W piątek słynna świetlica Stoczni Szczecińskiej została przekazana miastu. Co to oznacza dla tego znaczącego pomnika historii? Na razie niewiele. I czy warto go ratować?

Świetlicę przejmuje miasto

Podczas konferencji prasowej prezydent Piotr Krzystek podkreślał wagę przejęcia przez miasto świetlicy: To historyczny moment. Po długich negocjacjach podpisaliśmy akt notarialny, w wyniku którego budynek ze świetlicą stoczniową wraz z dostępem do ulicy stał się własnością miasta. Obiekt ma historyczne znaczenie dla Szczecina. Będzie wykorzystywany do celów edukacyjnych i upamiętniających historię.

 

Miasto nie ma pieniędzy na świetlicę

Na razie jednak miasto nie planuje przekazania większych środków na świetlicę. Zamierza ją jedynie zabezpieczyć przed dalszą dewastacją i liczy przede wszystkich na pomoc marszałka województwa: Najbliższe miesiące pokażą nam, czy są szanse na środki zewnętrzne i wtedy będziemy w stanie przygotować dokładny program, który będzie realizowany. Na dzień dzisiejszy mamy środki na zabezpieczenie obiektu. Nie będzie postępowała jego degradacja - powiedział Piotr Krzystek. Podziękował również Instytutowi Pamięci Narodowej i szczecińskiej Solidarności za zaangażowanie w sprawę i walkę o to, aby obiekt przetrwał. Podkreślił też, że w jego opinii naturalną współpracą dla ewentualnej, przyszłej jednostki muzealnej stworzonej w świetlicy byłaby ta nawiązana z powstającym Muzeum Centrum Dialogu "Przełomy".

My to zrobimy lepiej

Te nieśmiałe, w gruncie rzeczy, zapowiedzi dotyczące przyszłości świetlicy dziwią i niepokoją. Takie skromne plany byłyby nie do pomyślenia w Gdańsku, który świadomie bądź nie, zagarnął sobie wszelkie zasługi, jeśli chodzi o wydarzenia Sierpnia 1980 roku. Co ciekawe, wyższość gdańskich strajkujących wobec ich szczecińskich kolegów była już widoczna podczas tych gorących dni. W głośnej książce Małgorzaty Szejnert i Tomasza Zalewskiego "Szczecin. Grudzień – sierpień – grudzień" zapada w pamięć fragment relacji z 30 sierpnia, kiedy to w Szczecinie podpisano porozumienie z władzami (dzień przed Gdańskiem). Tuż przed złożeniem podpisu zatelefonowano do Stoczni Gdańskiej. Tamtejsi strajkujący poprosili o wstrzymanie się z porozumieniami dodając przy tym: Zaczekajcie, my to zrobimy lepiej. To powiedzenie bardzo zabolało szczecińskich strajkujących. I Szczecin nie poczekał. Miał już poczucie wygranej i chciał swoje wspaniałe zwycięstwo podarować Polsce. Rzeczpospolita wybrała jednak ostatecznie gdański prezent, który otrzymała dzień później. A zdanie my to zrobimy lepiej wydaje się prześladować Szczecin do dzisiaj. Gdańsk rozwija się lepiej od naszego miasta pod każdym względem. I jest bardziej doinwestowany.

 

Idzie o całą Polskę

Dlatego trzeba dążyć do tego, aby przypomnieć Polsce Szczeciński Sierpień. A ogólnokrajowe obchody tych wydarzeń zainicjować już 30 sierpnia, a nie dzień później. Do tego może przysłużyć się odnowiona i odpowiednio wyeksponowana świetlica stoczniowa. Szczecinianie powinni zdawać sobie sprawę, że strajkujący nie walczyli tylko o jakieś tam postulaty, które miały polepszyć ich poziom życia. Marian Jurczyk powiedział 24 sierpnia 1980 roku: To jest sprawa nie nasza, ale trzydziestu sześciu milionów ludzi. I zadecyduje nie na jedno i dwa pokolenia… Nie pomylił się. Inny strajkujący, Soszyński z portu wspomina: I wtedy, kiedy znalazłem się w stoczni [tj. 21 sierpnia] zauważyłem, że zacząłem się zmieniać i rozumieć cały sens powstania MKS-u [Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego], rozumieć, w jakim kierunku to szło. Że to nie idzie już o poszczególne zakłady pracy, o indywidualne interesy, ale o całą Polskę.

