prawdziwa uczta w postaci nowego magazynu miłośników Szczecina, który nosi właśnie tytuł „Szczeciner”.
O pochodzeniu nazwy rocznika padło już wiele słów, nie będę się zatem powtarzać, przypomnę jedynie, że Szczeciner to właśnie miłośnik Szczecina. Do mych rąk trafiło w kolorach szarych i niebieskich obszerne, bo zawierające ponad sto stron czasopismo, a może raczej książka, bo planowana częstotliwość i cena tak mi nakazuje myśleć o Szczecinerze. Cena na pierwszy rzut oka faktycznie nie zachęca – 34,90 zł to przecież majątek! Ale wystarczy przejrzeć parę pierwszych stron, by uznać, że nie ma lepszego sposobu na wydanie tych pieniędzy. Ładny, mocny, kredowy papier – gdy kartkuję magazyn unosi się ten specyficzny zapach świeżości. Jeszcze nie zasiadam do artykułów, które znalazły się w pierwszym numerze – najpierw przeglądam zdjęcia – a jest ich naprawdę wiele, przy każdym artykule ilustracja, zawsze ciekawa, zawsze pobudzająca wyobraźnię czytelnika. Czas zacząć czytanie.
Do lektury proponuję zaparzyć dobrą herbatę lub kawę, schować się w cichym i spokojnym zakątku mieszkania i rozpocząć Szczecinera. Na kolana przygarnąć (jeśli ktoś posiada) mruczącego przyjaciela, który tym razem się wyśpi, bo ręczę, jeśli sięgniesz do tego nowego, szczecińskiego czasopisma nie odłożysz przed dojściem do magicznych słów zamieszczonych na ostatniej stronie „Zostań naszym fanem!”.
Od czego zacząć ? Trudno powiedzieć, Szczeciner to zbiór dwudziestu dwóch artykułów, które poruszają różne tematy na przestrzeni różnych wieków. Jeśli postąpisz tak jak ja i ruszysz z czytaniem „od deski do deski” na początek poznasz legendę Gryfa. W istnienie tego mitycznego stwora nikt nie wątpi, ale skąd i dlaczego wziął się w herbie Szczecina? Skąd barwy? Gdzie jeszcze można spotkać tego lwa z orlą głową? Wszystko dokładnie opisane w Szczecinerze. To nie jedyna legenda, dalej możemy wyczytać o czarownicach, nieposłusznych dzieciach, mitach Szczecina sprzed wielu wieków. Autorzy, którzy przyczynili się do wydania magazynu zapraszają nas na wiele wycieczek. Począwszy od drogi śladami świętego Mikołaja, który jak się okazuje miał ogromny wpływ na budowę miasta, poprzez magiczną podróż po Łasztowni, która jeszcze nie tak dawno, bo w XIX wieku tętniła życiem. Gdy już tak wędrujemy ulicami Szczecina warto od czasu do czasu zadrzeć głowę do góry, by pozachwycać się „Cudami na fasadach”. W podróży po naszym wspaniałym mieście prędzej czy później dojdziemy do Breite Straße (dziś ul. Wyszyńskiego), gdzie prowadzeni za rękę przez Ryszarda Hałabura poznamy fotograficzną (bo pierwszych zakładów fotograficznych) przeszłość tej najpopularniejszej niegdyś ulicy Szczecina. To oczywiście nie jedyna historia fotografii, kilka stron dalej spod pióra Michała Malinowskiego wyszedł artykuł o pewnej znanej fotografii. Jakiej? Warto się przekonać samemu. Jeśli mowa o piórach nie możemy się zatrzymać, nogi same prowadzą na ul. Łokietka, do zakładu czyszczenia pierza. W słowach Justyny Machnik opowieść Pani Janiny Giecewicz – założycielki pierwszego w Szczecinie takiego zakładu.
Na łamach Szczecinera poznamy dawnych mieszkańców, nie zabraknie tych godnych jak „Biskup z Köngisplatz” czy małżeństwo Brodziaków jak i tych, którzy w historii zapisali się krwią innych – w roli czarnego charakteru, który niestety zapamiętany został przez Szczecin, Regina – zdrajczyni Polski powojennej.
Dla szyderców, którzy nadal są przekonani, że Szczecin to tylko paprykarz polecam świetny artykuł Tomasza Kaczmarskiego, który rzucił trochę światła na zapomniane (a nawet nieznane) małe browary szczecińskie. Do piwa oczywiście bezdyskusyjnie należy coś przegryźć – proponuję pierniki szczecińskie (tak jest! Szczecińskie, nie toruńskie!). Skąd wziąć pierniki? To banalnie proste, kilogram miodu, pół kilo więcej mąki, sól z rogu jelenia do tego... moment, moment, prawdziwy i niezawodny przepis oczywiście w roczniku. Jak Szczecin to oczywiście morze (czy na sali mamy jeszcze szyderców?), a z morzem historia Betonowca (czy aby na pewno?), który spoczywa w jeziorze Dąbie, opowieść o Bembridge i Zeesbotach. Na stronach magazynu znalazła się również historia o tym jaki wpływ miała radiowa lista życzeń na rybaków. Jeszcze apel Michała Rembasa, by ratować szczecińską przeszłość w artykule pt. „Orły u stóp wieży”, jeszcze dzieje współczesne, czyli kilka słów o pomniku na pl. Solidarności, jeszcze rzut okiem na Sedinę – ale nie tak jak zwykle, wchodząc w konflikt dotyczący pomnika, który niegdyś stał przy pl. Tobruckim, ale z punktu marketingowego. Trochę papieru na wątek szwedzki, potem zarys świątyń – po których tylko zarys słów i zdjęć został. I już. Koniec. Na kolejną porcję ciekawych, wciągających podróży po Szczecinie wydawcy każą nam czekać aż rok! To doprawdy niedopatrzenie i wierzę, że zamysł rocznika zmieni się np. w kwartalnik. Szczecin jest wspaniałym miejscem i jeszcze wiele rzeczy musi się odnaleźć w druku. Zaś Szczeciner to 139 stron, by pokochać Szczecin pierwszy raz lub kolejny – jeszcze bardziej.
Portal wSzczecinie.pl jest patronem medialnym Szczecinera.
ZOBACZ TEŻ:
Szczeciner nie jest frajerem! - relacja z premiery
KONKURS
Dla czytelników wSzczecinie.pl przygotowaliśmy specjalny konkurs. Do wygrania 1 egzemplarz Szczecinera z gadżetami. Wylosujemy go wśród osób, które poprawnie odpowiedzą na poniższe pytanie. Na zgłoszenia czekamy do końca maja 2011r.
Komentarze
1