Teatr Polski jako pierwszy rozpoczął sezon artystyczny, na spektakle zapraszając jeszcze w sierpniu. Za nami już także premiera „Paryskiego spleenu”, a już na październik teatr szykuje kolejną.
Dwie nowości jeszcze w tym roku
Dokładnie 18 października na Scenie Szekspirowskiej premierowo pokazany zostanie spektakl „Pilch/Dzienniki”. Będzie to poetycko-biograficzna opowieść o życiu Jerzego Pilcha, bestsellerowego pisarza: prozaika, dramaturga, scenarzysty, felietonisty, laureata licznych nagród literackich. Za reżyserię odpowiada Artur Więcek „Baron”.
– To pierwsze w Polsce przedstawienie o współczesnym pisarzu, bardzo interesującej postaci – przekazuje Adam Opatowicz, dyrektor Teatru Polskiego.
Natomiast jeszcze przed końcem roku Teatr Polski zaprosi na przedstawienie „Za nami w nas – opowieść domowa” według tekstu Artura Daniela Liskowackiego.
– Będzie to rodzaj pejzażu literackiego po Szczecinie. 26 grudnia 1945 roku odbyła się pierwsza premiera w teatrze, od tej daty minęło 80 lat. Dlatego w grudniu chcemy zrobić adaptację sztuki, w której autor próbuje się przyjrzeć, jak miasto wyglądało przez wieki – tłumaczy Opatowicz.
Co więcej, spektakl przybierze nietypową formę. – Sztuka została napisana na dwa wieczory – przyznaje Opatowicz – ale prawdopodobnie stworzymy też koncepcję połączonych wieczorów w jeden. Będzie miała ona specyficzny charakter, będzie próbą zabrania widzów w podróż z wykorzystaniem prawie całego obiektu.
Tradycyjnie już w Teatrze Polskim będzie można spędzić sylwestra. Mowa o wieczorze 31 grudnia, lecz nie tylko. Z roku na rok zainteresowanie taką formą witania Nowego Roku wzrasta, więc pokazy zaplanowano również kilka dni wcześniej.
– Jak jest okazja spędzić czas w miłej atmosferze, którą staramy się stworzyć, to czemu nie skorzystać? To rozrywka na odpowiednim poziomie i rodzaj wytchnienia od rzeczywistości – zauważa Opatowicz.
Musical, współprace i festiwal
Jak przyznaje dyrektor, w drugiej części sezonu najważniejszym punktem będzie musical „Dracula”. Nie będzie to jednak historia, którą wszyscy znają.
– To duże przedsięwzięcie, na swój sposób odkrywcze – zaznacza dyrektor. – Będzie to prapremiera po 50 latach. Artur Andrus w archiwum Marii Czubaszek i Wojciecha Karolaka, które zostało mu powierzone po ich śmierci, znalazł zapomnianą partyturę – zdradza Opatowicz.
W planach repertuarowych jest również realizacja sztuki według scenariusza opartego na twórczości aktora Jana Nowickiego, a także współpraca z krakowskim Teatrem Bagatela, której owocem będzie spektakl o Stanisławie Tymie.
Oczywiście nie zabraknie Urodzin Czarnego Kota Rudego, które co roku przyciągają tłumy widzów. Tym razem przybiorą one wyjątkowy wydźwięk, a to wszystko w związku z upamiętnieniem zmarłej Joanny Kołaczkowskiej, która od wielu lat była gościem wydarzenia.
– Chcielibyśmy coś zrobić dla Joasi. Przez ostatnie lata bardzo się zżyliśmy, mieliśmy piękne plany. To była, i ciągle jest, ważna postać i nie będzie łatwo o niej zapomnieć, tak się nie da. Dlatego w najbliższe urodziny będziemy chcieli ją przypomnieć. To będą takie urodziny dla Joasi. To nasza powinność, ale i wewnętrzna potrzeba – podkreśla Opatowicz.
Przyszły rok przyniesie ze sobą trzecią edycję Festiwalu Bonhoeffera „Ślady”. Jeżeli chodzi o premierę na scenie Czarnego Kota Rudego, to obecnie zarówno Opatowicz, jak i Andrus piszą scenariusz. Jak żartuje dyrektor, zobaczą, który z nich szybciej skończy i którego z panów pomysł zostanie zrealizowany.
Wielkie powroty. „Widza trzeba szanować”
Teatr Polski w pierwszym roku działalności w nowej siedzibie niemalże co miesiąc miał premierę.
– W samej nowej części teatru zagraliśmy już 20 premier. Mamy więcej przedstawień niż czasu, by je grać. Dlatego zwalniamy tempo i będziemy wystawiać spektakle już zrealizowane, żeby one mogły żyć – mówi Opatowicz. To m.in. „Komedianci” i „Iwona, księżniczka Burgunda”.
Jeszcze przed otwarciem nowej siedziby Teatru Polskiego, jego dyrektor przyznawał, że chce, by nowa era teatru była oparta na nowych spektaklach. Dlatego też do tej pory z dawnego repertuaru widzieliśmy tylko kilka tytułów. To ma się jednak zmienić.
– Mamy też spektakle, które zniknęły z afisza przez pandemię i rozbudowę, a na które publiczność czeka. Widza trzeba szanować. Jeżeli za czymś tęskni, jest to wystarczający powód, by do tego wrócić – podkreśla dyrektor.
Na co mogą liczyć teatromani? Wielkie powroty mają mieć m.in. „Kogut w rosole” czy „Pensjonat Pana Bielańskiego”. – Przywracanie spektakli bardziej rozbudowanych jest skomplikowane, trzeba zmienić dekoracje, dostosować je do nowych scen. Ale musimy je grać, nie ma zmiłuj się.
Komentarze