 

Jak wyglądała świetlica w tamtych dniach?

O tym, jak wyglądała świetlica w tamtych dniach pięknie opisali Szejnert i Zalewska we wspomnianej już książce. Pierwszy raz ujrzeli ją na własne oczy 18 sierpnia 1980 roku: Przed nami masywny, trzypiętrowy gmach z czerwonej cegły. Na drugim piętrze w świetlicy pracuje główny sztab strajku. Nad wejściem do sali – transparent "Socjalizm postępowy – tak, wypaczenia – nie!" (…) Sala jest banalna, akademijna, typowe miejsce posiedzeń KSR-ów – sztywna, posępna architektura, na ścianach freski z widokami miast. I niby wszystko jest po staremu – mównica, stół prezydialny z zielonym suknem, za stołem nowe hasło: "Proletariusze wszystkich krajów – łączcie się", równolegle rzędy zestawionych ze sobą stołów z butelkami wody mineralnej i popielniczkami pełnymi niedopałków – a przecież od razu czujemy, że to nie to samo. Nie ma tu nastroju nudnej celebry, sennego rozleniwienia, półuśmieszków i półgrymasów, codziennego klimatu życia pozornego. Ludzie siedzący przy stołach to delegaci szczecińskich zakładów pracy – jest ich niemal dwustu – inni się krzątają, co chwila ktoś wchodzi i wychodzi, padają polecenia. Atmosfera jest rozgorączkowana, kroki pośpieszne, ruchy zdecydowane. Tutaj coś się robi na serio, coś, czego sens nie podlega dyskusji (…).

 

Co robiono w świetlicy?

W świetlicy nie tylko dyskutowano i negocjowano ze stroną rządową. To tutaj zostanie wybrany na przewodniczącego strajku Marian Jurczyk. Chociaż mało brakowało, a zostałby nim Jarosław Mroczek – obecny prezes EPA i Pogoni Szczecin. Uważał wtedy, że zbyt krótko pracował w stoczni, aby móc pełnić tak odpowiedzialną funkcję. W świetlicy zostają wreszcie spisane postulaty strajkowe. Lista powstała w dość prosty sposób. Zostały wpisane te postulaty, które były najczęściej wysuwane przez robotników. Pokrywały się w większości z postulatami gdańskimi, które znane były w Szczecinie dzięki radiu Wolna Europa i kolejarzom wracającym z Gdańska. Wtedy nie istniał Internet, oficjalne media były zakłamane, a telefony w Trójmieście zostały odcięte. W świetlicy oglądano również telewizję. Poza dziennikiem zdarzyło się nawet wspólne oglądanie meczu oraz… serialu "Pogoda dla bogaczy". Strajkujący bardzo przeżywali męczeńską śmierć jednego z bohaterów. W świetlicy też leczono. Marianowi Jurczykowi, który podczas tych dni non stop pracował i niewiele spał, zdarzyło się zasłabnąć. Marian Juszczuk, inny bohater Sierpnia, rozchorował się na zapalenie oskrzeli i miał bardzo wysoką gorączkę. Nie zgodził się jednak na hospitalizowanie.

 

Świetlica nocą

Świetlica nie pustoszała na noc. Strajkujący nie opuszczali stoczni i spali właśnie w świetlicy. Szejnert i Zalewski poetycko relacjonują: Noc. W świetlicy gasną górne światła. Tylko mała lampa, paląca się nisko koło estrady, pozwala obejrzeć niesamowitą scenerię tej sali. Parlamentarzyści śpią na długich stołach obrad, zsuniętych krzesłach i na podłodze. Niektórzy śpią komfortowo, na materacach dmuchanych i pod kocami, większość legła jednak po prostu, jak stała, zdjąwszy tylko buty. Przedstawiciele zakładów, które najwcześniej przystąpiły do strajku i spędzają tu już trzecią czy czwartą noc, mają uprzywilejowane miejsce na estradzie, za miękką ścianą kurtyny. To miejsce zwane sypialnią, wymoszczone zostało białym styropianem, wygodnym surowcem propagandowym. Z tego styropianu nikt już nie wytnie liter na hasła, jest pokruszony ciężarem ciała.

 

Jak podpisano porozumienia?

To w świetlicy wreszcie podpisano słynne porozumienia. 30 sierpnia, rano, panował w niej nastrój uroczystego wyczekiwania. Wśród strajkujących, jak relacjonowała Szejnert i Zalewski, czuło się zarówno radość i obawę. Tego dnia świetlica została dokładnie wysprzątana: Stoły są wyrównane, płótna obciągnięte, podłoga zamieciona dokładnie. Kto tylko mógł - wyświeżony. Twarze rozjaśnione, uważne, w każdym geście – pewność siebie i mobilizacja. Zgromadzenie ludzi w bardzo dobrej formie. Ani śladu zmęczenia. Niezwykła cisza. Bardzo dużo prasy. Dajerling i Plaugo wydali na dzisiaj 41 akredytacji. Jakaś zagraniczna kamera obok paru polskich. Mikrofony na wędkach. Bardziej niż kiedykolwiek imponujący ogród kwiatowy na tle kurtyny. Ten fragment książki pokazuje zatem, że strajkujący ze Stoczni Szczecińskiej, pomimo początkowej niechęci do obcych, a zwłaszcza mediów, otworzyli się na świat zewnętrzny w kluczowym momencie. A jednak dziś pokazuje się głównie Wałęsę podpisującego porozumienia w Gdańsku, a nie szczecinian Jurczyka, Juszczuka i Fischbeina ze strony stoczniowej i Barcikowskiego, Żabińskiego i Brycha ze strony rządowej. Po podpisaniu porozumień strajk w stoczni się skończył. Zatelefonowano do Lecha Wałęsy, który się wściekł. Miał powiedzieć, że szybsze zakończenie strajku przez Szczecin to świństwo. I jak się mówiło, że ma być solidarnie, to powinno być solidarnie do końca. Nie było. O szczecińskim sierpniu zapomniano, o gdańskim nie. Dlatego cieszy, że do Szczecina, 30 sierpnia, zawita nowy prezydent Andrzej Duda. Wizyty głowy państwa nie będą mogły zignorować ogólnopolskie media.

 

Czy mamy prać?

I na koniec zabawna historia, która miała miejsce również w świetlicy. Musimy zdawać sobie sprawę, że minęło zaledwie dziesięć lat od tragicznych wydarzeń Grudnia 1970 roku. Doszło wtedy do krwawych zamieszek na ulicach Szczecina. Zginęło wtedy wielu ludzi. Do stoczniowców przyszedł pewien człowiek, który zadał im dziwne pytanie: Koledzy, my czekamy na waszą odpowiedź. Czy mamy prać? W sali zapanowała spora konsternacja. Kogo chce bić ów człowiek? I czy przypadkiem nie zwariował? Dopiero po chwili mężczyzna wyznaje: Koledzy, ja jestem z zakładów pralniczych. Robotnik zastanawiał się, czy jego pralnia powinna również zastrajkować. Stoczniowcy poprosili go o to, aby on i jego koledzy nie porzucali pracy, ponieważ mogłyby na tym ucierpieć np. szpitale.

 

Więcej odwagi

Piękna historia świetlicy stoczniowej powinna zostać uratowania nie tylko od zapomnienia, ale też od fizycznej… dewastacji. Cieszy, że miasto chce zabezpieczyć świetlicę przed niszczeniem. Jednakże to zbyt mało, jeśli chce się przypomnieć światu o tym, że obok Gdańska w sierpniu 1980 roku zbuntował się również Szczecin. Zrzucanie odpowiedzialności na marszałka nie świadczy dobrze o władzach miasta, w którym zaczęło się obalanie komunizmu. Więcej odwagi, panie prezydencie. Stoczniowcy, 35 lat ją mieli. Teraz czas na pana.